zawsze wiedziala, kto czego potrzebuje.
— Pomagala ludziom pomagac innym — odparla. — Robila tak, ze pomagali sami sobie.
W ciszy, jaka po tym nastapila, Akwila uslyszala spiew ptakow. Bylo ich tu sporo, ale brakowalo jej wysokiego krzyku myszolowa. Panna Libella westchnela.
— Rzadko ktora z nas osiaga taki poziom — stwierdzila. — Gdybym mogla byc az tak sprawna, nie musialybysmy isc znowu z wizyta do starego pana Gniewniaka.
Akwilajeknela w glebi serca.
Pan Gniewniak mial skore cienkajak pergamin i rownie zolta. Zawsze siedzial w tym samym starym fotelu w malenkim pokoju w malenkim domku, gdzie zawsze smierdzialo starymi ziemniakarni. Domek otoczony byl przez zachwaszczony ogrod. Pan Gniewniak siedzial mocno wyprostowany, z dlonmi opartymi na sekatym kiju, ubrany w garnitur wytarty ze starosci, i wpatrywal sie w drzwi.
— Codziennie musze sprawdzic, czy ma cos cieplego do zjedzenia, chociazje malo niczym ptaszek — powiedziala panna Libella. — A stara wdowa Gram, ktora mieszka kawalek dalej przy drodze, robi mu pranie. On ma dziewiecdziesiat jeden lat.
Pan Gniewniak mial bardzo bystre spojrzenie i kiedy one sprzataly pokoj, nieustannie do nich i mimo nich mowil. Kiedy Akwila zjawila sie u niego po raz pierwszy, zwracal sie do niej per Marysiu. Czasami teraz tez tak mowil. Raz zlapalja za nadgarstek z zaskakujaca sila, kiedy akurat go mijala… To byl szok. Poczula sie tak, jakby szpony zacisnely sie najej rece. Pod cienka starcza skora wyraznie rysowaly sie blekitne zyly.
— Nie bede dla nikogo ciezarem — powiedzial zjakas dziwna na — tarczywosciaw glosie. — Mam odlozone pieniadze na ostatnia droge. Moj Tobiasz nie musi sie o nic martwic. Moge zaplacic za wszystko. Chce miec porzadny pogrzeb z wszystkimi szykanami, rozumiecie? Czarne konie w pioropuszach, a potem dla wszystkich poczestunek. Zapisalem co do slowa, jak ma to byc zrobione. Sprawdz w skrzyni. Dlaczego ta czarownica zawsze sie tutaj szwenda?
Akwila rzucila pannie Libelli przerazone spojrzenie. Wiedzma skinela glowa i wskazala stara drewniana skrzynie wetknieta pod fotel, na ktorym siedzial pan Gniewniak.
Okazalo sie, ze skrzynia byla pelna pieniedzy, glownie miedziakow, ale znalazlo sie miedzy nimi sporo monet srebrnych. To wygladalo na prawdziwa fortune i przez chwile dziewczynka zapragnela wziac te wszystkie pieniadze.
— W skrzyni jest pelno monet, prosze pana — powiedziala grzecznie.
— To dobrze. — Pan Gniewniak sie uspokoil. — Dla nikogo nie bede ciezarem.
Kiedy tego dnia przyszly do niego, pan Gniewniak spal, chrapiac z otwartymi ustami, tak ze widac bylo zolte zeby. Ale obudzil sie wjednej chwili, popatrzyl na nie i powiedzial:
— Moj chlopak, Tobiasz, przyjezdza do mnie z odwiedzinami w sobote.
— To juz niedlugo. — Panna Libella trzepala poduszki. — Wysprzatamy mieszkanie, zeby bylo ladnie najego przyjazd.
— Moj syn bardzo dobrze sobie radzi — oswiadczyl z duma pan Gniewniak. — Nie pracuje w polu, o nie, taka praca niejest dla niego. Zapowiedzial, ze przyjdzie zobaczyc, jak sobie radzi jego staruszek, aleja mu powiedzialem, powiedzialem mu to, ze sam zaplace za moje odejscie… za wszystko, za ziemie, ktora mnie zasypia, i za sol, i za napiwek dla przewoznika.
Tego dnia panna Libella go golila. Jemu rece za bardzo sie trzesly, zeby sam mogl to zrobic. (Poprzedniego dnia obciela mu paznokcie, poniewaz sam nie mogl do nich dosiegnac. Przygladanie sie temu nie bylo zbyt bezpieczne — jeden nawet wbil sie w futryne okna).
— Wszystkojest w pudle pod moim krzeslem — powiedzial, kiedy Akwila nerwowo wycierala mu z twarzy resztke piany. — Sprawdz to dla mnie, prosze, Marysiu.
To byla ceremonia, ktora sie powtarzala kazdego dnia tak samo. W skrzyni zawsze bylo tyle samo pieniedzy.
— Napiwek dla przewoznika? — zapytala Akwila, kiedy wracaly z panna Libella do domu.
— Pan Gniewniak pamieta stare obyczaje pogrzebowe. Niektorzy ludzie wierza, ze gdy umierasz, musisz przeplynac Rzeke Smierci i zaplacic przewoznikowi. W dzisiejszych czasach ludzie przestali sie przejmowac takimi rzeczami. Moze dzisiaj sajuz tam mosty.
— On zawsze mowi o… swoim pogrzebie.
— No coz, to dla niego najwazniejsze. Czasami starzy ludzie tak sie wlasnie zachowuja. Meczy ich mysl, ze sa zbyt biedni, by zaplacic za wlasny pogrzeb. Pan Gniewniak umarlby ze wstydu, gdyby sam nie mogl za niego zaplacic.
— To strasznie smutne, ze on jest taki samotny. Ktos powinien cos dla niego zrobic — powiedziala Akwila.
— Owszem. Dlatego robimy — zgodzila sie z nia panna Libella. — A wdowa Gram tez zaglada do niego po przyjacielsku.
— Ale to chyba nie powinno nalezec do nas.
— A do kogo powinno? — zaciekawila sie panna Libella.
— Co sie dzieje z jego synem, o ktorym tak ciagle opowiada?
— Mlody Tobiasz? Nie zyje od pietnastu lat. A Marysia bylajego corka, zmarla w dziecinstwie. Pan Gniewniakjest krotkowidzem, ale przeszlosc widzi doskonale.
Akwila nie wiedziala, co na to odpowiedziec, lecz ciagle kola — talajej mysl: Tak nie powinno byc.
— Zycie nie dzieje sie takjak powinno. Staje sie to, co sie staje, i to, co my robimy.
— A nie moglaby pani mu pomoc za pomoca magii?
— Robie to. Dbam, by nie cierpial fizycznie — odparla panna Libella.
— Ale to tylko ziola.
— Na tym polega magia. Umiec poznac, ze cosjest magiczne, O czym inni ludzie nie wiedza.
— Przeciez wie pani, o co mi chodzi. — Akwila poczula, ze stracila wszystkie argumenty.
— Chodzi ci o to, by uczynic go znowu mlodym? — zapytala panna Libella. — Napelnicjego dom zlotem? Nie, wiedzmy takich rzeczy nie robia.
— Za to pilnujemy, by jakis staruszek mial ugotowany obiad i obciete paznokcie? — W glosie Akwili pojawil sie sarkazm.
— Owszem. Robimy to, co mozna zrobic. Panna Weatherwax powiedziala, ze musisz nauczyc sie, ze bycie wiedzma sklada sie z calkiem zwyczajnych obowiazkow.
— A pani musi robic, co ona kaze? — zapytala Akwila.
— Slucham tego, co mi radzi — chlodno odparla panna Libella.
— W takim razie panna Weatherwaxjest przywodczynia, tak?
— Och nie! — Panna Libella byla wyraznie zaszokowana. — Wszystkie wiedzmy sa rowne. Nie ma wsrod nas przywodczyn. To jest calkiem sprzeczne z duchem czarownic.
— Rozumiem — odparla Akwila.
— Poza tym panna Weatherwax nigdy nie zgodzilaby sie na cos podobnego — dodala panna Libella.
Od pewnego dnia z domow polozonych na Kredzie zaczely ginac rozne
— A byly to doskonale buty. Potrafily wrocic z baru do domu calkiem samodzielnie, gdy tylko ustawilo sieje w odpowiednim kierunku — skarzyl sie kazdemu, kto chcial sluchac. — Odmaszerowaly ode mnie razem ze starym kapeluszem. A stal sie taki, jaki
Para spodni i dlugi plaszcz zniknely ze sznura Niezlomnej Szwindel, ktora hodowala fretki. W kieszeniach ukradzionego plaszcza bylo ich pare.
No i ktos dostal sie przez okno do sypialni Klemensa Robotnego i zgolil mu cala brode, ktora byla tak dluga, ze mogl ja zatknac zapasek. Nie zostal anij eden wlosek. Biedny Klemens obwiazywal sobie teraz twarz szalikiem, aby widok jego rozowiutkiej buzki nie wystraszyl co delikatniejszych dam…
To z pewnoscia robota wiedzm, zgodzili sie ludzie i rozwiesili w oknach kilka nastepnych siatek na