zwyczajnie unoszac z niego protestujacego uzytkownika. — Przeciez nic nie robia, tylko stoja dookola poza murami, tak?

— Rzeczywiscie — przyznal Vetinari. — Jest to nazywane agresywna obrona. A ta stanowi praktycznie wypowiedzenie wojny. — Westchnal smutnie: oznaka mozgu redukujacego bieg. — Moze przypomne panstwu slynna dewize generala Tacticusa: „Ci, ktorzy pragna wojny, szykuja sie do wojny”. Nasze miasto otoczone jest murem stworzen, z ktorych kazde, jak rozumiem, moze zostac powstrzymane jedynie machina obleznicza. Panna Dearheart… — przerwal, by rzucic Adorze Belle surowy usmieszek — …byla uprzejma sprowadzic do Ankh- Morpork armie zdolna podbic swiat, choc z przyjemnoscia akceptuje jej zapewnienie, ze nie miala takiego zamiaru.

— Wiec czemu tego nie zrobimy? — odezwal sie lord Downey, przewodniczacy Gildii Skrytobojcow.

— Ach, lord Downey… Tak wlasnie myslalem, ze ktos to powie — rzekl Vetinari. — Panno Dearheart? Pani badala te golemy.

— Mialam pol godziny! — zaprotestowala Adora Belle. — I skakalam na jednej nodze, musze dodac.

— Mimo to jest pani naszym ekspertem. I miala pani pomoc slawnego zmarlego profesora Fleada.

— Caly czas probowal zajrzec mi pod sukienke.

— Bardzo prosze…

— Nie maja chemu, do ktorego moglabym sie dostac — oswiadczyla Adora Belle. — Nie ma sposobu, by otworzyc im glowy. O ile potrafimy to okreslic, wprowadzono im tylko jeden nadrzedny imperatyw, ktorym jest strzezenie miasta. I to wszystko. To jest wrecz wyryte w ich glinie.

— Istnieje cos takiego jak obrona uprzedzajaca. Mozna ja uznac za rodzaj „strzezenia”. Czy w pani opinii, zaatakowalyby inne miasto?

— Nie sadze. A na jakim miescie chcialby je pan wyprobowac, wasza lordowska mosc?

Moist zadrzal. Czasami Adora Belle zwyczajnie niczym sie nie przejmowala.

— Na zadnym — zapewnil Vetinari. — Dopoki jestem Patrycjuszem, nie bedziemy tu mieli zadnego nowego imperium. Dopiero niedawno udalo nam sie usunac pozostalosci poprzedniego. Profesorze Flead, czy byl pan w stanie przekazac im jakiekolwiek instrukcje?

Wszyscy zwrocili glowy ku Fleadowi i jego przenosnemu magicznemu kregowi, ktory lezal przy drzwiach — z powodu absolutnej niemoznosci wcisniecia go glebiej do sali.

— Co? Nie. Jestem pewien, ze rozumiem glowne formy umnianskiego, lecz tego na placu nie moge zmusic, zeby przesunal sie chocby o krok. Wyprobowalem wszystkie sensowne rozkazy, ale bez skutku! To wybitnie irytujace. — Machnal laska na doktora Hicksa. — No dalej, przydajcie sie na cos! Sprobujemy jeszcze raz!

— Mysle, ze potrafilbym sie z nimi porozumiec — rzekl Moist, wpatrujac sie w topor. Ale jego glos zatonal w ogolnym gwarze i protestach, kiedy niechetni studenci usilowali wyniesc przenosny krag magiczny na zewnatrz.

Niech tylko sie zastanowie dlaczego. Tak… tak. To wlasciwie… proste. O wiele za proste dla komitetu.

— Jako przewodniczacy, Gildii Kupcow’ panowie, chcialbym zauwazyc ze, te stworzenia reprezentuja cenna, dla miasta’ sile robocza… — oznajmil pan Robert Parker[10].

— Nie ma niewolnikow w Ankh-Morpork! — zawolala Adora Belle i wskazala Vetinariego palcem. — Zawsze pan to mowil!

Vetinari uniosl na nia brew. Potem przytrzymal te brew i uniosl druga. Lecz Adora Belle byla nieugieta.

— Panno Dearheart, sama pani tlumaczyla, ze nie maja chemu. Nie moze ich pani wyzwolic… Postanawiam zatem, ze sa narzedziami, a ze uwazaja sie za slugi miasta, za takich bede ich uznawal. — Uniosl obie dlonie, by uciszyc halas, po czym kontynuowal: — Nie beda sprzedawane i bedziemy je dobrze traktowac, jak powinno sie traktowac narzedzia. Beda pracowac dla dobra miasta i…

— Nie, to fatalnie zly pomysl!

Bialy fartuch przeciskal sie przed tlum. Byl zwienczony zoltym sztormowym kapeluszem.

— A pan jest…? — spytal Vetinari.

Osobnik zdjal kapelusz, rozejrzal sie i zesztywnial. Jek wydobyl sie z jego ust.

— Czy nie jest pan Hubertem Turvy? — spytal Vetinari. Twarz Huberta pozostala maska przerazenia, wiec Patrycjusz dodal lagodniejszym tonem: — Czy potrzebuje pan czasu, zeby sie zastanowic nad ostatnim pytaniem?

— Ja… dopiero co… uslyszalem… o… — zaczal Hubert. Przebiegl wzrokiem po setkach twarzy wokol siebie i zamrugal.

— Pan Turvy, alchemik finansow? — podpowiedzial Vetinari. — Moze jest to gdzies wypisane na panskim ubraniu?

— Chyba moge pomoc — oswiadczyl Moist i uzywajac lokci, przecisnal sie do oniesmielonego ekonomisty. — Hubercie — rzekl, kladac mu dlon na ramieniu. — Ci ludzie sa tutaj, poniewaz chca wysluchac twojej zadziwiajacej teorii, ktora wykazuje niecelowosc wykorzystywania sily roboczej nowych golemow. Nie chcesz ich chyba zawiesc? Wiem, ze rzadko spotykasz sie z ludzmi, ale wszyscy tu slyszeli o twoich znakomitych osiagnieciach. Czy pomozesz im zrozumiec to, co przed chwila wykrzyczales?

W umysle Huberta narastajacy strach przed tlumem zostal pokonany pragnieniem, by glosic wiedze nieswiadomym, ktora to grupa obejmowala wszystkich oprocz niego. Zlapal sie za klapy surduta i odchrzaknal.

— No coz, problem polega na tym, ze w kategorii sily roboczej golemy sa w stanie wykonac dziennie prace stu dwudziestu tysiecy ludzi.

— Pomyslcie, ile moga zrobic dla miasta! — wykrzyknal pan Cowslick z Gildii Mechanikow.

— No tak. Przede wszystkim pozbawia pracy sto dwadziescia tysiecy ludzi — odparl Hubert. — Ale to dopiero poczatek. Nie potrzebuja jedzenia, ubrania ani mieszkan. Wiekszosc ludzi wydaje swoje pieniadze na zywnosc, schronienie, odziez, rozrywki oraz, nie najmniejsza czesc, na podatki. Na co wydalyby je golemy? Popyt na wiele produktow by spadl, co skutkowaloby wzrostem bezrobocia. Albowiem kluczowa jest cyrkulacja. Pieniadze kraza, po drodze generujac bogactwo.

— Twierdzi pan, mam wrazenie, ze te stwory zmienia nas w zebrakow — zdziwil sie Vetinari.

— Nastapia… trudne czasy — przyznal Hubert.

— A wiec jaki kierunek dzialan pan proponuje, panie Turvy?

Hubert byl wyraznie zaskoczony.

— Nie wiem, sir. Nie wiedzialem, ze mam takze znalezc rozwiazanie.

— Dowolne inne miasto napadloby na nas, gdyby zdobylo te golemy — oswiadczyl lord Downey. — A przeciez o ich miejsca pracy nie musimy sie martwic, prawda? Moze wiec warto przedsiewziac jakies niewielkie podboje?

— Moze stworzyc niewielka imperietke? — mruknal kwasno Vetinari. — Wykorzystamy naszych niewolnikow, by kreowac nastepnych niewolnikow? Ale czy chcemy zbrojnie zmierzyc sie z calym swiatem? Najlepsze, na co mozna wtedy liczyc, to ze niektorzy z nas przezyja. Najgorsze, to ze zwyciezymy. Zwyciezymy i zgnijemy. Taka lekcje daje nam historia, lordzie Downey. Czy nie jestesmy dostatecznie bogaci?

To wzbudzilo nowa erupcje zgielku.

Moist wymknal sie niezauwazony, przecisnal sie przez zwarty tlum i dogonil doktora Hicksa z zespolem. Nadal przebijali sie z powrotem do golema.

— Moge isc z wami? — poprosil. — Chce cos wyprobowac.

Hicks skinal glowa. Ale kiedy przenosny krag zostal wywleczony na ulice, uprzedzil:

— Wydaje mi sie, ze panna Dearheart probowala juz wszystkiego.

Profesor byl zachwycony.

— Jest cos, czego nie probowala. Moze mi pan wierzyc. A skoro juz o tym mowa, kim sa ci chlopcy, ktorzy trzymaja plachte?

— Moi studenci — odparl Hicks, starajac sie ustabilizowac krag.

— I chca studiowac nekro… znaczy, komunikacje post mortem? Czemu?

— Najwyrazniej pomaga w kontaktach z dziewczetami. — Hicks westchnal.

Daly sie slyszec ciche parskniecia.

— W katedrze nekromancji? Jakie dziewczeta moga tam poznac?

— Nie, to dlatego, ze po dyplomie moga nosic czarna szate z kapturem i pierscien z czaszka. O ile pamietam, ktorys z nich uzyl okreslenia „magnes na laski”.

Вы читаете Swiat finansjery
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату