— Czy uzylam slowa „Agnes”? Czy choc jedna z moich wypowiedzi jej dotyczyla? — spytala lodowato Lacrimosa. — Nie wydaje mi sie. Nawet mi sie nie snilo, zeby w jakikolwiek sposob o niej wspominac.
— Mam dosyc tych klotni! — krzyknal hrabia.
— I koniec, tak? — spytala Lacrimosa. — Nie dyskutujemy. Mamy robic, co kazesz, na zawsze.
— Uzgodnilismy…
— Nie. Ty uzgodniles, a nikt nie zaprotestowal. Vlad mial racje!
— Cos podobnego. — Hrabia zwrocil sie do syna. — A w czym miales racje, jesli wolno spytac?
Vlad otworzyl i zamknal usta, pospiesznie ukladajac spojne zdanie.
— Moze wspomnialem kiedys, ze cala ta sprawa z Lancre wydaje sie dosc… nierozsadna.
— Och! — zawolala hrabina. — I nagle tak sie znasz na tym, co rozsadne, chociaz masz ledwie dwiescie lat?
— Nierozsadna? — powtorzyl hrabia.
— Ja bym powiedziala: glupia! — oznajmila Lacrimosa. — Male odznaki? Prezenty? My niczego nie dajemy! Jestesmy wampirami! Bierzemy, co chcemy, o tak…
Wyciagnela reke, chwycila stojacego obok mezczyzne i odwrocila sie; usta miala otwarte, wlosy rozwiane…
I zamarla, jakby nagle skamieniala.
Po czym zgiela sie wpol. Patrzac gniewnie na ojca, siegnela dlonia do gardla.
— Co… zrobiles? — wykrztusila. — Gardlo… mi… Zrobiles mi cos!
Hrabia otarl czolo i scisnal grzbiet nosa.
— Lacci…
— Nie nazywaj mnie tak! Wiesz, ze tego nienawidze!
Rozlegl sie krotki krzyk jednego z pomniejszych wampirow. Agnes nie pamietala, jak mial na imie, pewnie Fenrir, Maledicta albo jakos tak, ale przypominala sobie, ze kazal sie nazywac Geraldem. Osunal sie na kolana, drapiac palcami krtan. Inne wampiry tez nie wygladaly na szczesliwe. Kilka z nich opadlo na kleczki i jeczalo, ku zdumieniu mieszkancow Escrow.
— Nie czuje… sie za… dobrze… — Hrabina zachwiala sie lekko. — A mowilam, ze moim zdaniem wino nie jest dobrym pomyslem…
Hrabia odwrocil sie i spojrzal na Agnes. Cofnela sie o krok.
— To ty, prawda?
— Pewnie ze ona! — jeknela Lacrimosa. — Wiesz przeciez, ze ta stara przeniosla gdzies swoja jazn, a musiala wiedziec, ze Vlad robi slodkie oczy do tej kluski!
— Dlaczego nie poczolgasz sie z powrotem do swojej trumny i nie zgnijesz, oslizla glisto? — powiedziala Agnes.
Nie bylo to zbyt udane zdanie, ale improwizowane zniewagi rzadko kiedy bywaja dobrze skonstruowane.
Lacrimosa skoczyla na nia, ale dolegalo jej chyba cos jeszcze. Zamiast poszybowac w powietrzu jak aksamitna smierc, podfruwala tylko niczym ptak ze zlamanym skrzydlem. Wscieklosc jednak sprawila, ze wyrosla przed Agnes, wystawiajac szpony…
Agnes uderzyla ja z calych sil; czula, ze Perdita takze dolacza sie do ciosu. Nie powinien dojsc celu, dziewczyna byla tak szybka, ze moglaby w tym czasie obiec Agnes dookola trzy razy… A jednak trafil.
Ludzie z Escrow patrzyli, jak wampirzyca zatacza sie pokrwawiona.
Burmistrz uniosl glowe.
Agnes pochylila sie, zaciskajac piesci.
— Nie wiem, gdzie odeszla babcia Weatherwax — powiedziala. — A moze jest tutaj, ze mna? — Szalenczy pomysl blysnal jej w myslach i dodala ostrym glosem babci: — A jesli znowu mnie powalisz, wygryze sobie droge przez twoje buty!
— Niezle, panno Nitt. — Hrabia ruszyl w jej strone. — Ale nie sadze…
Zatrzymal sie i siegnal rekami do zlotego lancucha, ktory nagle zacisnal mu sie na szyi.
Za jego plecami burmistrz ciagnal ten lancuch calym swym ciezarem. Wreszcie zdolal powalic wampira na ziemie.
Obywatele miasteczka spojrzeli po sobie i wszyscy rownoczesnie ruszyli sie z miejsc.
Wampiry uniosly sie w powietrze, probujac uzyskac przewage wysokosci; kopaly wyciagajace sie ku nim rece. Zerwano z murow pochodnie. W nocna cisze wdarly sie glosne krzyki.
Agnes poszukala wzrokiem Vlada, ktory patrzyl na to wszystko ze zgroza. Lacrimose otaczal zaciesniajacy sie krag ludzi.
— Lepiej uciekaj — poradzila. — Inaczej oni…
Odwrocil sie i skoczyl. Ostatnia rzecza, jaka widziala, byly zeby.
Droga w dol okazala sie gorsza od wspinaczki. Zrodla tryskaly z kazdego zaglebienia, kazda sciezka stala sie strumieniem.
Gdy brneli z babcia od blota do trzesawiska, Oats rozwazal opowiesc zawarta w Ksiedze Oma — wlasciwie kluczowa opowiescia — o tym, jak prorok Brutha wedrowal z Omem przez rozpalona pustynie, a wedrowka ta w rezultacie na zawsze odmienila omnianizm. Zastapila miecze modlitwami, ktore powodowaly mniej zgonow, z wyjatkiem tych naprawde powolnych. Rozbila tez Kosciol na tysiac odlamow, a te natychmiast zaczely sie miedzy soba klocic, az w koncu wydaly Oatsa, ktory klocil sie ze soba sam.
Oats zastanawial sie, jak daleko na pustyni dotarlby Brutha, gdyby musial podtrzymywac babcie Weatherwax. Bylo w niej cos sztywnego, cos twardego jak kamien. Mniej wiecej w polowie drogi blogoslawiony prorok moglby — myslal Oats troche zawstydzony — ulec pokusie i… no, powiedziec cos nieuprzejmego, a przynajmniej westchnac znaczaco. Odkad staruszka sie rozgrzala, zrobila sie bardzo zrzedliwa. Zdawalo sie, ze cos ja dreczy.
Deszcz ustal, ale wciaz wial przenikliwy wiatr, a od czasu do czasu spadal przelotny, ale klujacy grad.
— Juz niedlugo — wysapal Oats.
— Nie wiesz tego — odparla babcia, czlapiac w czarnym, lepkim blocie.
— Nie, ma pani absolutna racje — przyznal. — Powiedzialem tak, bo chcialem poprawic nam humor.
— Nie wyszlo.
— Pani Weatherwax, czy chcialaby pani, zebym pania tu zostawil?
Babcia pociagnela nosem.
— To by mnie nie zmartwilo.
— Ale czy pani by chciala?
— To nie moja gora — odparla babcia. — I nie do mnie nalezy mowienie ludziom, gdzie byc powinni.
— Odejde, jesli pani zechce — zapewnil ja Oats.
— Nie prosilam, zebys szedl za mna — przypomniala.
— Bylaby pani martwa, gdyby nie ja.
— To nie twoja sprawa.
— Boze moj, pani Weatherwax, wystawia mnie pani na ciezka probe!
— Panski bog, panie Oats, wszystkich wystawia na probe. Tak zwykle postepuja bogowie i dlatego wlasnie nie chce miec z nimi nic wspolnego. I caly czas wyznaczaja reguly.
— Musza istniec jakies reguly, pani Weatherwax.
— A jaka jest ta pierwsza, ktorej przestrzegania wymaga twoj Om?
— Ze wierni nie powinni czcic zadnego innego boga procz Oma — odpowiedzial natychmiast Oats.
— Ach tak? No to masz tych swoich bogow. Co za egocentryzm!
— Mysle, ze chcial w ten sposob zwrocic na siebie uwage. Jest tez wiele przykazan o dobrym traktowaniu innych ludzi, jesli o to pani chodzi.
— Naprawde? A przypuscmy, ze ktos nie chce wierzyc w Oma, a jednak stara sie zyc wlasciwie?