co stalo sie z Bertem Darrylem?
— No coz, zawsze dokladal do tego swojego „Lwa Morskiego” i wreszcie wyczerpal wszystkie mozliwosci pozyczek. Ostatni raz widzialem go w Melbourne; byl zrozpaczony, poniewaz zniesiono oplaty celne i uczciwi przemytnicy stracili kawalek chleba. Doprowadzony do ostatecznosci usilowal uzyskac odszkodowanie za „Lwa Morskiego”; zorganizowal przekonywajacy pozar i musial opuscic lodz na morzu. „Lew Morski” poszedl na dno, ale ludzie z firmy ubezpieczeniowej znalezli go tam i stwierdzili, ze przed pozarem wymontowano cale wartosciowe wyposazenie. Bylo sledztwo i nie wiem, jak kapitan z tego wybrnal.
To byl juz koniec starego lotrzyka. Zaczal pic na dobre i ktorejs nocy w Darwin postanowil sie wykapac w morzu. Skoczyl z mola, zapominajac, ze jest odplyw — a w Darwin roznica poziomow wynosi trzydziesci stop — i skrecil sobie kark. Wielu go oplakiwalo, nie mowiac juz o wierzycielach.
— Biedny, stary Bert. Swiat stalby sie nudny bez takich jak on.
Franklin pomyslal sobie, ze byla to dosc nieoczekiwana uwaga w ustach tale wysoko postawionej osobistosci. Ucieszylo go to nie tylko dlatego, ze sam myslal podobnie. Oto niespodziewanie zyskal sobie bardzo wplywowego przyjaciela i szanse na zrealizowanie jego projektu niepomiernie wzrosly.
Nie spodziewal sie natychmiastowej decyzji, nie byl wiec rozczarowany, kiedy przez kilka nastepnych tygodni nie mial zadnych wiadomosci. Tymczasem nie nudzil sie; martwy sezon zaczynal sie dopiero za trzy miesiace, a poza tym mial mnostwo drobnych, ale uciazliwych klopotow.
Jeden z nich nie byl wcale maly, jesli w ogole mozna go nazwac klopotem. Na swiat przyszla Anna Franklin z szeroko otwartymi oczami i rownie szeroko otwarta buzia. Indra po raz pierwszy zwatpila w dalszy rozwoj swojej kariery naukowej.
Franklina, ku jego wielkiemu rozczarowaniu, nie bylo w domu, kiedy urodzila sie corka. Dowodzil wtedy grupa szesciu lodzi podwodnych, majacych za zadanie przetrzebienie drapieznych orek w okolicy Wysp Pribylowa. Nie byla to pierwsza akcja tego rodzaju, ale dzieki zastosowaniu nowego sprzetu — najbardziej owocna. Lodzie czekaly w zasadzce, wabiac orki nadawanymi przez glosniki charakterystycznymi glosami fok i mlodych wielorybow.
Orki pojawialy sie setkami i sprawiono im istna rzez. Mala flotylla wrocila do bazy majac na swoim koncie przeszlo tysiac zabitych orek. Byla to trudna i chwilami niebezpieczna praca, ale Franklin czul obrzydzenie do tej naukowej mokrej roboty, chociaz rozumial jej koniecznosc. Musial mimo woli podziwiac piekno, szybkosc i zawzietosc tych morskich drapieznikow, ktore teraz same staly sie ofiarami, i byl prawie zadowolony, kiedy pod koniec akcji liczba zabijanych orek gwaltownie zmalala. Wygladalo na to, ze nauczone gorzkim doswiadczeniem zorientowaly sie, o co chodzi. Dzial finansowy bedzie musial zdecydowac, czy powtorzenie podobnej akcji w przyszlym roku bedzie ekonomicznie uzasadnione.
Ledwie Franklin zdazyl ochlonac po tej wyprawie, ledwie zdazyl pobawic sie ostroznie z Anna, ktora zreszta nie zwracala na niego najmniejszej uwagi, a juz wyslano go do Poludniowej Georgii. Mial tam zbadac, dlaczego wieloryby, ktore dawniej bez szemrania wplywaly do rzezni, teraz nagle staly sie podejrzliwe i nie chcialy zblizac sie do sluzy, gdzie zabijano je pradem elektrycznym. Tym razem Franklin nie przyczynil sie do rozwiklania tajemnicy; podczas gdy on szukal czynnikow natury psychologicznej, mlody, bystry pracownik zakladow odkryl, ze czesc krwi z rzezni przesacza sie do morza. Nic dziwnego, ze wieloryby, mima iz nie maja tak wyczulonego wechu jak niektore inne zwierzeta morskie, okazywaly strach i podniecenie, kiedy ruchome bariery kierowaly je do miejsca, gdzie tylu ich pobratymcow znalazlo smierc.
Jako glowny inspektor, dla ktorego szykowano juz dalszy awans, Franklin pelnil, teraz funkcje jakby pogotowia ratunkowego i mogl w kazdej chwili oczekiwac wyslania w sprawach sekcji do najbardziej odleglego zakatka na kuli ziemskiej. Sytuacja taka odpowiadalaby mu calkowicie, gdyby nie wzglad na zycie rodzinne. Z chwila gdy czlowiek opanowal technike pracy inspektora, patrolowanie i spedy wielorybow szybko stawaly sie chlebem powszednim. Ludziom w rodzaju Dona Burleya wystarczalo to do szczescia, ale Don nie byl ani zbyt ambitny, ani nie byl tytanem intelektu. Franklin myslal o tym bez zadnego poczucia wyzszosci; bylo to proste stwierdzenie faktu, z ktorym Don pierwszy by sie chetnie zgodzil.
Franklin znajdowal sie w Anglii, gdzie wystepowal jako biegly przed Komisja Wielorybnicza, ktora z ramienia panstwa kontrolowala dzialalnosc sekcji, kiedy otrzymal telefon od doktora Lundquista. Lundquist przyszedl na miejsce Robertsa, ktory zrezygnowal z pracy w Sekcji Wielorybow dla znacznie lepiej platnego stanowiska w Marinelandzie.
— Otrzymalem z Departamentu Nauki trzy skrzynie z aparatura naukowa. My tego nie zamawialismy, ale na pakach jest twoje nazwisko. Czy wiesz, o co tu chodzi?
Franklin w pospiechu rozwazal sprawe. No tak, musieli to przyslac podczas jego nieobecnosci. Jesli dyrektor wykryje wszystko, zanim on zdola przygotowac grunt, badzie awantura.
— To za dluga historia na telefon — odpowiedzial. — Za dziesiec minut mam stawac przed komisja. Schowaj to gdzies do mojego powrotu, wyjasnie wszystko na miejscu.
— Mam nadzieje, ze to nie pomylka. Sa tam bardzo dziwne rzeczy.
— Nie przejmuj sie. Do zobaczenia pojutrze. Jesli zjawi sie tam Don Burley, to pokaz mu ten sprzet, a wszystkie formalnosci zalatwia osobiscie po powrocie.
Franklin pomyslal sobie, ze to bedzie najtrudniejsza czesc calego zadania. Jak wprowadzic do spisu inwentarza Sekcji aparature, ktora nigdy nie zostala oficjalnie zamowiona, tak, zeby nie wywolac zbyt wielu pytan, to sprawa niemal rownie trudna jak znalezienie Wielkiego Weza Morskiego…
Niepotrzebnie sie martwil. Jego nowy, wplywowy sojusznik, sekretarz Departamentu Nauki, przewidzial wiekszosc jego klopotow. Wyposazenie zostalo Sekcji wypozyczone i mialo byc zwrocone natychmiast po wykorzystaniu. Ponadto dano dyrektorowi do zrozumienia, ze inicjatorem projektu jest Departament Nauki; mogl miec co do tego watpliwosci, ale oficjalnie Franklinowi nic nie mozna bylo zarzucic. — Poniewaz wyglada, ze wiesz cos na ten temat — zwrocil sie do Franklina po rozpakowaniu skrzyn w laboratorium — to moze wyjasnisz nam, do czego to ma sluzyc.
— To jest automat rejestrujacy, znacznie czulszy od tych, ktore sluza do liczenia wielorybow na przejsciach. W zasadzie jest to stacja hydroakustyczna obserwacji okreznej o zasiegu pietnastu mil. Eliminuje ona wszystkie echa stale i zapisuje wylacznie przedmioty ruchome. Mozna ja takze nastawic w ten sposob, aby rejestrowala wylacznie obiekty powyzej pewnej wielkosci. Inaczej mowiac, mozna za jej pomoca liczyc wieloryby przekraczajace piecdziesiat stop dlugosci, nie uwzgledniajac pozostalych. Automat wlacza sie co szesc minut — dwiescie czterdziesci razy dziennie — zapewnia wiec praktycznie ciagla obserwacje wybranego rejonu.
— Bardzo pomyslowe. Zapewne Departament Nauki zyczy sobie, zebysmy opuscili to gdzies na dno i zorganizowali obsluge?
— Tak, dane odbiera sie raz na tydzien. Beda stanowic cenny material rowniez dla nas. Nawiasem mowiac, dostalismy trzy takie automaty.
— Wiadomo, Departament Nauki dziala z rozmachem! Chcialbym, zebysmy my tak mogli szastac pieniedzmi. Dajcie mi znac, jak to dziala, jesli w ogole bedzie dzialac.
Obeszlo sie bez burzy i nikt ani slowem nie wspomnial o wezu morskim.
Niestety rowniez przez nastepne dwa miesiace nie bylo po nim ani sladu. Co tydzien lodzie patrolowe dostarczaly zapisy z trzech stacji automatycznych, zakotwiczonych na glebokosci pol mili pod poziomem morza w punktach dobranych przez Franklina po starannej analizie wszystkich danych o spotkaniach z wezem morskim. Z entuzjazmem, ktory stopniowo przeradzal sie w upor, przegladal setki metrow staromodnej szesnastomilimetrowej tasmy filmowej — nadal niezastapionej do takich celow. Wyswietlajac filmy mogl w ciagu kilku minut obejrzec wizyty poteznych mieszkancow glebin z calego tygodnia.
Wiekszosc klatek byla pusta, gdyz automat byl tak nastawiony, ze nie rejestrowal ech przedmiotow ponizej siedemdziesieciu stop dlugosci. Mialo to eliminowac wszystkie zwierzeta, z wyjatkiem najwiekszych wielorybow i oczywiscie tego, ktorego szukano. Jednak kiedy plynelo stado wielorybow, film polyskiwal echami, przeskakujacymi ekran z nienaturalna szybkoscia, bo przeciez ogladal zycie morza przyspieszone prawie dziesiec tysiecy razy.
Po dwoch miesiacach bezowocnych trudow Franklin zaczal sie zastanawiac, czy wybral dobre miejsce dla swoich automatycznych stacji, i planowal ich przeniesienie. Ustalil juz nawet nowe miejsca i postanowil, ze zrobi to po nastepnej porcji filmow.
I wtedy wlasnie znalazl to, czego szukal. Bylo na samym skraju ekranu i tylko na czterech kolejnych klatkach