— Ha… Tak. Piecdziesiat dolarow na razie, wielebny — uspokoil goscia. — A rankiem, jesli panska pamiec nadal bedzie tak dobra, poszukamy bogatszej i praworzadnej przyszlosci. Niech pan nie pozwoli mi sie zatrzymywac.
Wrocil do pisania.
Dotychczas chwycil Cribbinsa za ramie i sila wyholowal z pokoju. Widzial, co pisze Cosmo.
VetinariVetinariVetinariVetinariVetinariVetinari
VetinariVetinariVetinariVetinariVetinariVetinari
VetinariVetinariVetinariVetinariVetinariVetinari
VetinariVetinariVetinariVetinariVetinariVetinari
Czas juz na laske z klinga, pomyslal. Przyniesc ja, oddac, wziac pieniadze i uciekac.
W Katedrze Komunikacji Post Mortem panowal spokoj. Nawet w najlepszych chwilach nie bylo tu halasu, choc kiedy dzwieki Niewidocznego Uniwersytetu zsuwaly sie ku ciszy, zawsze bylo slychac piskliwe, brzeczace glosy jakby komarow saczace sie z Tamtej Strony.
Klopot polegal na tym, myslal Hicks, ze zbyt wielu jego poprzednikow nie mialo zadnego zycia poza katedra, a tutaj talenty towarzyskie nie byly priorytetem. I nawet martwi, nadal nie potrafili zyc normalnie. Dlatego krecili sie w poblizu, nie chcac odchodzic ze znajomych miejsc. Czasami, kiedy czuli sie silni, a Trupa Siostr Dolly szykowala nowa produkcje, wypuszczal ich, zeby malowali dekoracje.
Westchnal. To wlasnie komplikowalo prace w KKPM — czlowiek nigdy naprawde nie byl szefem. Na zwyklych posadach ludzie odchodzili na emeryture, pare razy jeszcze zagladali do dawnej pracy, dopoki byl tam ktos, kto ich pamietal, a potem rozplywali sie w wiecznie peczniejacej przeszlosci. Ale tutaj dawni pracownicy jakos nie odchodzili…
Jest takie powiedzenie: „Starzy nekromanci nigdy nie umieraja”. Kiedy je cytowal, ludzie mowili: „…i?”. A on musial odpowiedziec: „Obawiam sie, ze to juz wszystko. Po prostu starzy nekromanci nie umieraja”.
Wlasnie sprzatal na noc, kiedy ze swojego ciemnego kata odezwal sie Charlie.
— Ktos przechodzi… No, no, powiem krotko…
Hicks odwrocil sie gwaltownie. Magiczny krag jarzyl sie w mroku, a perlowy szpiczasty kapelusz wysuwal sie juz przez podloge.
— Profesor Flead? — zapytal.
— Tak, i musimy sie spieszyc, mlody czlowieku — odparl wciaz sie wznoszacy cien Fleada.
— Przeciez pana wypedzilem! Uzylem Dziewieciokrotnej Kasacji. Przepedza wszystko!
— Sam ja napisalem — oswiadczyl Flead z duma. — Nie, nie martw sie. Jestem jedynym, na ktorego ona nie dziala. Musialbym byc zupelnym durniem, zeby stwarzac zaklecie, ktore dziala na mnie samego. Co?
Hicks wyciagnal drzacy palec.
— Ustawil pan ukryty portal, tak?
— Oczywiscie. I to wsciekle dobry. Nie martw sie, jestem tez jedynym, ktory wie, gdzie on jest. — Teraz juz calosc Fleada unosila sie nad kregiem. — I nawet nie probuj go szukac. Ktos o twoich ograniczonych talentach nigdy nie znajdzie ukrytych run.
Flead rozejrzal sie po pokoju.
— Nie ma tej pieknej mlodej damy? — zapytal z nadzieja. — No trudno. Musisz mnie stad wyciagnac, Hicks. Chce widziec te zabawe.
— Zabawe? Jaka zabawe? — zdziwil sie Hicks, czlowiek, ktory zamierzal przy pierwszej okazji bardzo, ale to bardzo starannie przyjrzec sie zakleciu Dziewieciokrotnego Kasowania.
— Wiem, jakie golemy nadchodza!
Kiedy Moist byl dzieckiem, co wieczor modlil sie przed snem. Jego rodzina byla bardzo aktywna w Szczerym Kosciele Ziemniaczanym, ktory odrzucil ekscesy Pradawnego i Ortodoksyjnego Kosciola Ziemniaczanego. Jego wyznawcy odchodzili w cien, pomyslowi i pracowici, i ich scisle stosowanie sie do reguly lamp olejowych i wytwarzanych wlasnorecznie mebli wyroznialo ich w regionie, gdzie wiekszosc uzywala swiec i siadala na owcach.
Moist nie znosil modlitw. Mial wrazenie, ze otwieraja wielka czarna dziure prowadzaca w przestrzen i w kazdej chwili cos moze przez nia siegnac i go porwac. Moze powodem bylo to, ze typowa modlitwa wieczorna zawierala wers „Jesli umre przed zbudzeniem”, ktory w zle noce sprawial, ze usilowal siedziec prosto az do rana.
Zalecano mu takze, by godziny przed zasnieciem wykorzystywal na liczenie swych blogoslawienstw.
Lezac teraz w ciemnym banku, troche zmarzniety i znaczaco samotny, probowal jakies znalezc.
Mial zdrowe zeby i nie cierpial na przedwczesne wypadanie wlosow. No prosze! Wcale nie tak trudno, prawda?
No i straz go naprawde nie aresztowala, nie tak oficjalnie. Ale troll pilnowal skarbca oplecionego zlowrozbnymi czarno-zoltymi sznurami.
W skarbcu nie ma zlota… Lecz nawet to nie bylo do konca prawda. Pozostalo z piec funtow kruszcu, co najmniej, pokrywajace olowiane sztabki. Ktos bardzo sie postaral… No i to jednak jakas pociecha. Nie jest tak, ze zadnego zlota juz nie ma.
Byl sam, poniewaz Adora Belle trafila do aresztu za atak na funkcjonariusza strazy. Moist uwazal, ze to niesprawiedliwe. Oczywiscie, zaleznie od dnia, jaki mial za soba straznik, nie istnialo dzialanie — poza przebywaniem fizycznie gdzie indziej — ktorego nie mozna by uznac za atak na funkcjonariusza. Jednak Adora Belle tak naprawde nie zaatakowala sierzanta Detrytusa. Ona tylko sprobowala przebic butem jego wielka stope, co poskutkowalo zlamanym obcasem i zwichnieta noga w kostce. Kapitan Marchewa zapewnil, ze zostalo to wziete pod uwage.
Zegary miasta wybily czwarta. Moist rozwazyl swoja przyszlosc, zwlaszcza w kategoriach jej dlugosci.
Spojrzmy na to od jasniejszej strony… Moga go zwyczajnie powiesic.
Powinien zajrzec do skarbca juz pierwszego dnia i zaciagnac tam alchemika i prawnika. Czy w ogole przeprowadzali czasem audyt skarbca? A moze wykonywali to mili i porzadni goscie, ktorzy zagladali do skarbcow innych porzadnych gosci i podpisywali szybko, zeby nie spoznic sie na obiad? Przeciez nie mozna watpic w slowo takiego goscia, zwlaszcza jesli sie nie chce, zeby on watpil w nasze…
Moze zmarly sir Joshua przepuscil wszystko na egzotyczne artykuly skorzane i mlode damy? Ile nocy w ramionach pieknych kobiet wart jest worek zlota? Przyslowie mowi, ze dobra kobieta warta jest rubinow, a wiec umiejetnie zla powinna byc warta o wiele wiecej.
Usiadl i zapalil swiece. Jego wzrok padl na lezacy na szafce dziennik sir Joshuy.
Trzydziesci dziewiec lat temu… No coz, to byl wlasciwy rok, a ze w tej chwili i tak nie mial nic lepszego do roboty…
Szczescie, ktore przez caly dzien wyciekalo mu z butow, teraz wrocilo. I chociaz sam nie byl pewien, czego szuka, znalazl to na szostej przypadkowej stronie.
Duza czesc dziennika zapisana byla czyms w rodzaju szyfru, ale natura tajnych symboli sugerowala, ze sir