A teraz ktos — ktos utalentowany, a pewnie dzieki temu i liczacy sobie niemalo — zrobil to w srebrze. Linie byly w jednej plaszczyznie, dokladnie takjak na wzgorzu, i podobnie rozne czesci konia nie laczyly sie z reszta ciala. Rzemieslnik polaczyljejednak starannie za pomoca cienkiego srebrnego lancuszka, wiec teraz Akwila trzymala w zadziwieniu cos, co nieporuszone, w swietle poranka wyrywalo sie jednak do biegu.

Musiala to przymierzyc. Ale… tu przeciez nie bylo lustra, nawet lustereczka. No trudno…

— Zobacz mnie — powiedziala Akwila.

I gdzies daleko, na rowninach, cos, co stracilo slad, obudzilo sie. Przez moment nic sie nie dzialo, a potem rozstapila sie mgla nad polami, poniewaz cos niewidzialnego, brzeczacego niczym roj pszczol, zaczelo sie przemieszczac…

Akwila zamknela oczy, odstapila na bok kilka krokow, odwrocila sie i otworzyla oczy. I oto stala przed soba, nieruchomajak obrazek. Kon wygladal przepieknie najej nowej sukience, srebro na zieleni.

Pomyslala, ze Roland musial zaplacic za to mnostwo pieniedzy. I zastanowiloja dlaczego.

— Przestan mnie widziec — powiedziala.

Powoli zdjela naszyjnik, zawinela go starannie w papier i wlozyla do pudelka, ktore miescilo wszystkie pamiatki z domu. Potem wy — ciagnelajedna z pocztowek kupionych w Dwochkoszulach i olowek, i starannie dobierajac slowa, napisala do Rolanda podziekowanie. W naglym poczuciu winy siegnela po druga kartke, by poinformowac rodzicow, zejest wciaz cala i zdrowa.

Zamyslona zeszla po schodach na dol.

Kiedy przybyly do tego domu poprzedniego dnia, byljuz pozny wieczor i nie zauwazyla, ze sciany wzdluz schodow sa obwieszone plakatami. Plakatami cyrkowymi z postaciami klaunow i zwierzat, ktorym towarzyszyly napisy wykonane staroswieckimi czcionkami, przy czym trudno byloby znalezc dwie podobne linijki. Glosily na przyklad:

I tak biegly te informacje z gory w dol, od wielkich do malych liter. W skromnej drewnianej chatce wygladalo to nieco dziwnie.

Odnalazla droge do kuchni. Panowala tu cisza, jedynie tykal scienny zegar. Obie wskazowki odpadly od tarczy i lezaly teraz na dnie szklanej skrzynki, wiec choc zegar nadal odmierzal czas, nie mial ochoty nikogo o tym informowac.

Kuchnia byla niezwykle schludna. W szufladzie kredensu stojacego tuz kolo zlewu widelce, lyzki i noze lezaly w oddzielnych przegrodkach, co bylo lekko przerazajace. We wszystkich kuchennych szufladach, jakie Akwila widziala wczesniej, tez w zalozeniu mial panowac porzadek, ale przez lata uzywania nagromadzily sie w nich rozne rzeczy, na przyklad za duze chochle czy powyginane otwieracze do butelek, ktore nigdzie nie pasowaly i zawsze zawadzaly.

Na probe wyjelajedna lyzke z przegrodki dla lyzek i wrzucilaja do widelcow, po czym zamknela szuflade. I odwrocila sie.

Doszedlja odglos przesuwania, a potem brzek dokladnie taki, jaki wydalaby lyzka wkladana pomiedzy inne lyzki, ktore tesknily za nia i z niecierpliwoscia czekaly na moment, kiedy beda mogly opowiadac sobie przerazajace historie o zyciu wsrod ludzi noszacych straszliwe spiczaste kapelusze.

Akwila przelozyla noz pomiedzy widelce, zamknela szuflade i… przytrzymalaja. Zamarla w oczekiwaniu.

Przez chwile nic sie nie dzialo, po czym uslyszala halas wsrod garnkow. Byl coraz glosniejszy. Szuflada zaczela drgac. Caly zlew sie trzasl.

— No dobrze — oswiadczyla Akwila, odskakujac. — Mozesz wracac na miejsce!

Szuflada gwaltownie otworzyla sie i noz przeskoczyl z jednej przegrodki do drugiej niczym ryba. A szuflada sie zamknela. Zapanowala cisza.

— Kimjestes? — zapytala Akwila. Nikt nie odpowiedzial. Ale czula w powietrzu cos, co siejej nie podobalo. I ktos poza nia tez byl niezadowolony. To byl glupi numer, bez dwoch zdan Szybkim krokiem wyszla do ogrodu. Grzmiacy huk, ktory slyszala uprzedniej nocy, byl halasem wodospadu. W poblizu domku spadajaca woda napedzala niewielkie kolo, ktore pompowalo wode do duzej drewnianej cysterny, z ktorej z kolei biegla rura do domku.

W ogrodzie stalo mnostwo ozdobnikow. Byly raczej smutne, z pewnoscia bardzo tanie: kroliczki z wariackimi usmieszkami na pyszczkach, fajansowyjelen o wielkich oczach, gnomy w czerwonych czapeczkach z chwascikami i z takimi wyrazami twarzy, jakby podano im wlasnie bardzo gorzkie lekarstwo.

Rozne przedmioty wszedzie zwisaly z jablonek lub byly poprzy — wiazywane do palikow. Kilka lapaczy snow i siatek na zaklecia, ktore czasami widywala rozwieszone przed domostwami w swojej okolicy. Pozostale wygladalyjak duze chaosy, wirujace i podzwiekujace delikatnie. Jeszcze innejak… na przykladjeden wygladaljak ptak wykonany ze starych szczotek, ale wiekszosc przywodzila na mysli tylko kupe smieci. Choc trzeba powiedziec, ze dziwnych smieci. Akwili wydawalo sie, ze niektore poruszaly sie nieco, gdy przechodzila.

Kiedy wrocila do domu, panna Libella siedziala przy kuchennym stole.

Podobnie jak panna Libella. No coz, po prostu bylo ich dwie.

— Przepraszam — odezwala sie ta siedzaca po prawej stronie — pomyslalam, ze najlepiej bedzie miec to od razu za soba.

Obie wygladaly identycznie. Byla to tak naprawde jedna osoba w dwoch osobach.

— Rozumiem — powiedziala Akwila. — Jestescie blizniaczkami.

— Nie — zaprzeczyla panna Libella z lewej strony. — Nie jestesmy. To moze byc nieco trudne…

— …do zrozumienia — dokonczyla druga. — Zastanowmy sie. Wiesz na pewno…

— …ze bliznieta maja czasami te same uczucia i mysli — dokonczyla pierwsza.

Akwila przytaknela.

— No coz — kontynuowala druga panna Libella. — Moja sytuacja jest nieco bardziej skomplikowana, przynajmniej tak mi sie wydaje, poniewaz…

— …jestem jedna osoba w dwoch cialach — dopowiedziala pierwsza. Oba ciala rozmawialy, jakby byly graczami w meczu tenisowym, odbijajac kolejne slowa.

— Chcialam przekazac ci to…

— …w delikatny sposob, poniewaz niektorym ludziom wydaje sie to…

— …niestosowne i przerazajace, a nawet…

— …zwyczajnie…

— …straszliwe. Obie zamarly.

— Przepraszam za ostatnie zdania — powiedziala lewa panna Libella. — Zachowuje sie tak tylko wtedy, gdy jestem bardzo zdenerwowana.

— Chcecie mi powiedziec, ze wy obie — zaczela Akwila, ale panna Libella po prawej jej przerwala:

— Nie ma nas obu. Jestem tylko ja, rozumiesz? Wiem, ze to trudne. Ale mam prawa prawa reke i prawa lewa reke, i lewa prawa reke i lewa lewa reke. I to wszystkojestem ja. Moge isc po zakupy i w tym samym czasie pozostac w domu, Akwilo. Jesli to ci moze wjakis sposob pomoc, mysl o mniejak o osobie…

— …z czterema rekami i…

— …czterema nogami…

— …i czworgiem oczu.

Czworo oczu wpatrywalo sie teraz z niepokojem w Akwile.

— I dwoma nosami — powiedziala dziewczynka.

— Zgadza sie. Zrozumialas. Moje prawe cialo jest mniej zreczne od lewego, ale prawa para oczu lepiej widzi. Jestem czlowiekiem, tak samojak ty, tyle zejest mnie wiecej.

— Ale tylkoj edna z pan… to znaczy tylko polowa pani przyleciala po mnie do Dwochkoszul, prawda? — chciala sie dowiedziec Akwila.

— O tak, potrafie sie w ten sposob rozdzielac — przyznala panna Libella. — Calkiem dobrze mi to wychodzi. Tylko jesli odleglosc miedzy namijest wieksza niz dwadziescia mil, koordynacja staje sie trudniejsza. A teraz mysle, ze wszystkim nam dobrze zrobi filizanka herbaty.

Zanim Akwila zdazyla wykonac jakikolwiek ruch, jej gospodyni w dwoch osobach zaczela sie krzatac po kuchni.

Вы читаете Kapelusz pelen nieba
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату