— Do granic przejrzystosci, sir.

Moist czul sie, jakby ktos powoli wpuszczal mu do ucha krople kwasu. Zastanawial sie goraczkowo, ale nie przyszlo mu do glowy nic lepszego od:

— Czy egzekucja miala wielu widzow?

— Niezbyt. Chyba nie byla odpowiednio rozreklamowana. No i oczywiscie jego przestepstwo nie laczylo sie z wiadrami posoki. Cos takiego zawsze wzbudza entuzjazm tlumow. Ale Owlswick Jenkins byl na miejscu, o tak. Nigdy nikomu nie poderznal gardla, lecz kropla po kropli wykrwawial miasto.

Vetinari usunal i zjadl cale bialko jajka, pozostawiajac lsniace, nieskalane zoltko.

Co ja bym zrobil, gdybym byl Vetinarim, a moje wiezienie mialo sie stac posmiewiskiem? Nic nie szkodzi autorytetowi bardziej od smiechu, myslal Moist. A co wazniejsze, co on by zrobil, gdyby nim byl, a oczywiscie jest…

Powiesilbys kogos innego, oto co. Znalazlbys jakiegos nedznika o podobnej budowie, ktory czeka w pudle na konopne fandango, i dobilbys z nim targu. Jasne, zawisnie i tak, ale jako Owlswick Jenkins. Oglosi sie, ze zastepca zostal ulaskawiony, ale zginal przypadkiem albo cos w tym rodzaju, a jego kochana mamusia albo jego zona i dziatki dostana anonimowo worek forsy i oszczedza sobie troche wstydu…

I wtedy tlum zobaczylby swoja egzekucje. W tej chwili, przy odrobinie szczescia, Bellyster dostal robote przy myciu spluwaczek i dokonala sie sprawiedliwosc, a w kazdym razie cos mniej wiecej zblizonego. No i do wszystkich chyba dotrze przekaz, ze przestepstwa przeciwko miastu powinni rozwazac tylko ci, ktorzy maja szyje z lanego zelaza, a i to moze nie wystarczyc.

Moist uswiadomil sobie, ze dotyka wlasnej szyi. Czasami jeszcze teraz budzil sie noca, w chwile po tym, jak pod jego nogami otwierala sie pustka…

Patrycjusz patrzyl na niego, z nie tak calkiem usmiechem na twarzy. Kiedy Moist usilowal myslec jak Vetinari, mial niepokojace wrazenie, ze jego lordowska mosc wslizguje sie na tych myslach niczym jakis wielki czarny pajak na kisci bananow, a potem biega dookola tam, gdzie nie powinien.

I nagle nabral pewnosci: Owlswick i tak by nie zginal. Nie z takim talentem. Spadlby przez klape w podlodze szafotu prosto w nowe zycie, tak jak kiedys Moist. Obudzilby sie i otrzymal anielska oferte, ktora — w jego przypadku — obejmowalaby przytulny i jasny pokoj, trzy posilki dziennie, nocnik oprozniany na zadanie i tyle tuszu, ile tylko zapragnie. Z punktu widzenia Owlswicka bylby to raj. A Vetinari… mialby najlepszego falszerza na swiecie, pracujacego dla miasta.

Niech to… Jestem juz jak on. Mysle jak Vetinari…

Pomaranczowozlota kulka wzgardzonego zoltka jasniala na talerzu.

— Panskie wspaniale plany wprowadzenia papierowych pieniedzy postepuja naprzod? — zapytal jego lordowska mosc. — Tak wiele o nich slysze.

— Co? A tak. Ehm… Chcialbym umiescic panska glowe na banknocie dolarowym, jesli wolno.

— Alez oczywiscie. To dobre miejsce dla umieszczenia glowy, biorac pod uwage liczne inne miejsca, gdzie mozna ja umiescic.

Na przyklad na wloczni, tak… Potrzebuje mnie, myslal Moist, kiedy ta absolutnie nie grozba dotarla do jego swiadomosci. Ale jak bardzo?

— Wie pan…

— Byc moze, panski plodny umysl pomoze mi w pewnej zagadce, panie Lipwig. — Vetinari otarl wargi serwetka i odsunal sie od stolu. — Prosze za mna. Drumknott, przynies sygnet. I szczypce, oczywiscie, na wszelki wypadek.

Wyprowadzil Moista na balkon i oparl sie o balustrade, plecami do zamglonego miasta.

— Wciaz mamy chmury, ale mysle, ze slonce przebije sie lada chwila. Jak pan uwaza?

Moist spojrzal w niebo. Wsrod ciemnych klebow widoczna byla bladozlocista plama, niczym zoltko jajka. Do czego zmierza ten czlowiek?

— Rzeczywiscie, juz niedlugo — przyznal.

Sekretarz podal Vetinariemu nieduze pudelko.

— To szkatulka na sygnet herbowy — zauwazyl Moist.

— Brawo, panie Lipwig. Spostrzegawczy jak zawsze. Prosze go wziac.

Moist ostroznie siegnal po pierscien. Byl czarny, a w dotyku sprawial dziwne, jakby organiczne wrazenie. Zdawalo mu sie, ze V na niego patrzy.

— Wyczuwa pan w nim cos niezwyklego? — spytal Vetinari, obserwujac go uwaznie.

— Jest cieply.

— Tak, bo zostal zrobiony ze stygium. Uwaza sie je za metal, ale osobiscie podejrzewam, ze to stop, w dodatku stworzony magicznie. Krasnoludy znajduja je czasem w regionie Loko i jest niewiarygodnie kosztowne. Pewnego dnia napisze moze monografie o jego niezwyklej historii, dzisiaj jednak powiem tyle, ze zwykle jest interesujace dla tych, ktorym inklinacje lub styl zycia kaza poruszac sie w mroku… oraz oczywiscie dla tych, ktorzy zycie bez niebezpieczenstwa nie uwazaja za warte przezywania. Bo ono moze zabijac, wie pan. W bezposrednim swietle slonca w ciagu kilku sekund rozgrzewa sie do temperatury, w ktorej topnieje zelazo. Nikt nie wie dlaczego.

Moist spojrzal na zamglone niebo. Zoltkowe lsnienie slonca zniknelo za kolejnym zwalem chmur. Pierscien ostygl.

— Niekiedy wsrod skrytobojcow pojawia sie moda na pierscienie ze stygium. Tradycyjnie skrytobojcy za dnia nosza na nich ozdobne czarne rekawiczki. Chodzi o ryzyko, panie Lipwig. Chodzi o zycie ze smiercia w kieszeni. Przysiegam panu, sa ludzie, ktorzy dla zabawy pociagna tygrysa za ogon. Oczywiscie ci, ktorych interesuje raczej styl niz niebezpieczenstwo, nosza sama rekawiczke. Ale to dygresja. W kazdym razie niecale dwa tygodnie temu jedyny czlowiek w miescie, ktory mial zapas stygium i potrafil je obrabiac, zostal noca zamordowany. Zabojca rzucil potem bombe mietowa. Jak pan mysli, kto to zrobil?

Nie spojrze w gore, myslal Moist. To tylko gra. Chce, zebym sie spocil.

— Co zginelo? — zapytal.

— Straz nie wie, poniewaz widzi pan, tego, co zginelo, de facto tam nie bylo.

— No dobrze. A co pozostalo?

On tez nie patrzy w niebo, pomyslal Moist.

— Pare klejnotow i kilka uncji stygium w sejfie — odparl Vetinari. — Nie zapytal pan, w jaki sposob zginal.

— A w jaki…

— Strzal z kuszy w glowe, kiedy siedzial. Czy to nie ekscytujace, panie Lipwig?

— Czyli zawodowy zabojca — stwierdzil desperacko Moist. — Zbrodnia byla zaplanowana. Nie splacal dlugow. A moze byl paserem i probowal oszukac dostawce. Mamy za malo informacji!

— Zawsze jest ich za malo — zgodzil sie Vetinari. — Moja mycka wraca z pralni nieco odmieniona, a mlody czlowiek, ktory tam pracowal, ginie w bojce. Byly ogrodnik zjawia sie tutaj w srodku nocy, by kupic pare dosc znoszonych butow Drumknotta. Po co? Moze nigdy sie nie dowiemy. Dlaczego jeden z moich portretow zostal w zeszlym miesiacu skradziony z Krolewskiej Galerii Sztuki? Kto na tym skorzystal?

— Um… Dlaczego w sejfie zostalo stygium?

— Dobre pytanie. Klucz byl w kieszeni ofiary. Wiec jaki jest nasz motyw?

— Brakuje informacji. Zemsta? Milczenie? Moze zrobil cos, czego nie powinien zrobic? Czy mozna z tego wykuc sztylet?

— Aha, cieplej, panie Lipwig. Nie moglo chodzic o bron, gdyz nagromadzenia stygium nieco wieksze od tego pierscienia maja sklonnosc do nieprzewidywalnych eksplozji. Ale byl czlowiekiem raczej zachlannym, to prawda.

— Klotnia o cos? — zgadywal Moist.

Tak, jest mi cieplej, jasne. I po co te szczypce? Zeby go podniesc, kiedy juz przepali sie przez moja reke?

Swiatlo nabieralo intensywnosci. Widzial juz na scianach slabe cienie, czul pot sciekajacy po plecach…

— Interesujaca mysl. Ale niech mi pan juz odda ten sygnet. — Vetinari podsunal mu szkatulke.

Ha! Czyli jednak chcial mnie tylko przestraszyc, uznal Moist, wrzucajac ten przeklety pierscien do pudelka. W zyciu nie slyszalem o zadnym stygium! Musial je sobie wymyslic…

Wyczul goraco i zobaczyl, ze spadajacy do szkatulki pierscien rozgrzewa sie do bialosci. Zatrzasnelo sie

Вы читаете Swiat finansjery
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату