— Wedlug proroka Bruthy kto zyje dobrze, ten wyznaje Oma.

— Oho, to sprytne. Zalatwia cie z obu stron — przyznala babcia. — Musial dlugo myslec, zeby wpasc na cos takiego. Brawo. A co innego madrego mowil?

— On nie mowil po to, zeby podziwiano go za madrosc — zapewnil goraco Oats. — Ale skoro pani pyta, to napisal w Liscie do Symonitow, ze tylko poprzez innych ludzi stajemy sie naprawde ludzmi.

— Dobrze. Z tym trafil w sedno.

— I powiedzial, ze powinnismy niesc swiatlo w mroczne miejsca.

Babcia milczala.

— Pomyslalem, ze o tym wspomne — ciagnal Oats — poniewaz kiedy pani… no wie pani, kiedy kleczala w kuzni… mowila pani cos calkiem podobnego.

Babcia zatrzymala sie tak gwaltownie, ze Oats o malo co sie nie przewrocil.

— Co robilam?

— Mamrotala pani i…

— Mowilam w czasie… przez sen?

— Tak, i powiedziala pani cos o ciemnosci, ktora jest tam, gdzie powinno byc swiatlo, co zapamietalem ze wzgledu na Ksiege Oma.

— Sluchales?

— Nie, nie sluchalem, ale trudno bylo nie slyszec, prawda? Brzmialo to tak, jakby sie pani z kims klocila…

— I pamietasz wszystko, co mowilam?

— Chyba tak.

Babcia zachwiala sie lekko. Stala w kaluzy czarnej wody, ktora zaczela wzbierac ponad jej buty.

— Mozesz zapomniec?

— Slucham?

— Nie bedziesz tak nieuprzejmy, by komukolwiek powtarzac paplanie biednej kobiety, ktora pewnie nie wiedziala, co mowi, prawda? — spytala wolno babcia.

Oats zastanowil sie.

— O jakim paplaniu mowa, pani Weatherwax?

Zdawalo sie, ze odetchnela z ulga.

— Ach. Dobrze, ze pytasz, bo po prawdzie to zadnego nie bylo.

Ciemne banki unosily sie z blota wokol nog babci, gdy oboje patrzyli na siebie. Wyraznie zostalo zawarte swego rodzaju zawieszenie broni.

— Tak sobie mysle, mlody czlowieku, ze moglbys mnie stad wyciagnac.

Zajelo to dluzsza chwile i wymagalo uzycia galezi z pobliskiego drzewa. Mimo wysilkow Oatsa stopa babci wysunela sie z buta. A kiedy jeden but sie pozegnal, pozostajac w ciezkim blocie, drugi, powodowany braterska solidarnoscia, naturalnie poszedl za jego przykladem.

Babcia wyszla na stosunkowo suchy i stosunkowo grunt, majac na nogach pare najgrubszych skarpet, jakie Oats w zyciu widzial. Wygladaly, jakby byly w stanie zatrzymac uderzenie mlota.

— Dobre byly buty — westchnela babcia, spogladajac na banki w kaluzy. — No trudno. Idziemy.

Zatoczyla sie troche, gdy ruszyla z miejsca, ale — budzac tym podziw Oatsa — zdolala utrzymac sie na nogach. Zaczynal formowac w myslach nowa opinie o tej kobiecie, sprawiajacej, ze nowa opinia o niej pojawiala sie mniej wiecej co pol godziny. Tym razem brzmiala: babcia koniecznie potrzebuje kogos, kogo moglaby pokonac. Jesli go nie znajdzie, prawdopodobnie pobije sama siebie.

— Szkoda tej twojej ksiazeczki ze swietymi slowami… — odezwala sie, kiedy przeszla juz kawalek.

Przez dluzsza chwile trwalo milczenie.

— Latwo zdobede nastepna — odparl wreszcie Oats.

— Musi ci byc trudno bez tej ksiazki slow.

— To tylko papier.

— Poprosze krola, zeby sprowadzil ci nastepna ksiege slow.

— Nie chcialbym mu robic klopotow.

— Ale to straszne, ze wszystkie slowa musiales spalic.

— Te najwazniejsze nie plona.

— Nie jestes taki glupi, chociaz nosisz smieszny kapelusz — uznala babcia.

— Potrafie poznac, kiedy ktos sobie ze mnie zartuje, pani Weatherwax.

— I dobrze.

Szli w milczeniu. Przez chwile grad odbijal sie od spiczastego kapelusza babci i szerokiego ronda Oatsa. Wreszcie babcia odezwala sie znowu.

— Ale i tak nie warto mnie przekonywac, zebym uwierzyla w Oma.

— Niech Om broni, zebym chocby probowal, pani Weatherwax. Nie mam przy sobie nawet jednego pamfletu, prawda?

— Nie, ale starasz sie, zebym sobie pomyslala: „O, jaki to mily mlody czlowiek, ten jego bog musi byc rzeczywiscie wyjatkowy, jesli tacy mili mlodzi ludzie jak on pomagaja takim staruszkom jak ja”, prawda?

— Nie.

— Naprawde? W kazdym razie to nie dziala. W ludzi mozna czasami uwierzyc, ale nie w bogow. I powiem ci jeszcze, panie Oats…

Westchnal ciezko.

— Tak?

Odwrocila sie twarza do niego, nagle ozywiona.

— Moze lepiej bedzie dla ciebie, jesli nie uwierze. — Szturchnela go koscistym palcem. — Ten Om… Czy ktos go widzial?

— Powiedziane jest, ze trzy tysiace ludzi bylo swiadkami jego manifestacji przy Wielkiej Swiatyni, kiedy zawarl przymierze z prorokiem Brutha i ocalil go przed meczenska smiercia na zelaznym zolwiu…

— Ale zaloze sie, ze teraz sie kloca, co naprawde widzieli.

— Coz, w samej rzeczy, rozne sa opinie…

— No tak. Oczywiscie. Ludzie sa tylko ludzmi. Ale gdybym to ja go zobaczyla, naprawde istniejacego, naprawde zywego, trawiloby to mnie jak goraczka. Gdybym uwierzyla, ze jest jakis bog, ktoremu rzeczywiscie zalezy na ludziach, ktory strzeze ich jak ojciec i dba o nich jak matka… Wtedy nie uslyszalbys ode mnie zadnego „Kazdy problem ma dwie strony” albo „Musimy szanowac wierzenia innych”. Nie bylabym wtedy ogolnie mila w nadziei, ze wszystko dobrze sie skonczy. Nie wtedy, gdyby ten plomien plonal we mnie niczym miecz pomsty. Powiedzialam „plonal”, panie Oats, bo tak wlasnie by bylo. Mowisz, ze wasi wyznawcy nie pala juz innych, nie skladaja ludzi w ofierze, ale prawdziwa wiara to wlasnie oznacza, rozumiesz? Poswiecac wlasne zycie, dzien po dniu, w plomieniach, poswiadczajac jej prawdziwosc, dzialajac dla niej, oddychajac jej istota. To wlasnie religia. Cokolwiek innego to… to tylko bycie milym. I sposob na utrzymywanie kontaktow z sasiadami. Uspokoila sie troche i podjela ciszej:

— W kazdym razie tak by sie stalo, gdybym naprawde uwierzyla. A nie sadze, zeby dzisiaj to bylo w modzie, bo mam wrazenie, ze kiedy teraz widzicie zlo, zalamujecie rece i mowicie: „Ojej, musimy o tym podyskutowac”. Takie jest moje zdanie, panie Oats. I naprawde wolalbys dac temu spokoj. Nie scigaj wiary, bo nigdy jej nie pochwycisz. — Po czym dodala, jakby na stronie: — Ale moze potrafisz zyc wiernie.

Szczeknela zebami, kiedy lodowaty podmuch wiatru owinal jej wokol nog wilgotna spodnice.

— Nie masz przypadkiem jeszcze jednej ksiegi swietych slow? — spytala.

— Nie — odparl Oats, wciaz jeszcze zaszokowany.

Moj boze, pomyslal. Jesli ona kiedys odnajdzie religie, to co wtedy stoczy sie z tych gor przez rowniny? Moj boze… wlasnie pomyslalem „Moj boze”…

— Jakis spiewnik z hymnami?

— Nie.

— Cienki tomik modlitw odpowiednich na wszelkie okazje?

— Nie, babciu Weatherwax.

— Niech to… — rzucila i runela do tylu, bezwladnie jak manekin.

Podbiegl i pochwycil ja, nim upadla w bloto. Waska biala dlonia zlapala go za przegub tak mocno, ze az

Вы читаете Carpe jugulum
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату