Zbyt pozno zauwazyl objawy. Hubert zlapal sie za klapy marynarki, jakby przemawial do publicznosci, i az urosl od pragnienia, by wytlumaczyc, a przynajmniej dlugo o tym mowic, co uwazal za to samo.
— Chluper, jak go pieszczotliwie okreslamy, jest tym, co ja nazywam otworzyc cudzyslow maszyna analogowa zamknac cudzyslow. Rozwiazuje problemy nie metoda rozwazania ich w trybie numerycznym, ale bezposrednio je duplikujac w formie, ktora mozemy manipulowac. W tym przypadku przeplyw pieniedzy i jego skutki w naszym spoleczenstwie staja sie woda plynaca przez szklana matryce, czyli Chlupera. Geometryczny ksztalt pewnych naczyn, dzialanie zaworow oraz, jak nieskromnie oceniam, pomyslowo przechylajace sie wiadra i rotory tempa przeplywu pozwalaja Chluperowi na symulowanie calkiem zlozonych transakcji. Mozemy tez zmieniac warunki poczatkowe, aby poznac dzialajace w systemie reguly. Na przyklad ustawiajac kilka zaworow, mozemy sprawdzic, co sie stanie, jesli w miescie o polowe zmniejszymy dostepna sile robocza. Nie musimy wychodzic na ulice i mordowac ludzi.
— To wielki postep! Brawo! — zawolal rozpaczliwie Moist i zaczal klaskac.
Nikt sie nie przylaczyl. Wcisnal rece do kieszeni.
— Ehm… A moze wolalby pan, no… mniej dramatyczny przyklad? — zaproponowal Hubert.
Moist kiwnal glowa.
— Tak. Prosze mi pokazac… pokazac, co sie stanie, jesli ludzie zaczna miec dosyc bankow.
— A tak, znajoma kwestia. Igorze, nastaw program numer piec! — krzyknal Hubert do jakiejs postaci w szklanym gaszczu.
Po chwili rozlegl sie zgrzyt przekrecanych srub i bulgot napelnianych rezerwuarow.
— Igor? — zdziwil sie Moist. — Macie tu Igora?
— O tak — potwierdzil Hubert. — Dzieki temu dysponujemy takim wspanialym oswietleniem. Igory znaja tajemnice przechowywania blyskawic w slojach. Ale niech pana to nie martwi, panie Lipspick. To, ze zatrudniam Igora i pracuje w piwnicy, nie znaczy przeciez, ze jestem szalencem, ha, ha, ha!
— Ha, ha — zgodzil sie Moist.
— Ha, hah, hah! — rzekl Hubert. — Hahahahahaha! Ahahahaphahah!!!!!
Bent trzepnal go w plecy. Hubert zakaszlal.
— Przepraszam za to — wymamrotal. — To powietrze.
— Z pewnoscia to panskie urzadzenie wyglada… na skomplikowane — zapewnil Moist, szukajac normalnosci.
— Eee… No tak. — Hubert byl dosc poruszony. — Caly czas je doskonalimy. Na przyklad plywaki sprzezone z pomyslowymi nakrecanymi wrotami sluz w innym miejscu w Chluperze moga pozwolic, by zmiana poziomu w jednej kolbie automatycznie regulowala przeplyw w kilku innych punktach systemu…
— A to po co? — zapytal Moist, wskazujac pierwszy z brzegu okragly pojemnik wiszacy miedzy rurkami.
— Zawor fazy ksiezyca — wyjasnil natychmiast Hubert.
— Ksiezyc wplywa na to, jak kraza pieniadze?
— Nie wiemy. Moze. Pogoda wplywa na pewno.
— Naprawde?
— Oczywiscie. — Hubert sie rozpromienil. — I przez caly dzien dodajemy nowe wplywy. Nie bede zadowolony, dopoki moja cudowna maszyna nie zdola calkowicie odwzorowac kazdego szczegolu cyklu gospodarczego naszego wspanialego miasta! — Zadzwieczal dzwonek, a Hubert dodal: — Dziekuje ci, Igorze. Uruchamiaj!
Cos brzeknelo, kolorowe ciecze zaczely sie pienic i pluskac w wiekszych rurach. Hubert podniosl nie tylko glos, ale i dluga wskazowke.
— Otoz jesli zredukujemy zaufanie ludnosci do systemu bankowego… prosze spojrzec na te rurke, o tutaj… zobaczymy przeplyw gotowki od bankow do Kolby 28, w tej chwili oznaczonej jako Stara Skarpeta pod Materacem. Nawet calkiem zamozni ludzie wola miec pieniadze pod kontrola… Widzi pan? Materac robi sie wiekszy, czy moze nalezaloby powiedziec… grubszy?
— To bardzo wiele materacow — przyznal Moist.
— Wole o nim myslec jak o pojedynczym materacu wysokim na cala mile.
— Naprawde? — zdziwil sie Moist uprzejmie.
Plusk! Gdzies otworzyly sie zawory i woda pomknela nowa sciezka.
— Teraz prosze popatrzec, jak bankowe pozyczki sie oprozniaja, kiedy pieniadze splywaja do Skarpety. — Bul, bul… — Niech pan spojrzy na Rezerwuar 11, o tam. To znaczy, ze zwalnia rozwoj firm… Jeszcze moment, jeszcze…
Kap!
— A teraz niech pan obserwuje Wiadro 34! Przechyla sie, przechyla… juz! Skala po lewej stronie Kolby 17 pokazuje upadajace firmy, poprzez tempo przybierania wody w Kolbie 9. To przejecia. Zwolnienie z pracy to Kolba 7… A teraz zawor w Kolbie 28, kiedy ludzie wyciagaja skarpety… — Chlups! — Ale co pozostalo do kupienia? Tam widac, ze Kolba 11 takze jest pusta…
Kap!
Wszelki ruch wody ustal, tylko z rzadka cos bulgotnelo.
— W koncu osiagamy pozycje, kiedy nie mozemy sie ruszyc, poniewaz stoimy sobie na glowach, jak to mowia — oswiadczyl Hubert. — Znikaja miejsca pracy, ludzie bez oszczednosci gloduja, spadaja pensje, farmy zmieniaja sie w pustkowia, rozszalale trolle schodza z gor…
— Juz zeszly — wtracil Moist. — Niektore trafily nawet do Strazy Miejskiej.
— Jest pan pewien? — spytal niepewnie Hubert.
— Tak. Maja helmy i cala reszte… Widzialem je.
— W takim razie sadze, ze zechca w szale wrocic do gor. Ja bym chyba tak zrobil na ich miejscu.
— Wierzy pan, ze wszystko to moze sie naprawde wydarzyc? — spytal Moist. — Kupa szklanych rurek i kublow moze to przewidziec?
— Sa bardzo starannie skorelowane z wydarzeniami, panie Lipswick — odparl Hubert z uraza. — Korelacje sa wszystkim. Wie pan, ze ustalonym faktem jest wedrowka spodnic w gore podczas kryzysu?
— To znaczy…? — zaczal Moist, niepewny, jak zakonczyc to zdanie.
— Damskie suknie staja sie krotsze — wyjasnil Hubert.
— I to powoduje kryzys gospodarczy? Naprawde? A jak wysoko wedruja?
Pan Bent odchrzaknal grobowo.
— Mysle, ze powinnismy chyba juz isc, panie Lipwig — rzekl. — Jesli widzial pan juz wszystko, co pan chcial zobaczyc, na pewno spieszy sie panu do wyjscia.
Ostatnie slowo padlo z pewnym naciskiem.
— Co? Ach… tak. Chyba faktycznie na mnie pora. No coz, dziekuje, Hubercie. To bylo bardzo ksztalcace, musze przyznac.
— Nie moge wyeliminowac przeciekow — oswiadczyl zalamany Hubert. — Przysiegam, ze kazde zlacze jest calkiem szczelne, a jakos nigdy na koncu nie zostaje tyle wody, ile mielismy na poczatku.
— Oczywiscie, ze nie, Hubercie. — Moist poklepal go po ramieniu. — A to dlatego, ze jestes juz bliski doskonalosci.
— Naprawde? — Hubert szeroko otworzyl oczy.
— Oczywiscie. Kazdy wie, ze pod koniec tygodnia nigdy nie ma tylu pieniedzy, ile jego zdaniem powinien miec. To powszechnie znany fakt.
Slonce radosci wzeszlo na twarzy Huberta. Topsy miala racje, pomyslal Moist. Jestem dobry w dzialaniu na ludzi.
— Teraz wykazany przez Chlupera… — szepnal Hubert. — Napisze o tym prace!
— Albo mozesz popracowac nad pisaniem — zgodzil sie Moist i serdecznie uscisnal mu dlon. — No dobrze. Panie Bent, wyrywamy sie stad.
Kiedy szli juz szerokimi schodami w gore, Moist odezwal sie znowu:
— Jakie pokrewienstwo laczy Huberta z obecnym prezesem?
— Jest bratankiem — odparl Bent. — Ale skad…
— Zawsze interesuja mnie ludzie — odparl Moist, usmiechajac sie do siebie. — No i sa jeszcze te rude wlosy, naturalnie. A dlaczego pani Lavish trzyma na biurku dwie kusze?