Tato byl rozsadny. Nie tylko udzielil Cosmo rady, ale zaopatrzyl go w amunicje przeciwko pozostalym. Do tego przeciez sluza ojcowie.
Pan Bent! Byl… nie po prostu panem Bentem. Byl kims z koszmarow. Wtedy ta wiadomosc przerazila mlodego Cosmo, ktory pozniej gotow byl juz pozwac ojca do sadu o te bezsenne noce — zgodnie z najlepszymi tradycjami Lavishow. Zrezygnowal jednak, i bardzo dobrze, gdyz na procesie wszystko wyszloby na jaw, a on by odrzucil wspanialy dar.
Czyli ten typ, ten Lipwig wierzy, ze kieruje bankiem, tak? Ale nie mozna kierowac bankiem bez Mavolio Benta, a jutro o tej porze Mavolio Bent stanie sie wlasnoscia Cosmo Lavisha. Hmm… Tak… Lepiej poczekac jeszcze troche. Kolejny dzien tej dziwacznej beztroski Lipwiga skreci biednego pana Benta tak bardzo, ze specjalne umiejetnosci perswazyjne Zurawiny wcale nie beda potrzebne.
O tak…
Pchnal brew w gore. Szlo mu coraz lepiej, byl pewny. Tam, z nimi, zachowywal sie calkiem jak Vetinari, prawda? Tak, prawda. Alez mieli miny, kiedy kazal Jozefinie sie zamknac! Samo wspomnienie budzilo rozkoszny dreszcz na karku.
Czy to odpowiednia pora? Tak, moze chociaz na minutke. Zasluzyl przeciez…
Otworzyl szuflade, siegnal do wnetrza i przycisnal ukryta dzwignie. Po drugiej stronie biurka otworzyl sie ukryty schowek, a Cosmo wyjal z niego czarna mycke. Wygladala jak nowa… Dotychczas to prawdziwy geniusz.
Z wielka powaga Cosmo ulozyl mycke na glowie.
Ktos zapukal do drzwi gabinetu. Calkiem niepotrzebnie, poniewaz natychmiast otworzyly sie z trzaskiem.
— Znowu sie zamykasz w swoim pokoju, braciszku?! — zawolala tryumfalnie Pucci.
Przynajmniej zdazyl powstrzymac odruch, by zerwac mycke z glowy, calkiem jakby siostra przylapala go na czyms wstydliwym.
— Drzwi nie byly przeciez zamkniete, jak sama moglas sie przekonac — powiedzial. — I nie wolno ci sie do mnie zblizac bardziej niz na trzydziesci lokci. Mam nakaz.
— A tobie nie wolno przebywac blizej niz czterdziesci lokci ode mnie, wiec ty pierwszy naruszyles wyrok — odparta Pucci i przysunela sobie krzeslo. Usiadla na nim okrakiem, kladac rece na oparciu. Drewno zatrzeszczalo.
— Nie ja tu przyszedlem, mam wrazenie.
— W skali kosmicznej to i tak wszystko jedno. Wiesz, ze ta twoja obsesja moze byc niebezpieczna?
Dopiero teraz Cosmo sciagnal mycke.
— Po prostu staram sie wejsc w jego wnetrze — wyjasnil.
— Bardzo niebezpieczna obsesja.
— Wiesz, o co mi chodzi. Chce wiedziec, jak dziala jego umysl.
— A to? — Pucci wskazala duzy obraz na scianie naprzeciw biurka.
— „Mezczyzna z psem” Williama Poutera. To portret Vetinariego. Zwroc uwage, jak jego oczy podazaja za toba po pokoju.
— Nos psa podaza za mna po pokoju! Vetinari ma psa?
— Mial. Wuffles zdechl jakis czas temu. Lezy w malym grobie na tylach palacu. Patrycjusz chodzi tam raz w tygodniu i kladzie na nim psiego chrupka.
— Vetinari?!
— Tak.
— Vetinari, opanowany, wyrachowany i pozbawiony serca tyran? — zdumiala sie Pucci.
— Istotnie.
— Oklamujesz swoja ukochana slodka siostrzyczke, tak?
— Mozesz w to wierzyc, jesli masz ochote. — W glebi serca Cosmo nie posiadal sie z radosci. Uwielbial widziec na jej twarzy te wsciekla mine rozgniewanego kurczaka.
— Taka informacja warta jest sporo pieniedzy — stwierdzila.
— Oczywiscie. Przekazuje ci ja dlatego, ze jest bezuzyteczna, jesli nie wiesz, dokad chodzi, o ktorej i w jaki dzien tygodnia. Moze sie okazac, ukochana slodka Pucci, ze ta moja obsesja ma w rzeczywistosci istotne zastosowania praktyczne. Obserwuje, studiuje i sie ucze. I wierze, ze Moista von Lipwiga i Vetinariego laczy jakis niebezpieczny sekret, ktory moze nawet…
— Ale ty sie wtraciles i zaproponowales Lipwigowi lapowke!
Trzeba przyznac, ze latwo bylo zwierzac sie Pucci, poniewaz nigdy nie chcialo jej sie sluchac. Wykorzystywala ten czas, by wymyslac, co powie za chwile.
— Smiesznie niska. A takze grozbe. On teraz uwaza, ze wie o mnie wszystko. — Cosmo nie probowal nawet udawac, ze nie jest z siebie dumny. — I ze ja nic o nim nie wiem, co jest nawet bardziej interesujace. Jakim cudem pojawil sie nagle znikad i od razu uzyskal jedno z najwyzszych stanowisk w…
— Co to takiego, do demona? — spytala Pucci, ktorej straszliwa ciekawosc ograniczal okres skupienia uwagi malego kotka. Teraz wskazywala niewielka diorame przed oknem.
— To? Och…
— Wyglada jak taka ozdobna gablota! Zabawkowe miasto? O co tu chodzi? Wytlumacz mi natychmiast!
Cosmo westchnal. To nie tak, ze nie lubil swojej siostry — to znaczy bardziej niz wynikalo z tej naturalnej niecheci, jaka wszyscy Lavishowie odczuwali wobec siebie nawzajem — ale trudno bylo polubic ten glosny, nosowy, wiecznie zirytowany glos, ktory wszystko, czego Pucci nie rozumiala od razu — to znaczy praktycznie wszystko — traktowal jak osobista obraze.
— To proba uzyskania, poprzez modele redukcyjne, widoku zblizonego do tego, jaki roztacza sie przed oknem Podluznego Gabinetu lorda Vetinariego — wyjasnil. — Pomaga mi sie skupic.
— Wariactwo! Jakie psie chrupki?
Po sciezkach zrozumienia Pucci informacje wedrowaly z roznymi predkosciami. To pewnie przez te wlosy, uznal Cosmo.
— Mniamki Tracklementa — odparl. — Te w ksztalcie kosci, ktore robia w pieciu roznych kolorach. Ale nigdy nie zostawia zoltego, poniewaz Wuffles ich nie lubil.
— A wiesz? Mowia, ze Vetinari jest wampirem. — Pucci jak zwykle przeskakiwala z tematu na temat.
— Wierzysz w to?
— Bo jest wysoki i ubiera sie na czarno? Mysle, ze trzeba czegos wiecej!
— Jest tez tajemniczy i wyrachowany?
— Ty przeciez nie wierzysz, prawda?
— Nie, ale nawet gdyby, nie robiloby to specjalnej roznicy, prawda? Sa jednak inni ludzie, majacy grozniejsze tajemnice. Dla nich grozniejsze.
— Pan Lipwig?
— Moze byc jednym z nich, rzeczywiscie.
Oczy Pucci blysnely.
— Wiesz cos, tak?
— Niezupelnie, ale wiem, gdzie moze sie znajdowac cos, co warto wiedziec.
— Gdzie?
— Naprawde chcesz sie dowiedziec?
— Oczywiscie!
— No coz, nie mam najmniejszego zamiaru ci mowic — oswiadczyl Cosmo z usmiechem. — Nie pozwol mi cie zatrzymywac! — dodal, gdy Pucci wyszla wsciekla.
Nie pozwol cie zatrzymywac… Coz za wspaniala fraze wymyslil Vetinari. To brzmienie podwojnego znaczenia wzbudzalo drgnienia niepokoju nawet w najbardziej niewinnych umyslach. Ten czlowiek odkrywal metody bezkrwawej tyranii, ktore sale tortur czynily smieszna.
Co za geniusz! I ta droga, gdyby nie uniesienie brwi, juz by szedl Cosmo Lavish.
Bedzie musial jakos nadrobic ograniczenia okrutnej natury. Tajemniczy pan Lipwig jest kluczem do Vetinariego, a kluczem do Lipwiga…
Czas juz na rozmowe z panem Bentem.