— A chcialbyf nowe? — spytal Igor, szukajac jakichs jasnych stron sytuacji.

— To wspaniale swiatlo! — wykrzyknal Owlswick, ignorujac propozycje. — Jak w dzien!

— No to swietnie — ucieszyl sie Moist. — Teraz troche sie przespij, Owlswick. Pamietaj, co ci mowilem. Rano zaprojektujesz pierwszy prawdziwy banknot jednodolarowy. Rozumiesz?

Owlswick kiwnal glowa, ale jego mysli bladzily juz gdzie indziej.

— Dogadalismy sie, prawda? — upewnil sie Moist. — Banknot tak dobry, ze nikt inny nie zdola takiego wydrukowac. Pokazalem ci moje probki, prawda? Oczywiscie wiem, ze potrafisz zaprojektowac o wiele lepsze.

Byl pewien, ze ten czlowiek nie jest szalencem, ale to oczywiste, ze dla niego swiat dzieje sie gdzie indziej. Owlswick przerwal rozpakowywanie pudla.

— Ehm… Nie umiem wymyslac rzeczy — powiedzial.

— Co masz na mysli? — zaniepokoil sie Moist.

— Nie umiem wymyslac rzeczy — powtorzyl Owlswick. Przygladal sie swojemu pedzlowi, jakby sie spodziewal, ze zacznie gwizdac.

— Przeciez jestes falszerzem! Twoje znaczki wygladaja lepiej od naszych!

— No, niby tak. Ale nie mam waszego… Nie wiem, jak zaczac… Znaczy, potrzebuje czegos, zeby sie na tym oprzec… Jak juz bedzie, to ja…

Musi byc czwarta rano, pomyslal Moist. Czwarta rano! Nie cierpie, kiedy sa dwie czwarte rano tego samego dnia.

Wyciagnal z pudla Owlswicka kawalek papieru i siegnal po olowek.

— Popatrz — rzekl. — Zaczniesz od…

Od czego?

— Bogactwo — powiedzial glosno sam do siebie. — Bogactwo i solidnosc, jak fronton banku. Duzo ozdobnych zawijasow, ktore trudno skopiowac. I… panorama miasta… Tak! Ankh-Morpork, przeciez tu chodzi o miasto! Glowa Vetinariego, bo tego beda oczekiwac, i wielkie, grube Jeden, zeby wszyscy wiedzieli, o co chodzi. Aha, jeszcze herb, musimy go miec. A tutaj, na dole… — olowek kreslil szybko — …miejsce na podpis prezesa, to znaczy, przepraszam, na odcisk lapy. Z drugiej strony… wiesz, Owlswick, mowimy tu o drobnych szczegolach. Jakis bog dodalby powagi. Ktorys z tych weselszych. Jak sie nazywa ten z trojzebnymi widlami? No, w kazdym razie jakis taki podobny. Cienkie linie, Owlswick, to wazne. No i jeszcze lodz, lubie lodzie. I znowu napisz, ze to jest warte dolara. Co by… A tak, nie zaszkodzi jakas mistyczna bzdura, ludzie uwierza we wszystko, jesli brzmi starozytnie i tajemniczo. Na przyklad: „Czy pens wdowi nie przycmi slonca niepokonanego?”.

— Co to znaczy?

— Nie mam bladego pojecia. Wlasnie to wymyslilem. — Szkicowal jeszcze przez chwile, po czym podsunal papier Owlswickowi. — Cos w tym rodzaju. Sprobuj. Dasz rade cos z tym zrobic?

— Postaram sie — obiecal Owlswick.

— Dobrze. Zobaczymy sie jut… pozniej. Igor sie toba zaopiekuje.

Owlswick wpatrywal sie juz w pustke. Moist pociagnal Igora na bok.

— Tylko ogolic i ostrzyc, jasne?

— Jak pan fobie zyczy, fir. Czy mam racje, fadzac, ze ten dzentelmen woli unikac kontaktow ze ftraza?

— Istotnie.

— Zaden problem, fir. Ale fugerowalbym zmiane imienia.

— Dobry pomysl. Jakies propozycje?

— Podoba mi fie nazwifko Clamp. A jako imie przychodzi na mysl Horrendal.

— Naprawde? A skad przyszedl? Nie, nie odpowiadaj. Horrendal Clamp… — Moist zawahal sie, ale czy o tej porze nocy warto sie klocic? Zwlaszcza ze to juz pora niemal poranna… — No wiec nazywa sie Horrendal Clamp. Dopilnuj, zeby zapomnial o nazwisku Jenkins — dodal z czyms, co w tych okolicznosciach, jak sobie pozniej uswiadomil, bylo wyraznym brakiem zdolnosci przewidywania.

Przeszedl sie do sypialni, ani razu nie kryjac sie po katach. Straznicy nigdy nie sa w najlepszej formie przed switem. Budynek jest zamkniety na glucho, prawda? Kto moglby sie tu wlamac?

W dole, w pieknie cudzolozonej krypcie, artysta znany niegdys jako Owlswick patrzyl na szkice Moista i czul, ze jego mozg zaczyna musowac. To prawda, ze nie byl w scislym sensie szalencem. Wedlug pewnych norm byl nawet bardzo normalny. Stajac wobec swiata zbyt ruchliwego, zlozonego i niezrozumialego, by sobie z nim radzic, zredukowal go do malego babla, akurat tak duzego, by zmiescil jego i jego palete. Tutaj panowala cisza i spokoj. Wszystkie dzwieki odplynely daleko, a Oni nie mogli go szpiegowac.

— Panie Igorze… — odezwal sie.

Igor spojrzal znad skrzyni, w ktorej grzebal. Trzymal w rekach cos podobnego do metalowego durszlaka.

— Czym moge fluzyc, fir?

— Moglby mi pan zdobyc jakies stare ksiegi z obrazkami bogow i statkow, i moze tez z paroma widokami miasta?

— W famej rzeczy, fir. Przy Haka Lobbingu jeft taki antykwariuf i kfiegarz. — Igor odlozyl metalowy instrument, wyciagnal spod stolu wytarta skorzana torbe, a po krotkim namysle wrzucil do niej mlotek.

Nawet w swiecie nowo narodzonego pana Clampa noc byla juz tak pozna, ze stala sie wczesnym rankiem.

— Eee… Jestem pewien, ze mozna to zalatwic za dnia.

— Och, zawfe robie zakupy noca, kiedy fukam… okazji.

* * *

Moist obudzil sie za wczesnie. Pan Maruda stal mu na piersi i bardzo glosno piszczal swoja gumowa koscia. W rezultacie Moist zostal bardzo obficie zasliniony.

Za Panem Maruda zobaczyl Gladys. A za nia dwoch mezczyzn w czarnych garniturach.

— Jego lordowska mosc zgodzil sie pana przyjac, panie Lipwig — odezwal sie jeden z nich calkiem uprzejmie.

Moist sprobowal zetrzec sline z klap, ale w efekcie garnitur stal sie bardziej wyswiecony.

— Czy chce sie z nim spotkac?

Jeden z mezczyzn usmiechnal sie szeroko.

— O tak!

* * *

— Po wieszaniu zawsze jestem glodny — oswiadczyl lord Vetinari, z uwaga zajmujac sie jajkiem na twardo. — Pan nie?

— Ehm… Bylem wieszany tylko raz — odparl Moist. — Nie mialem ochoty na jedzenie.

— Mysle, ze to chlodne poranne powietrze — mowil dalej Vetinari, jakby go nie slyszal. — Dobrze wplywa na apetyt.

Po raz pierwszy spojrzal wprost na Moista i chyba sie zatroskal.

— Ojej, ale pan nic nie je, panie Lipwig. Musi pan jesc. Mizernie pan wyglada. Mam nadzieje, ze sie pan nie przepracowuje.

Gdzies w drodze do palacu, myslal Moist, przeszedlem chyba do innego swiata. Cos takiego musialo sie zdarzyc. To jedyne wytlumaczenie.

— A kto zostal powieszony? — zapytal.

— Owlswick Jenkins, ten falszerz. — Vetinari znow zajal sie chirurgicznym oddzielaniem zoltka od bialka. — Drumknott, moze pan Lipwig zjadlby jakies owoce? Albo te dziurawiaca jelita mieszanine ziaren i orzechow, ktora tak lubisz?

— Rzeczywiscie, sir — zgodzil sie sekretarz.

Vetinari pochylil sie nad stolem, jakby zapraszal Moista do udzialu w tajnym porozumieniu.

— Wydaje mi sie, ze kucharz ma wedzone sledzie dla gwardzistow. Bardzo wzmacniajace. Naprawde blado pan wyglada. Nie sadzisz, ze blado wyglada, Drumknott?

Вы читаете Swiat finansjery
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату