Niebo bylo calkiem czarne, choc slonce stalo wysoko. Wisialo w takiej pozycji, jakby wlasnie minelo poludnie, oswietlalo krajobraz jaskrawym swiatlem goracego letniego dnia, ale pozostawalo czarne i blyszczaly na nim gwiazdy.
To byl krajobraz umyslu Akwili Dokuczliwej.
Figle rozejrzaly sie wokol. Otaczaly ich pagorki, jakby ktos rozsypal zielony groch.
— Ona mowi tej ziemi, jak ma wygladac. A ta ziemia mowi jej, kim onajest — wyszeptal Strasznie Ciut Wojtek. — Ona naprawde ma w swej glowie dusze tamtej ziemi…
— Tak wlasniejest — mruknal Rozboj. — Ale nie ma tu zadnych stworzen. Ani owiec. Ani ludzi.
— Moze… moze cos ich wystraszylo? — podsunal Glupi Jas.
I rzeczywiscie, nie bylo tam zycia. Krolowaly bezruch i cisza. Akwila, ktora starannie zawsze dobierala wyrazenia, powiedzialaby, ze panowal tam idealny spokoj. Spokoj, jaki moze ogarniac katedry o polnocy.
— No dobrze, chlopaki — wyszeptal Rozboj. — Nie wiemy, co tu jeszcze spotkamy, zachowujcie sie wiecjak myszy pod miotla, zrozumiano? Idziemy znalezc duza ciutczarownice.
Pokiwali glowami i ruszyli przed siebie niczym duchy.
Droga prowadzila w gore, a kawalek dalej majaczyly dwa wybrzuszenia. Szli ostroznie, przez caly czas oczekujac zasadzki, ale nic ich nie zatrzymalo, kiedy wspinali sie na dwa podluzne waly tworzace rodzaj krzyza.
— To zrobil czlowiek — powiedzial Duzy Jan, gdy dotarli na szczyt. — Jak za dawnych czasow, Rozboju.
Ciszawessalajego slowa.
— Znajdujemy sie w glebi glowy duzej ciutwiedzmy. — Rozboj rozgladal sie w skupieniu. — Nie wiemy, kto to zrobil.
— Nie podoba mi sie tutaj — szepnal ktorys z Figli. — Tujest za cicho.
— Moje piekne kwiaty…
— Jasiu, zamilcz! — zachnal sie Rozboj, nie odrywajac wzroku od dziwnego uksztaltowania terenu. Spiew umilkl. — Jak chcesz, Rozboju — odezwal sie Glupi Jas.
— Wiesz, kiedy mowie, ze jestes winny glupoty i nieodpowiedzialnego zachowania?
— Tak, Rozboju — odparl pokornie Jas. — I to byl jeden z tych razy?
— Owszem.
Ruszyli przed siebie, rozgladajac sie wokolo. Wciaz panowal ten sam calkowity spokoj. Cisza tuz przed chwila, gdy orkiestra zaczyna grac. Cisza przed burza. Takjakby wszystkie male odglosy panujace normalnie na wzgorzach zrobily miejsce dla wielkiego halasu, ktory szykowal sie, by zabrzmiec.
I wtedy zobaczyli Bialego Konia.
Widywali go tez na Kredzie. Ale tutaj nie byl wyciety w murawie. Stal przed nimi.
— Strasznie Ciut Wojtku — odezwal sie Rozboj, wzywajac dlonia mlodego barda. — Ty znasz sie na poezji i snach. Co tojest? Dlaczego tak wysoko? Nie powinien stac na szczycie wzgorza!
— Prawdziwe dziwo, Rozboju — odparl Wojtek. — Powazne dziwo. Nie rozpracowalem gojeszcze.
— Znala Krede. Dlaczego zrobila to nie tak?
— Mysle nad tym, Rozboju.
— Nie moglbys sie postarac myslec troche szybciej?
— Rozboju! — DuzyJan wracal do nich biegiem. Wczesniej udal sie na zwiady.
— Tak? — Glos Rozboja zabrzmial ponuro.
— Lepiej chodz i sam zobacz. a Na szczycie wzgorza stal na czterech kolach dom pasterski z za okraglonym dachem i kominem, ktory wychodzil z okraglego pieca. Wewnatrz sciany obklejone byly setkami zolto-blekitnych opakowan po tytoniu Wesoly Zeglarz. Wszedzie wisialy stare worki, a tyl i drzwi byl poznaczony kreda — tak babcia Dokuczliwa liczyla dni i owce. Stalo tez waskie zelazne lozko, wyscielone wygodnie welna i workami.
— Rozumiesz cos z tego, Strasznie Ciut Wojtku? — zapytal Rozboj. — Czy mozesz nam powiedziec, gdzie znajduje sie wielka ciut wiedzma?
Mlody bard nie wygladal na ucieszonego.
— No, panie Rozboju, wie pan przeciez, zeja dopiero co zostalem bardem. To znaczy, znam wszystkie piesni i opowiesci, ale nie mamjeszcze doswiadczenia w…
— Tak? Ajak myslisz, ilu bardow przed toba wedrowalo przez sny wiedzmy?
— No… z tego co slyszalem, to zaden, panie Rozboju — wyznal Wojtek.
— Wlasnie. Wiec tyjuz teraz wiesz o tym wiecej niz wszyscy tamci wazniacy. — Rozboj usmiechnal sie do chlopaka. — Postaraj sie. Niczego wiecej od ciebie nie oczekuje.
Wojtek zajrzal przez drzwi wozu. Wzial gleboki wdech.
— W takim razie powiem, ze moim zdaniem ona chowa sie gdzies bardzo blisko, niczym zagonione zwierzatko. Tojest to ciut pamieci, miejsce nalezace do jej babci, miejsce, gdzie zawsze sie czula bezpieczna. Powiem, ze moim zdaniem wlasnie jestesmy w samym centrum ciutwiedzmy, w jej duszy. W tym kawalku, ktory jest nia. I strasznie sie o nia boje. Jestem przerazony od stop do glow.
— Dlaczego?
— Poniewaz przygladam sie cieniom, panie Rozboju — odparl Wojtek. — Slonce sie przesuwa. Zachodzi.
— Ze sloncem tak bywa… — zaczal Rozboj.
— Nie. Nie rozumie pan. Mowie panu wlasnie, ze to nie jest slonce prawdziwego swiata. Tojest slonce jej duszy.
Figle popatrzyly na slonce, popatrzyly na cienie, a potem z powrotem na Wojtka. Choc stal z dumnie podniesiona glowa, caly dygotal.
— Ona umrze, kiedy nadejdzie noc? — zapytal Rozboj.
— Sa gorsze rzeczy od smierci, panie Rozboju. Wspolzycz posiadzie ja od stop do glow…
— To sie nie stanie! — wykrzyknal Rozboj tak gwaltownie, ze Wojtek az sie cofnal. — Onajest silna duza ciutdziewczyna! Wygrala z Krolowa, majac za bronjedynie patelnie!
Strasznie Ciut Wojtek przelknal sline. Bylo mnostwo rzeczy, ktore wolalby teraz robic, zamiast sprzeciwiac sie Rozbojowi. Lecz nie ustapil.
— Przykro mi, panie Rozboju, ale chce panu powiedziec, ze patelnia byla zelazna, a ona stala obiema nogami na swojej ziemi. A terazjest daleko, daleko od swego domu. Jesli wspolzycz znajdzie to miejsce, scisnieje, by nie zostalo go wcale, i wtedy przyjdzie noc, i…
— Przepraszam, Rozboju, ale mam pomysl.
To byl Glupi Jas. Zaciskal nerwowo dlonie. Wszyscy spojrzeli na niego.
— Ty masz pomysl? Ty?! — powtorzyl pytajaco Rozboj.
— Tak, ale powiem ci pod warunkiem, ze nie nazwiesz go nieodpowiednim, dobrze, Rozboju?
— Dobrze. — Jego starszy brat westchnal. — Masz moje slowo.
_No wiec… — Jas nerwowo zaciskal piesci. — Co tojest za miejsce,jesli to niejestjej miejsce? Co tojest,jesli to nie jest murawa, po ktorej chodzila? Jesli nie moze zwalczyc tego potwora tutaj, nie bedzie go mogla zwalczyc nigdzie!
_Ale on tu nie przyjdzie — odparl Wojtek. — Nie potrzebuje. Kiedy ona straci sily, to miejsce samo wyblaknie.
— Na litosc! — jeknal Glupi Jas. — Ale to byl dobry pomysl, prawda? Chociaz nie zadzialal?
Rozboj nie zwracal na niego uwagi. Przygladal sie uwaznie pasterskiej chacie. „Moj mezczyzna musi uzywac glowy nie tylko do trykania kumpli”, powiedzialajego Joanna.
_GlupiJas ma racje — powiedzial bardzo spokojnie. — To jej kryjowka. To jej ziemia. Ten potwor nie moze jej tutaj dosiegnac. Tutaj sila nalezy do niej. Ale kryjowka moze sie zamienic w wiezienie, jesli duza ciutdziewczyna sie podda. Zamknieta tutaj bedzie widziec, jak zycie przeciekajej miedzy palcami. Bedzie spogladac na swiat niczym wiezien przez malenkie okienko i zobaczy, ze wszyscy jej nienawidza lub sie jej boja. Wiec zeby nie wiem co, musimy tu sciagnac potwora i go zabic!
Figle wiwatowaly. Nie bardzo wiedzialy, o co chodzi, ale ogolny wydzwiek im sie podobal.
— Jak? — zapytal Strasznie Ciut Wojtek.
— Musiales wyskakiwac z tym pytaniem? — Rozboj skrzywil sie. — Atak mi dobrze szlo…
Odwrocil sie. Cos skrobalo w drzwi ponad nim.