Wysoko, miedzy rzedami na wpol startych znakow, pojawialy siejedna po drugiej litery, jakby.’? jysowala niewidzialna reka.
— Slowa! — wykrzyknal Rozboj. — Ona probuje nam cos powiedziec!
— Tak, slowa mowia…
— Dobrze wiem, co mowia! — przerwal mu gwaltownie Rozboj. — Znam sie na czytaniu! Mowia… Widze litere okraglajak slonce, a potem drugajak zeby pily, dalej jak ksiezyc, kiedy sie cofa, zygzak, a to czlowiek stojacy na rozstawionych nogach, no apotemjest cos, co nazywa sie odstepem, a potem dalsza czesc tej pily… grzebien… przewrocony zygzak… i znowu czlowiek na rozstawionych nogach, a w nastepnym rzadku mamy czlowieka, ktory rozlozyl rece, grzebien, maszerujacego przed siebie grubasa, o, teraz sie zatrzymal, znowu grzebien i przewrocony zygzak, znowu ten czlowiek rozlozyl rece, a teraz drzewo… przewrocony zygzak… czlowiek na rozstawionych nogach, a w ostatnim rzadku znowu te zeby pily, grzebien, slonce, no i drzewo, dobrze ustawiony zygzak, tylko teraz ptaszek nad nim narobil, kolejny grzebien, troche ksiezyc, troche slonce, siedzacy czlowiek, a teraz stojacy, grubas, ktory ruszyl naprzod, i zygzak znowu. I to juz koniec. Uf!
Wzial sie pod boki.
— Widzisz! Bylo to czytanie czy nie?
Figle krzyczaly z radosci, niektore nawet wiwatowaly.
Strasznie Ciut Wojtek patrzyl na napisane kreda litery:
Potem spojrzal na wyraz twarzy Rozboja i powiedzial:
— Tak, oczywiscie. Znakomicie sobie pan radzi. Owcza welna, terpentyna i Wesoly Zeglarz.
— No jasne, kazdy potrafi to przeczytac jednym ciagiem — zbyl go Rozboj. — Ale naprawde trzeba byc dobrym, febyto rozbic na oszukancze litery. Ajuz naprawde znakomitym, zeby pojac znaczenie calosci.
— I udalo sie panu to pojac? — zapytal Strasznie Ciut Wojtek.
— Slowa te oznaczaja, moj drogi bardzie, ze bedziemy krasc! Pozostali zawtorowali okrzykami radosci. Co prawda nie bardzo rozumieli szczegoly, ale to slowo rozpoznawali znakomicie.
— I bedzie to kradziez, ktora wszyscy zapamietaja! — wykrzyknal Rozboj. Odpowiedzial mu kolejny okrzyk radosci. — Glupi Jasiu!
— Obecny!
— Jestes odpowiedzialny za to zadanie. Twoj mozg trudno porownac do mozgu zuka, moj bracie, ale gdy przychodzi do kradziezy, na tym swiecie nie masz sobie rownych! Musisz skombinowac terpentyne, swieza owcza welne i troche tytoniu Wesoly Zeglarz! Masz to wszystko zaniesc do duzej wiedzmy, co ma dwa ciala! Powiedz, ze musi zmusic wspolzycza, by to powachal, rozumiesz? To go tutaj sprowadzi. I lepiej sie pospiesz, bo slonce zachodzi. Scigasz sie z samym czasem, rozumiesz? Jakies pytania?
Glupi Jas podniosl palec.
— Tylko dla porzadku… chcialbym zaznaczyc, ze ciut mnie zraniles, mowiac, ze trudno porownac moj mozg do mozgu zuka.
Rozboj zawahal sie, ale tylko przez chwile.
— Masz racje, Glupi Jasiu, calkowita racje. To bylo z mojej strony bardzo nie w porzadku powiedziec cos takiego. Ponioslo mnie, przyznaje, i bardzo mi przykro z tego powodu. Stoje teraz przed toba i mowie: Glupi Jasiu, twoj mozg da sie porownac do mozgu zuka, i moge stanac do pojedynku z kazdym, kto powie co innego!
Glupi Jas rozciagnal ustaw szerokim usmiechu, ale po chwili znowu sie zasepil.
— Ale przeciez tyjestes dowodca, Rozboju — powiedzial.
— Nie w tej potyczce, Jasiu. Zostaje tutaj. Pokladam w tobie calkowita pewnosc, ze bedziesz znakomitym przywodca, a nie — jak podczas siedemnastu ostatnich razy — kompletnym fajtlapa.
Tlum jeknal.
— Spojrzcie no na slonce! — krzyknal Rozboj. — Przesunelo sie podczas naszej rozmowy! Ktos musi z nia zostac! Nie pozwole, by potem gadano, ze pozostawilismyja sama, kiedy umierala! A teraz ruszac sie, bando prozniakow, bo zaraz poczujecie plaz mojego miecza!
Uniosl miecz i ryknal. Rozpierzchli sie.
Rozboj odlozyl bron troskliwie na murawe i zasiadl na stopniach chaty, by patrzec na slonce.
Po chwili zdal sobie z czegos sprawe…
Hamisz lotnik popatrzyl z powatpiewaniem na miotle panny Libelli. Wisiala kilka stop nad ziemia, co go nieco martwilo.
Podciagnal tlumoczek na plecach, w ktorym miescil sie jego spadochron, chociaz technicznie byl to reformochron, poniewaz zostal wykonany ze sznurkow i najlepszej niegdys pary reform Akwi — li, bardzo dobrze wypranych. Wciaz widac bylo na nich kwiatki i swietnie chronily Figla spadajacego na ziemie. Mial uczucie, ze to (a wlasciwie one) moze (moga) byc przydatne. ~Ona nie ma pior — poskarzyl sie.
— Nie mamy czasu na dyskusje! — Przerwal mu Glupi Jas. — Przeciez wiesz, ze sie spieszymy, a tylko ty potrafisz latac.
— Szczotki nie lataja — odparl Hamisz. — To magia nimi lata. Szczotka nie ma skrzydel, aja sie nie znam na tym urzadzeniu.
Ale Duzy Janjuz zaczepil kawalek sznurka na brzozowych witkach i wdrapywal sie teraz na nie. Kolejne Figle poszly za nim.
— Ijeszcze cos. Jak sie tym steruje? — nie ustepowal Hamisz.
— No ajak sobie radzisz z ptakami? — chcial wiedziec Glupi Jas.
— O, to proste. Wystarczy przeniesc swoj ciezar, ale…
— Dobra, nauczysz sie podczas lotu — przerwal mu Wojtek. — Latanie nie moze byc trudne. Nawet kaczki to potrafia, a one mozgu nie maja za pensa.
Klotnia nie miala sensu, dlatego tez kilka minut pozniej Hamisz przesunal sie o kilka cali po raczce miotly. Pozostale Figle, nie przestajac paplac miedzy soba, skupily sie po drugiej stronie, na witkach. Do ktorych przywiazany tez zostal mocno pakunek wygladajacy, jakby skladal sie z kijow i szmat, pogniecionego kapelusza, a na szczycie brody.
Dodatkowe obciazenie spowodowalo, ze koniec kija uniosl sie w gore, kierujac sie w strone przeswitu miedzy drzewami. Hamisz westchnal, wzial gleboki wdech, naciagnal gogle i ujal dlonia wyslizgany odcinek kija tuz przed nim.
Miotla uniosla sie delikatnie w powietrze. Z gardel wszystkich Figli wyrwal sie okrzyk radosci.
— Widzisz, mowilem ci, ze wszystko bedzie dobrze! — wykrzyknal Glupi Jas. — Ale czy nie moglbys ciut przyspieszyc?
Hamisz ostroznie dotknal lsniacego drewna powtornie.
Kij zadrzal, zawisl na moment nieruchomo, po czym wyskoczyl do przodu, wydajac odglos, ktory brzmial bardzo jak „wrrrrr”…
W ciszy swiata w glowie Akwili Rozboj siegnal po swoj miecz i zaczal nim wodzic po ciemniejacej murawie.
Cos sie tam krylo, cos malego, ale sie poruszalo.
To byl malenki ciernisty krzak, rosl tak szybko, ze widac bylo golym okiem, jak galazki sie wydluzaja. Rozboj czul ten krzak, jakby byl cierniem wjego oku. Cienie galazek tanczyly na trawie. Przygladal sie uwaznie. To musialo cos oznaczac. Maly krzak, ktory rosnie…