— Nie sadze, zeby istniala taka mozliwosc — odparl. — Bo po szoste, jemu tam konczy sie powietrze. Moze nawet juz nie zyje!

— Skoro nie zyje, mozemy go zostawic do jutra? Strasznie tu zimno.

Stuk-stuk, stuk-stuk.

Moist spojrzal na strop. Zbudowany byl ze starych debowych belek spinanych zelaznymi tasmami. Wiedzial, jaki moze byc stary dab — jak stal, tylko gorszy. Tepi topory, a mloty odbija prosto w twarze pracujacych.

— Moze straznicy by pomogli? — zaproponowala Adora Belle.

— Watpie. Zreszta nie chcialbym im podsuwac pomyslu, ze moga spedzic noc, wlamujac sie do skarbca.

— Ale to glownie Straz Miejska, prawda?

— I co? Kiedy czlowiek wieje w strone horyzontu, niosac tyle zlota, ile potrafi udzwignac, nie przejmuje sie specjalnie poprzednia praca. Jestem przestepca, mozesz mi wierzyc.

Przeszedl do schodow, odliczajac pod nosem.

— A teraz co robisz?

— Probuje wyliczyc, jaka czesc banku jest bezposrednio nad zlotem — wyjasnil Moist. — Ale wiesz co? Chyba juz wiem. Skarbiec lezy wprost pod jego biurkiem.

* * *

Plomyk w lampie jarzyl sie slabo, a gesty dym wirowal i opadal na worki, na ktorych lezal zwiniety w klebek pan Bent.

Z gory dobiegl jakis dzwiek, jakies glosy stlumione przez antyczny strop.

— Nie rusze tego — powiedzial jeden z nich. — Gladys, twoja kolej.

— Czy To Zachowanie Odpowiednie Dla Dobrze Wychowanej Panny? — zadudnil drugi glos.

— Oczywiscie. Kwalifikuje sie jako odsuwanie mebli — odparl glos, wyraznie nalezacy do kobiety.

— Bardzo Dobrze. Podniose Je I Odkurze Pod Spodem.

Przerazliwie zgrzytnelo drewno przesuwane po drewnie i chmurka kurzu opadla na stosy sztabek.

— Istotnie Bardzo Zakurzone. Pojde Po Miotle.

— Prawde mowiac, Gladys, chcialbym, zebys podniosla teraz podloge — rzekl pierwszy glos.

— Pod Nia Tez Moze Byc Kurz?

— Jestem tego pewny.

— Bardzo Dobrze.

Cos trzasnelo glucho kilka razy, az zatrzeszczaly stare belki. Po czym znow zadudnily slowa:

— W „Ksiedze Prowadzenia Gospodarstwa” Lady Waggon Nie Pisze O Odkurzaniu Pod Podloga.

— Gladys, tam moze umierac czlowiek!

— Rozumiem. To By Bylo Nieporzadne. — Belki zadygotaly od ciosu. — Lady Waggon Pisze, Ze Wszelkie Ciala Znalezione Podczas Week-Endowego Bankietu Powinny Byc Usuniete Dyskretnie, By Uniknac Skandalu.

Jeszcze trzy uderzenia i belka sie rozpadla.

— Lady Waggon Twierdzi, Ze Straznicy Sa Zle Wychowani I Nie Wycieraja Swoich Brudnych Butow.

Pekla kolejna belka. Polmrok przebila smuga swiatla. Wsunela sie dlon wielkosci lopaty, chwycila zelazna obrecz, zerwala ja… Moist zajrzal w mrok. Dym unosil sie z otworu.

— Jest na dole! Na bogow, alez tu cuchnie!

Adora Belle pochylila sie nad jego ramieniem.

— Zyje?

— Mam nadzieje.

Moist przecisnal sie miedzy belkami i zeskoczyl na skrzynki ze sztabkami.

— Wyczuwam puls! — zawolal po chwili. — I rzeczywiscie, w zamku jest klucz. Mozesz zejsc tu po schodach i mi pomoc?

— Eee… Mamy gosci — odpowiedziala Adora Belle.

W otworze pojawily sie kontury dwoch glow w helmach. Niech to demony! Zatrudnianie straznikow poza sluzba to swietny pomysl, tylko ze oni wszedzie zabieraja ze soba odznaki. I wyciagaja pochopne wnioski jedynie dlatego, ze znajduja czlowieka stojacego w rozbitym skarbcu po godzinach pracy. Slowa „Moge wszystko wytlumaczyc” stanely juz gotowe do wypowiedzenia, ale je zdusil. To byl przeciez jego bank.

— Tak? Czego chcecie? — zapytal.

Bylo to wystarczajaco nieoczekiwane, by zbic ich z tropu. Jeden jednak szybko sie opanowal.

— Czy to panski skarbiec, sir? — zapytal.

— Jestem zastepca prezesa, ty idioto! A tutaj, na dole, lezy chory czlowiek!

— Czy spadl tam, kiedy wlamywaliscie sie do skarbca, sir?

Na bogow, nie da sie zniechecic urodzonego gliniarza. Zwyczajnie pytaja dalej tym cierpliwym, irytujacym tonem. Kiedy czlowiek jest policjantem, wszystko staje sie przestepstwem.

— Panie… Jest pan policjantem, prawda?

— Funkcjonariusz Haddock, sir.

— No wiec, funkcjonariuszu, czy mozemy najpierw wyciagnac mojego kolege na swieze powietrze? Juz rzezi. Otworze tu drzwi.

Haddock skinal na drugiego straznika, ktory pobiegl do schodow.

— Jesli mial pan klucz, sir, po co sie pan wlamywal?

— Zeby go wyciagnac, oczywiscie!

— Wiec jak…

— To wszystko jest calkiem proste — zapewnil Moist. — Jak tylko stad wyjde, wszyscy bedziemy sie z tego smiali!

— Czekam niecierpliwie, sir — oswiadczyl Haddock. — Bo lubie sie posmiac.

* * *

Rozmowa ze straza przypominala stepowanie na lawinie. Jesli czlowiek byl zwinny, mogl nie upasc, ale sterowac sie nie dalo, nie mial hamulcow i po prostu wiedzial, ze nie zakonczy tego bez szkod.

Rozmowca nie byl juz funkcjonariusz Haddock. Przestal byc funkcjonariuszem Haddockiem, gdy tylko funkcjonariusz Haddock odkryl, ze kieszenie zarzadcy Krolewskiej Mennicy skrywaja owiniete w aksamit wytrychy oraz mala palke. Wtedy zmienil sie w sierzanta Detrytusa.

Wytrychy, o ile wiedzial Moist, nie byly oficjalnie nielegalne. Mozna bylo je posiadac. Problem z posiadaniem pojawial sie wtedy, gdy czlowiek stal w cudzym mieszkaniu. Posiadanie ich w rozbitym bankowym skarbcu bylo problemem tak ogromnym, ze zaczynala na niego wplywac krzywizna wszechswiata.

Jak dotad dla sierzanta Detrytusa wszystko bylo jasne. Jednakze jego rozumienie zawodzilo w konfrontacji z faktem, ze Moist calkiem legalnie posiadal tez klucze do skarbca, do ktorego sie wlamal. Trollowi wydawalo sie to przestepstwem samym w sobie i przez jakis czas zastanawial sie nawet nad oskarzeniem Moista o „marnowanie czasu strazy poprzez wlamywanie sie, kiedy nie musi”[7]. Wyraznie nie pojmowal tej wewnetrznej potrzeby posiadania wytrychow. Trolle nie maja okreslenia dla machismo, tak samo jak kaluze nie maja okreslenia dla wody. Poza tym Detrytus nie calkiem mogl zrozumiec stan umyslu i dzialania prawie zmarlego pana Benta. Trolle sie nie wsciekaja, tylko sa wsciekle… Dlatego zrezygnowal, a wtedy zmienil go kapitan Marchewa.

Moist znal go z dawnych czasow. Kapitan Marchewa byl wysoki i pachnial mydlem, a jego twarz zwykle wyrazala blekitnooka niewinnosc. Moist nie potrafil zajrzec poza te przyjazna twarz — zwyczajnie nic tam nie widzial. W wiekszosci ludzi mogl czytac jak w ksiedze, ale kapitan byl zamknieta ksiega w zamknietej biblioteczce.

I byl zawsze bardzo uprzejmy w tym irytujacym policyjnym stylu.

— Dobry wieczor — powiedzial grzecznie, siadajac naprzeciw Moista w malym gabinecie, ktory nagle zmienil sie w pokoj przesluchan. — Pozwoli pan, sir, ze zaczne od spytania o tych trzech ludzi w piwnicy? I o te wielka szklana… rzecz?

— To pan Hubert Turvy i jego asystenci — wyjasnil Moist. — Studiuja system ekonomiczny miasta. Nie sa w

Вы читаете Swiat finansjery
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату