— Mozna powiedziec… — zgodzil sie zafascynowany Moist.
— …no i nakladasz sobie dwie, wkrotce potem trzy, w koncu masz juz wiecej chrzanu niz wolowiny, az ktoregos dnia odkrywasz, ze wolowina calkiem wypadla, a ty nawet nie zauwazyles.
— Nie wydaje mi sie, zeby to bylo porownanie, o jakie ci chodzilo. Przeciez widzialem, jak przygotowujesz sobie kromke chleba z chrzanem.
— Moze faktycznie, ale nadal jest dobre. — Adora Belle schylila sie i podniosla cos z podlogi. — To pewnie twoje klucze. Chyba nigdy sie nie dowiemy, co tutaj robily… mam nadzieje.
Podala je Moistowi. Kolko bylo ciezkie od kluczy wszelkich rozmiarow.
— A co zrobimy z tym wszystkim? — Adora Belle znowu kopnela stos. Zatrzasl sie, a wewnatrz cos pisnelo.
— Wlozymy z powrotem? — zaproponowal Moist niepewnie.
Rozsypane, beznamietne zabawki wygladaly smetnie i obco, niczym jakis morski potwor z otchlani, bezceremonialnie wywleczony z rodzinnego mroku na swiatlo slonca.
— Nie sadze, zebym to wytrzymala — stwierdzila Adora Belle. — Po prostu zostawmy otwarte drzwi i niech samo tam wpelznie. Hej!
Ten okrzyk skierowany byl do Pana Marudy, ktory wybiegl z pokoju, niosac cos w zebach.
— Powiedz, ze to tylko stara gumowa kosc — jeknela. — Prosze!
— Nie-e… — Moist pokrecil glowa. — Sadze, ze to stanowczo niepoprawny opis. To bylo… byla… niestara gumowa kosc, wlasnie tak!
— Ale zaraz… — powiedzial Hubert. — Chybabysmy wiedzieli, gdyby ktos ukradl to zloto? Ludzie mowia o takich rzeczach! Jestem prawie pewien, ze to awaria multizaworu krzyzowego, o tutaj… — Postukal w waska szklana rurke.
— Nie fadze, zeby Chluper zle wfkazywal, fir — stwierdzil posepnie Igor.
— Ale chyba zdajesz sobie sprawe, Igorze, ze jesli Chluper sie nie myli, to w naszym skarbcu praktycznie nie ma zlota?
— Uwazam, ze Chluper fie nie myli, fir. — Igor wyjal z kieszeni dolara i podszedl do studni. — Zechce pan obferwowac kolumne Pieniedzy Zgubionych, fir…
Po czym rzucil monete w ciemne wody. Blysnela jeszcze i zatonela poza wszelkie kieszenie Ludzkosci.
Z zakatka splatanych szklanych rurek Chlupera poplynal w gore niebieski babelek powietrza; kolyszac sie z lewa na prawo, wznosil sie powoli, az pekl na powierzchni z cichym „chlup!”.
— Ojoj… — szepnal Hubert.
Komiczna konwencja wymaga, by dwoje ludzi — kiedy spozywaja posilek przy stole przeznaczonym dla dwudziestu — siedzialo na przeciwnych jego koncach. Moist z Adora Belle jednak zajeli miejsca tuz obok siebie. Po przeciwnej stronie stala Gladys z serwetka przerzucona przez reke; jej oczy jarzyly sie ponuro.
Barania czaszka nie poprawiala Moistowi nastroju. Peggy ustawila ja na samym srodku i otoczyla kwiatami, ale te modne ciemne okulary dzialaly mu na nerwy.
— Czy golemy maja dobry sluch? — zapytal.
— Doskonaly — odparla Adora Belle. — Ale sie nie martw. Obmyslilam plan.
— Swietnie.
— Nie, powaznie. Jutro z nia wyjde.
— A nie mozesz zwyczajnie… — Moist zawahal sie, po czym dokonczyl bezglosnie, samymi wargami: — … zmienic slow w jej glowie?
— Jest wolnym golemem! — oburzyla sie Adora Belle. — Tobie by sie to spodobalo?
Moist przypomnial sobie Owlswicka i rzepe.
— Nie bardzo — przyznal.
— U wolnych golemow nalezy zmieniac umysly metoda perswazji. Sadze, ze mi sie uda.
— Czy twoje zlote golemy nie powinny dotrzec tu jutro?
— Mam nadzieje.
— Czeka nas pracowity dzien. Ja wypuszcze papierowe pieniadze, a ty przepuscisz zloto ulicami.
— Nie moglismy ich zostawic pod ziemia. Zreszta wcale nie musza byc ze zlota. Rano pojde jeszcze spotkac sie z Fleadem.
— My pojdziemy sie z nim spotkac. Razem.
Poklepala Moista po reku.
— Mniejsza z tym. Istnieja rzeczy gorsze od zlotych golemow.
— Nie bardzo moge je sobie wyobrazic — odparl Moist. Tej frazy mial potem zalowac. — Chcialbym, zeby ludzie przestali myslec o zlocie…
Urwal, wpatrzony w barana, ktory przygladal mu sie obojetnie i enigmatycznie. Z jakiegos powodu sprawial wrazenie, jakby powinien jeszcze miec saksofon i maly czarny beret.
— Na pewno sprawdzali w skarbcu — powiedzial glosno Moist.
— Kto sprawdzal? — zdziwila sie Adora Belle.
— Tam wlasnie by poszedl. Jedyne, na czym mozna polegac, prawda? Podstawa wszystkiego, co wartosciowe.
— Kto by poszedl?
— Pan Bent jest w skarbcu ze zlotem — stwierdzil Moist i poderwal sie tak gwaltownie, ze przewrocil krzeslo. — Ma przeciez wszystkie klucze!
— Slucham? To ten czlowiek, ktory zaczal wariowac, bo sie pomylil w liczeniu?
— Ten sam. On ma Przeszlosc.
— Jedna z takich przez duze P?
— Wlasnie taka. Chodz, zejdziemy tam na dol.
— Myslalam, ze spedzimy razem romantyczny wieczor.
— Spedzimy. Jak tylko go wyciagniemy!
Jedynym dzwiekiem w komorze bylo stuk-stuk-stukanie stopy Adory Belle o posadzke. Naprawde irytowal Moista, krazacego tam i z powrotem przed skarbcem zlota, przy blasku swiec w srebrnych lichtarzach, niedawno zdobiacych nakryty stol.
— Mam tylko nadzieje, ze Aimsbury nie pozwoli wywarowi ostygnac — stwierdzila Adora Belle. Stuk-stuk, stuk-stuk.
— Sluchaj — rzekl Moist. — Po pierwsze, zeby otworzyc taki sejf, trzeba byc jakims Szpicbrodka, a po drugie, te male wytrychy nie nadaja sie do takich zamkow.
— No to moze poszukamy pana Szpicbrodki? On pewnie ma odpowiednie.
Stuk-stuk, stuk-stuk.
— To na nic, bo po trzecie, prawdopodobnie nie istnieje taka osoba, a po czwarte, skarbiec jest zamkniety od wewnatrz i podejrzewam, ze klucz zostal w zamku. Dlatego wlasnie zaden z tych nie pasuje. — Pomachal kolkiem z kluczami. — Po piate, usiluje przekrecic klucz od tej strony szczypcami. To stara sztuczka, ktora, okazuje sie, nie dziala.
— Dobrze. Czyli mozemy juz wracac do stolu?
Stuk-stuk, stuk-stuk.
Moist raz jeszcze zajrzal przez maly wizjer w drzwiach. Z drugiej strony zaslonieto go ciezka plyta, ale dostrzegal blysk swiatla wokol brzegow. W srodku byla zapalona lampa. Natomiast nie bylo, o ile wiedzial, zadnej wentylacji. Wygladalo na to, ze skarbiec projektowano z mysla o wstrzymywaniu oddechu. Stanowil sztuczna grote, zbudowana, by skrywala cos, czego nie powinno sie stamtad wynosic. Zloto sie nie dusi.