Dzis o drugiej nad ranem zlowilem moim urzadzeniem wspolzycza! Teraz mam go zamknietego wewnatrz swojej glowy. Czuje jego wspomnienia, wspomnienia o kazdym stworzeniu, w ktorym zamieszkiwal. Ale tym razem dzieki mojemu wysokiemu intelektowi to ja wspolzycza kontroluje, a nie on mnie. Nie czuje, by jego obecnosc zmienila mnie w jakikolwiek sposob. Moj umysljest rownie silnyjak dotad!!!
W tym momencie pismo staje sie zamazane, takjakby profesor Prostota zaczal sie slinic nad kartka, ktora zapelnial notatkami.
Och, ile lat mnie powstrzymywali, te robaki tchorzliwe, istoty bez litosci, ktore dzieki lutowi szczescia mieli prawo nazywac siebie moimi panami! Smiali sie ze mnie! ALE JUZ SIE NIE SMIEJA!!! Nawet ci, ktorzy zwali sie moimi przyjaciolmi, o tak, oni tez, byli mi jedynie przeszkoda. Co z ostrzezeniami? — pytali. Dlaczego sloj, w ktorym znalazles plany, mial napisane slowa „Nie otwierac pod zadnym pozorem” wytloczone na pokrywie w pietnastu starozytnych jezykach? — mowili. Tchorze!
1 to sie nazywaja kumple? Powtarzali, ze istoty, w ktorych zamieszkiwal wspolzycz, popadaly w paranoje. Dostawaly swira. Wykrzykiwali, ze wspolzyczy nie da sie kontrolowac!!! CZY KTOKOLWIEK Z NAS WIERZY W TO CHOCIAZBY PRZEZ JEDNA MINUTE??? O, jakiez wspanialosci mnie oczekuja!!! Teraz oczyscilem swe zycie z nonsensow!!! A jesli chodzi o tych, ktorzy MATA CZELNOSC, TAK, CZELNOSC walic w moje drzwi z powodu tego, co zrobilem tak zwanemu nadrektorowi i jego Radzie… Jak smieja mnie osadzac!!! Niczym robactwo nie rozumieja co to znaczy wielkosc!!! Jaim pokaze!!! Ale… jaaaaaaaa… zuchwalosc… walenieeeeeeeeeeee… eeeeee…
I na tym zapis sie konczy. Na lezacej obok ksiegi karteczce jakis dawny mag napisal: „Wszystko, co pozostalo z profesora Prostoty, jest pochowane w sloju w Rozanym Ogrodzie. Zalecamy wszystkim studentom, by spedzili tam troche czasu i zastanowili sie nadjego smiercia”.
Ksiezyc sie dopelnial. Mowi sie o nim niekiedy, ze jest garbaty. To najmniej ciekawa faza ksiezyca i dlatego rzadko przedstawiana przez malarzy. Pelnia i sierp skupiaja cala uwage.
Rozboj siedzial samotnie na szczycie kopca, tuz obok falszywej nory kroliczej, wpatrujac sie w odlegle gory, ktorych sniezne szczyty lsnily w swietle ksiezyca.
Ktos dotknal go lekko w ramie.
— To niepodobne do ciebie, tak dac sie zajsc od tylu, Rozboju — odezwala sie Joanna, siadajac kolo niego.
Rozboj westchnal ciezko.
— GlupiJas powiedzial mi, ze nie tknalesjedzenia. — Joanna nie spuszczala z niego oka.
Rozboj znowu westchnal.
— A Duzy Jan opowiadal, ze dzis podczas polowania minal cie lis i nawet nie oberwal od ciebie jednego kuksanca.
Rozboj westchnaljeszcze raz.
Odpowiedzial mu cichy dzwiek wyciagania korka, a potem chlupotanie. Joanna trzymala przed nim malenki drewniany kubek. W drugiej rece dzierzyla skorzany buklak.
Ostra won napitku rozeszla sie w powietrzu.
— To resztka Specjalnego Plynu dla Owiec, ktory twoja wielka ciutwiedzma dala nam w prezencie slubnym — powiedziala Joanna. — Schowalam ten dar na specjalna okazje.
— Ona niejest moja wielka ciutwiedzma, Joanno — odrzekl Rozboj, nie patrzac nawet na kubek. — Onajest nasza wielka ciutwiedzma. I ma w sobie cos, co sprawi, ze bedzie wiedzma nad wiedzmami. Jest w niej taka moc, o ktorej ona nawet nie smialaby marzyc. Ale wspolzycz ja wyczul.
— Niech ci bedzie, kimkolwiek onajest, wypij. — Joanna przesunela kubek pod nosem Rozboja.
Tylko westchnal i odwrocil glowe.
Joanna zerwala sie na rowne nogi.
— Jas! DuzyJanie! Chodzcie tu czym predzej! — krzyczala. — On nie chce sie napic! Chyba umarl!
— To niejest odpowiedni czas na picie — odezwal sie Rozboj.
— Moje serce wypelnia smutek, kobieto.
— Szybciej!!! — wrzeszczalaJoanna, nachylajac sie nad dziura.
— On nie zyje, ale wciaz mowi!
— To wiedzma tych wzgorz. — Rozboj ignorowal jej krzyki. — Jak jej babcia. Kazdego dnia opowiadala tym wzgorzom, czym sa. Miala je w swojej krwi. Miala je w swoim sercu. Kiedy jej nie ma, nie chce mi sie myslec o przyszlosci.
Figle wydobywaly sie z dziury, popatrujac niespokojnie na Joanne.
— Cosjest nie tak? — zapytal Glupi Jas.
— Jakbys zgadl! — zachnela sie wodza. — Rozboj nie ma ochoty na Specjalny Plyn dla Owiec.
Na twarzy Jasia pojawila sie rozpacz.
— Nasz Wielki Czlowiek nie zyje! — zatkal. — Ojej jej jej…
— Zamknij sie, ty barylko, ty wielka kupo blota! — wrzasnal Rozboj, zrywajac sie na rowne nogi. — Niejestem niezywy. Chcialem miec spokojna chwile, by egzystencjalnie pocierpiec tutaj, zrozumiano? Na litosc, czy czlowiek nie moze poczuc na sobie chlostania lodowatych wiatrow losu, zebyjego ludzie nie uznali go za martwego, co?
— A, widze, ze znowu dyskutowales z ropuchem, Rozboju — zrozumial Duzy Jan. — Tylko on tutaj uzywa takich dlugich slow, i to przez caly dzien… — odwrocil sie do Joanny. — Zachorowal na ciezki przypadek milczenia, prosze pani. Kiedy czlowiek wplacze sie w to cale pisanie i czytanie, wczesniej czy pozniej dopadnie go nieszczescie. Skrzykne kilku chlopakow i przytrzymamy mu glowe pod woda, tojedyne lekarstwo. Myslenie bywa dla czlowieka mordercze.
— Zaraz sie z toba rozprawie i z dziesiecioma takimi jak ty! — wrzasnal Rozboj prosto w twarz Duzego Jana, unoszac piesc. — Jajestem Wielkim Czlowiekiem tego klanu i…
— Ajajestem wodza — odezwala sie wodza (jedna z umiejetnosci wodzyjest uzywac swego glosu tak, by byl twardy, ostry i cial powietrze niczym noz do lodu). — I rozkazuje wam wrocic na dol i nie pokazywac sie tu, dopoki nie powiem. Nie mowie do ciebie, Rozboju Figlu! Ty zostaniesz tutaj.
— Ojejjej… — zaczal GlupiJas, ale Duzy Jan zatkal mu dlonia usta i szybko pociagnal go w dol.
Pozostali sami. Na garbaty ksiezyc wdrapywaly sie chmury. Rozboj zwiesil glowe.
— Jesli mi nie pozwolisz, Joanno, nie pojde.
— Och, Rozboju, Rozboju! — Joanna sie rozplakala. — Nic nie rozumiesz. Ja nie chce, by duzej ciutdziewczynie cos zlego sie przytrafilo, naprawde nie chce. Ale nie moge zniesc mysli, ze odchodzisz, by walczyc z potworem, ktorego nie da sie zabic. Martwie sie o ciebie, nie widzisz tego?
Rozboj objalja ramieniem.
— Widze, kochana — westchnal.
— Jestem twoja zona, Rozboju, i dlatego nie chce, bys poszedl.
— Oczywiscie, wiec zostane.
Joanna popatrzyla na niego. W blasku ksiezyca lsnilyjej lzy.
— Naprawde?
— Nigdy dotad nie zlamalem swego slowa — odparl Rozboj. — No chyba ze slowa danego policjantowi i takim tam, a to sie nie liczy.
— Zostaniesz? Bedziesz mi posluszny? — Joanna pociagnela nosem. Rozboj westchnal.
— Tak, bede posluszny.
Joanna siedziala przez chwile w milczeniu, a potem odezwala sie ostrym zimnym glosem wodzy:
— Rozboju Figlu, wiec mowie ci teraz: Idz i uratuj duza ciutwiedzme.
— Co?! — Rozboj rozdziawil w zdumieniu usta. — Przeciez wlasnie mi powiedzialas, ze mam tu zostac…
— Wtedy przemawiala do ciebie zona, Rozboju. A teraz mowi wodza. — Joanna stala z wysunietym do przodu podbrodkiem, wygladala na zdeterminowana. — Jesli nie wykonasz polecenia wodzy, zostaniesz wygnany z klanu. Wiec lepiej mnie sluchaj. Wez tylu ludzi, ilu ci potrzeba, i ruszajcie, zanim bedzie za pozno. Idzcie w gory i przypilnujcie, zeby czarownica wrocila do nas i zeby nic zlego jej sie nie przydarzylo. I uwazajcie, zeby wam tez nic zlego sie nie stalo. To rozkaz. Nie, to cos wiecej niz rozkaz. To cel, jaki wam wyznaczam. Musicie go osiagnac!
— Aleja… — Rozboj niczegojuz nie rozumial.
— Jestem wodza, Rozboju — powiedziala Joanna. — Nie moge kierowac klanem, ktorego szef jest przybity.