talent wymagal, by na drugim koncu linii byli ludzie, ktorzy potrafia te obowiazki przejmowac. A nie potrafili. Bylo w urzedzie pocztowym cos, co zniechecalo do oryginalnego myslenia. Listy wklada sie do skrzynek, jasne? Nie ma tu miejsca dla ludzi, ktorzy maja ochote na eksperymenty z wpychaniem ich do ucha, do komina czy wrzucaniem do wychodka. Dobrze by im zrobilo…

Zauwazyl wsrod innych rozowy papier sekaru i wyciagnal go szybko.

To od Igly!

Przeczytal:

Sukces. Wracam pojutrze. Wszystko zostanie wyjasnione. I.

Ostroznie odlozyl kartke. To oczywiste, ze strasznie za nim teskni i marzy o tym, zeby znow go zobaczyc, ale niechetnie wydawala pieniadze Powiernictwa Golemow. W dodatku pewnie skonczyly sie jej papierosy.

Zabebnil palcami po stole. Rok temu poprosil Adore Belle Dearheart, by zostala jego zona, a ona wyjasnila, ze w rzeczywistosci to on bedzie jej mezem.

Mialo to nastapic… no, mialo nastapic w niedalekiej przyszlosci, kiedy pani Dearheart w koncu straci cierpliwosc do napietego rozkladu zajec corki i sama zorganizuje wesele.

Tak czy inaczej, byl juz czlowiekiem prawie zonatym. A czlowiek prawie zonaty nie kombinuje z rodzina Lavishow. Czlowiek prawie zonaty jest solidny i godny zaufania, zawsze gotow podac swojej prawie zonie popielniczke. Musial byc pod reka dla swoich potencjalnych przyszlych dzieci i dopilnowac, by spaly w dobrze wietrzonym pomieszczeniu.

Wygladzil kartke z wiadomoscia.

Da sobie tez spokoj z nocnymi wspinaczkami. Czy tak powinien zachowywac sie dorosly? Czy to rozsadne? Czy jest narzedziem Vetinariego? Nie!

Ale obudzily sie wspomnienia. Moist wstal i podszedl do swojej szafki na dokumenty, ktorej normalnie staral sie za wszelka cene unikac.

Pod „Znaczki” znalazl krotka notatke, jaka dwa miesiace temu dostal od Stanleya Howlera, szefa wydzialu znaczkow. Stanley wspomnial przelotnie o stale wysokiej sprzedazy nominalow jedno i dwudolarowych, jeszcze wyzszej, niz Stanley sie spodziewal. Byc moze „znaczkowe pieniadze” byly bardziej rozpowszechnione, niz mu sie wydawalo. W koncu rzad je wspieral, prawda? I nawet latwiej je nosic. Bedzie musial sprawdzic, ile wlasciwie…

Zabrzmialo dyskretne pukanie do drzwi i weszla Gladys. Z najwyzsza ostroznoscia niosla tace kanapek z szynka, bardzo, bardzo cienkich, jak tylko Gladys potrafila robic — wkladala jedna szynke miedzy dwa bochenki chleba i bardzo mocno przyciskala swoja dlonia wielkosci lopaty.

— Domyslilam Sie, Ze Nie Jadl Pan Drugiego Sniadania, Poczmistrzu — zadudnila.

— Dziekuje ci, Gladys. — Moist otrzasnal sie w myslach.

— A Lord Vetinari Czeka Na Dole — ciagnela Gladys. — Mowi, Ze Nie Ma Pospiechu.

Kanapka znieruchomiala o cal od ust Moista.

— Jest w budynku?

— Tak, Panie Lipwig.

— Chodzi tam bez nikogo? — Przerazenie Moista narastalo.

— W Tej Chwili Przebywa W Biurze Nieczytelnych Adresow[2], Panie Lipwig.

— Co on tam robi?

— Czyta Listy, Panie Lipwig.

Nie ma pospiechu, myslal ponuro Moist. Aha… No wiec najpierw skoncze te kanapki, ktore przygotowala mi ta mila panna golem.

— Dziekuje ci, Gladys — rzucil.

Kiedy wyszla, Moist wyjal z szuflady biurka pesete, rozlozyl kanapke i zaczal wyciagac z niej kawalki kosci, bedace skutkiem stosowanej przez Gladys techniki mlota parowego.

Minelo troche ponad trzy minuty, kiedy golem pojawil sie znowu i stanal cierpliwie przed biurkiem.

— O co chodzi, Gladys?

— Jego Lordowska Mosc Zyczyl Sobie Ode Mnie, Bym Panu Przekazala, Iz Nadal Nie Ma Pospiechu.

Moist zbiegl po schodach. Lord Vetinari rzeczywiscie siedzial w Biurze Nieczytelnych Adresow, buty mial na biurku, plik listow w dloni i usmiech na twarzy.

— Ach, Lipwig… — rzucil i machnal brudnymi kopertami. — Swietna zabawa. O wiele lepsza od krzyzowek! To mi sie podoba: „Bulszkupa Szecif Ateki”. Pod spodem wpisalem wlasciwy adres.

Wreczyl list Moistowi.

Napisal: „K. Whistler, piekarz, Swinska Gorka 3”.

— W miescie sa trzy piekarnie, o ktorych mozna powiedziec, ze znajduja sie naprzeciwko apteki — wyjasnil Vetinari. — Ale tylko Whistler wypieka calkiem dobre zakrecone buleczki, ktore niestety wygladaja, jakby pies wlasnie zalatwil swoja sprawe na talerzu i zdolal jakos dodac na wierzchu kleksa z lukru.

— Brawo, wasza lordowska mosc — odparl slabym glosem Moist.

Z drugiego konca pomieszczenia Frank i Dave, ktorzy dlugie godziny pracy spedzali na odszyfrowywaniu nieczytelnych, nieortograficznych, blednie zaadresowanych czy zwyczajnie oblakanych listow, jakie codziennie splywaly do Biura Nieczytelnych Adresow, spogladali na Vetinariego ze zdumieniem i podziwem. W kacie Drumknott parzyl chyba herbate.

— Wydaje mi sie, ze kluczowe jest wejscie w umysl piszacego — mowil dalej Vetinari. Spojrzal na koperte pokryta odciskami brudnych palcow i czyms, co wygladalo jak resztki czyjegos sniadania. — W niektorych przypadkach, jak podejrzewam, jest tam sporo miejsca.

— Frankowi i Dave’owi udaje sie rozgryzc piec adresow na szesc…

— To prawdziwi czarodzieje — przyznal Patrycjusz, a oni usmiechneli sie nerwowo i cofneli nieco, pozostawiajac te usmiechy zawieszone niezrecznie w powietrzu jak tarcze. — Ale sadze — dodal — ze czas juz na przerwe sniadaniowa.

Obaj spojrzeli na Drumknotta, ktory nalewal herbate do dwoch kubkow.

— Gdzie indziej? — zasugerowal Vetinari.

Zaden list ekspresowy nigdy nie poruszal sie szybciej niz Frank i Dave. Kiedy drzwi sie za nimi zamknely, Patrycjusz podjal:

— Rozejrzal sie pan w banku? Jakies wnioski?

— Wolalbym chyba wsadzic palec w maszynke do miesa, niz miec cokolwiek wspolnego z rodzina Lavishow — oswiadczyl Moist. — Och, pewnie moglbym cos tam zrobic, a mennica przydaloby sie solidnie potrzasnac. Ale bankiem powinien kierowac ktos, kto rozumie banki.

— Ludzie, ktorzy rozumieja banki, doprowadzili ten do sytuacji, w jakiej sie dzisiaj znajduje — stwierdzil Vetinari. — A ja nie zostalem wladca Ankh-Morpork dzieki temu, ze rozumialem miasto. Podobnie jak bankowosc, miasto jest zalosnie latwe do zrozumienia. Pozostalem przy wladzy, sklaniajac miasto, by zrozumialo mnie.

— Ja pana zrozumialem, wasza lordowska mosc, kiedy wspominal pan cos o aniolach. Pamieta pan? No wiec to bylo skuteczne. Jestem teraz czlowiekiem odmienionym i jak taki zamierzam sie zachowywac.

— Az do granicy pozlacanego lancucha? — upewnil sie Vetinari, gdy Drumknott wreczyl mu filizanke herbaty.

— Zgadza sie!

— Na pani Lavish zrobil pan bardzo dobre wrazenie.

— Powiedziala, ze jestem zwyczajnym oszustem!

— To wielka pochwala z ust Topsy. — Patrycjusz westchnal. — No coz, nie moge zmusic tak odmienionego czlowieka do… — Urwal, gdy Drumknott szepnal mu cos do ucha. Po chwili kontynuowal: — No coz, oczywiscie moge pana zmusic, ale w tym przypadku raczej zrezygnuje. Drumknott, zapisz prosze: „Ja, Moist von Lipwig, oswiadczam stanowczo, ze nie mam checi ani woli kierowania badz udzielania pomocy w kierowaniu zadnym bankiem w Ankh-Morpork, pragne bowiem poswiecic swoja energie dalszemu doskonaleniu poczty i systemu sekarowego”. Zostaw miejsce na podpis pana Lipwiga i date. Nastepnie…

— Ale dlaczego niby koniecznie…? — zaczal Moist.

— …pisz dalej: „Ja, Havelock Vetinari i tak dalej, potwierdzam, ze w istocie omawialem z panem Moistem

Вы читаете Swiat finansjery
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату