— Hejta! Wio, Henrys!
Biorac wszystko pod uwage, Akwila doszla do wniosku, ze to, czym zajmuja sie wiedzmy, niewiele sie rozni od pracy. Zwyklej pracy. Panna Libella nawet nie uzywala zbyt czesto swojej miotly do latania.
To bylo nieco dolujace. Wszystko sprowadzalo sie do… no, powiedzmy wprost, bycia dobrym. Z pewnoscia bylo to lepsze niz byc calkiem zlym, ale… choc odrobina czegos niezwyklego przeciez by nie zaszkodzila. Akwila nie chciala wcale, by ktos myslal, ze oczekuje wreczenia czarodziejskiej rozdzki, no ale wszystko, co o magii mowila panna Libella, sprowadzalo sie do nieuzywania tejze.
Trzeba przy tym zauwazyc, ze w nieuzywaniu magii Akwila uwazala siebie za mistrzynie. Trudne wydawalojej sie czarowanie.
Panna Libella cierpliwie pokazywala, jak sie robi chaos, ktory tak naprawde daje sie zrobic z niczego i z wszystkiego, choc przydawalo sie cos zywego, na przyklad robak lub swieze jajko.
Akwila nawet nie potrafila rozwiesic przedmiotow. To bylo takie… irytujace. Czynie miala wirtualnego kapelusza? Czynie miala zdolnosci widzenia rzeczywistosci i myslenia drugiego stopnia? Zarowno panna Tyk, jak i panna Libella potrafily rozrzucic rozne przedmioty, tworzac chaos wjednej chwili, Akwili udawalo siejedy — nie stworzyc metlik z kapiacym posrodkujajkiem. I to raz za razem.
— Wiem, ze robie wszystko dobrze, alejakos sie to skreca — skarzyla sie. — Co z tym poczac?
— Moze omlet? — pogodnie zapytala panna Libella.
— Och, prosze, panno Libello! — jeknela dziewczynka. Wiedzma poklepalaja po plecach.
— Uda ci sie. Za bardzo sie starasz. Pewnego dnia samo ci wyjdzie. Tak sie wlasnie dzieje z sila. Musisz po prostu trafic na odpowiednia sciezke…
— Czy nie moglaby pani zrobic jednego dla mnie, zebym go mogla uzyc przez chwile i zrozumiec, wjaki sposob to wisi?
— Obawiam sie, ze nie — odparla panna Libella. — Chaos potrafi byc bardzo zwodniczy. Nie mozna nawet sie z nim przemieszczac, chyba ze traktujac go jak ozdobe. Musisz stworzyc go sama, tu i teraz, dokladnie w tym miejscu i czasie, gdzie chcesz go uzyc.
— Dlaczego? — zapytala Akwila.
— Aby zlapac chwile — odpowiedzialajej druga panna Libella, ktora pojawila sie w tym wlasnie momencie. — Sposob, wjaki wiazesz wezly, wjaki przebiegaja nitki…
— …swiezosc jajka chyba tez ma znaczenie i wilgotnosc powietrza — dodala pierwsza panna Libella.
— Twardosc galazek i rodzaj przedmiotow, ktore akurat znalazly sie w twojej kieszeni…
— Nawet to, jaki wieje wiatr — podsumowala panna Libella. — Wszystko to razem daje… obraz terazniejszosci,jesli tylko sieje dobrze skomponuje. Ale niejestem ci w stanie powiedziec, jak powstaje taka kompozycja, poniewaz sama tego nie wiem.
— Ale pani to robi! — Akwila czula sie calkiem pogubiona. — Widzialam przeciez…
— Tak, tylko ze nie wiem, jak to robie — odparla panna Libella, zgarniajac kilka patyczkow i dodajac do nich sznurek.
Panna Libella usiadla za stolem naprzeciwko panny Libelli i cztery dlonie zabraly sie do robienia chaosu.
— To przypomina mi czasy, gdy bylam w cyrku — powiedziala. — Spotkalam tam…
— …Marca i Falca, Latajacych Braci Pastrami — kontynuowala jej druga polowa. — Wykonywali…
— …potrojne salto piecdziesiat stop nad ziemia bez siatki zabezpieczajacej. Coz to byli za chlopcy! I tak podobni…
— …jak dwa groszki zjednego straczka. A Marco potrafil zlapac Falca z zawiazanymi oczami. Nawet sie zastanawialam, czy nie satacyjakja…
Zamilkla, obie twarze splonely rumiencem, odkaszlnela.
— W kazdym razie — kontynuowala — pewnego dnia zapytalam, jak udaje im sie utrzymac tak wysoko na linie, wtedy Falco powiedzial mi: Nigdy nie pytaj tego, ktory chodzi po linie, jak to robi. Jesli tylko zacznie sie nad tym zastanawiac, spadnie. Chociaz musze przyznac, ze to, jak mowili, brzmialo calkiem inaczej…
— …udawali, ze pochodza z Brindisi, to brzmialo egzotycznie i interesujaco. Bali sie, ze nikt nie bedzie chcial ogladac duetu akrobatow o nazwie Latajacy Kowalscy czy Piotr i Pawel Wisniewscy. Mieli zreszta duzo racji.
Dlonie nie przestawaly sie poruszac. I nie byly to rece pojedynczej panny Libelli, skupiona na dziele byla calajej osoba, dwadziescia palcow pracowalojednoczesnie.
— Oczywiscie — dodala — bardzo pomaga, gdy mozna znalezc we wlasnych kieszeniach przydatne przedmioty. Ja na przyklad zawsze mam kilka cekinow…
— …ktore przywoluja szczesliwe wspomnienia. — Panna Libella po drugiej stronie stolu znowu pokrasniala.
I oto trzymaly chaos. Lsniacy od cekinow, zjajkiem zawieszonym w torebce z nitek, dostrzec tez mozna bylo kosc kurczecia i wiele innych drobiazgow wiszacych lub wirujacych miedzy nitkami.
Obie czesci panny Libelli wlozyly dlonie miedzy nitki i pociagnely.
I sznurki ulozyly sie we wzor. Czy cekiny przeskoczyly zjednego sznurka na drugi? Tak to wygladalo. Czy kosc przeszla przez jajko? Najwyrazniej.
Panna Libella wpatrywala sie w chaos.
— Cos nadchodzi… — powiedziala.
Dylizans minal Dwiekoszule. Zajeta byla tylko polowa miejsc. Kiedyjechalijuz calkiem dlugo przez rownine, jeden z pasazerow siedzacych na dachu klepnal stangreta w ramie.
— Przepraszam, ale nie zauwazyl pan przypadkiem, ze cos usiluje nas dogonic? — zapytal.
— Szanowny panie — odparl stangret, ktory liczyl na porzadna zaplate od kazdego pasazera — nie istnieje nic, co mogloby nas dogonic.
I w tej samej chwili uslyszal dochodzacy z odleglosci krzyk, ktory poteznial.
— Hm, mnie siejednak wydaje, ze on postanowil to zrobic — powiedzial pasazer, w chwili gdy wlasnie zrownywala sie z nimi furmanka.
— Stoj! Stoj, na litosc boska! — wrzeszczal woznica, mijajac ich w pelnym pedzie.
Ale nic nie bylo w stanie zatrzymac Henrysia. Zawsze sluzylja — ko pociagowy kon, przemieszczajac sie bardzo wolno od wioski do wioski, lecz przez te wszystkie lata wjego wielkiej glowie tlila sie mysl, ze stworzono go dla szybszych celow. Wlokl sie wyprzedzany przez inne wozy, nawet kulawe psy go wyprzedzaly. Teraz wreszcie czul, ze zyje.
Poza wszystkim innym, woz byl znacznie lzejszy niz zazwyczaj, a co wiecej, droga prowadzila lekko w dol. Musial galopowac, inaczej woz najechalby na niego. I wreszcie udalo mu sie przegonic dylizans. Komu? Henrysiowi, uwierzylibyscie?!
Zatrzymal sie tylko dlatego, ze stangret
Woznica, caly zielony na twarzy, zsunal sie z wozu i polozyl na ziemi, jakby chcial ze wszystkich sil przylgnac do twardego gruntu.
Jego jedyny pasazer, ktory dla stangreta wygladaljak strach na wroble, rownie niepewnie zsunal sie z tylu wozu i zataczajac sie, ruszyl w strone dylizansu.
— Przykro mi, ale nie ma wolnych miejsc — sklamal stangret. Wolne miejsca byly, ale z pewnoscia nie dla kogos, kto wygladal tak jak ten gosc.
— Aha, wiec nie chcesz otrzymac zaplaty w zlocie — zdziwil sie podrozny. — W zlocie takim jak ta oto moneta — dodal, wyciagajac przed siebie dlon w rekawiczce.
Wjednej chwili zrobilo sie mnostwo miejsca dla ekscentrycznego milionera. Po kilku sekundach siedzialjuz w srodku, a sam dylizans, ku ogromnemu niezadowoleniu Henrysia, zaczal sie pospiesznie oddalac.
W poblizu domku panny Libelli pomiedzy drzewami pojawila sie miotla. Mloda czarownica — a przynajmniej