– Gramatyka rosyjska? Po co ci to, jesli oczywiscie nie jestem niedyskretny? – spytal Brunetti, patrzac na strony zapisane cyrylica.
– Chetnie panu odpowiem – rzekl z usmiechem Pucetti. – Moja dziewczyna jest Rosjanka i chcialbym moc porozmawiac z nia w jej ojczystym jezyku.
– Nie wiedzialem, ze masz dziewczyne, Pucetti – powiedzial Brunetti, myslac o tysiacach rosyjskich prostytutek naplywajacych do zachodniej Europy i starajac sie zachowac neutralny ton.
– Mam, szefie. – Pucetti usmiechnal sie ponownie, tym razem szeroko.
– A co ona robi tutaj, we Wloszech? – zaryzykowal komisarz. – Pracuje?
– Uczy rosyjskiego i matematyki w liceum, do ktorego chodzi moj brat. Tam ja spotkalem.
– Jak dlugo ja znasz?
– Szesc miesiecy.
– To brzmi powaznie.
Mlody czlowiek znow sie usmiechnal i Brunetti stwierdzil, ze ma wyjatkowo mila twarz.
– Mam powazne zamiary, szefie. Jej rodzina przyjedzie tutaj w lecie i ona chce, zeby mnie poznali.
– A wiec uczysz sie jezyka? – Brunetti wskazal glowa rozlozona ksiazke.
Pucetti przesunal reka po wlosach.
– Powiedziala, ze jej rodzinie sie nie podoba, ze ona chce wyjsc za policjanta. Widzi pan, jej rodzice sa chirurgami. Wiec pomyslalem sobie, ze dobrze by bylo, gdybym mogl z nimi choc troche porozmawiac. A poniewaz nie mowie ani po niemiecku, ani po angielsku, mysle, ze gdybym zaczal do nich mowic w ich jezyku, zobaczyliby, ze nie jestem jakims tam durnym glina.
– To chyba bardzo madre posuniecie, Pucetti. Zostawiam cie z twoja gramatyka – powiedzial Brunetti i wyszedl.
–
Niestety nie umial Pucettiemu odpowiedziec po rosyjsku, pozegnal go wiec zwyklym „do widzenia”. Przez cala droge do domu myslal o dziewczynie Pucettiego, ktora uczy matematyki, i o Pucettim, ktory uczy sie rosyjskiego, zeby spodobac sie jej rodzicom. Zastanawial sie, czy on sam, biorac pod uwage okolicznosci, nie jest przypadkiem durnym glina.
W piatki Paola nie miala zajec na uczelni, wiec zwykle spedzala popoludnie na szykowaniu wymyslnej kolacji. Czekala na to cala rodzina i tego wieczoru nie spotkal ich zawod. U rzeznika za targiem warzywnym Paola znalazla wspaniala gicz jagnieca i podala ja z mlodymi ziemniakami posypanymi rozmarynem. Oprocz tego na stole pojawily sie cukinia
Po kolacji zlegl na kanapie niczym foka na piasku, pozwalajac sobie na zaledwie naparsteczek armaniaku.
Kiedy Paola rutynowymi grozbami wyslala niespecjalnie opierajace sie dzieci do odrabiania lekcji i wreszcie usiadla, nalala sobie, bedac w tych sprawach mniej obludna od meza, zdrowa porcje miodowego trunku.
– Boze, ale dobre! – westchnela po pierwszym lyku.
Zrelaksowany Brunetti poczul sie jak we snie.
– Wiesz, kto do mnie dzisiaj dzwonil? – zapytal.
– Nie, kto?
– Franco Rossi. Ten facet z Ufficio Catasto.
Paola zamknela oczy i zaglebila sie w fotelu.
– O Boze. A ja myslalam, ze to sie skonczylo, ze cala ta sprawa znikla z powierzchni ziemi. Co mowil? – spytala po chwili.
– Wcale nie dzwonil w sprawie naszego mieszkania.
– A czegoz innego mogl od ciebie chciec?
Zanim Brunetti zdazyl jej odpowiedziec, spytala:
– Czy dzwonil do ciebie do biura?
– Tak. Dlatego to jest takie dziwne. Kiedy byl u nas, wcale nie wiedzial, ze pracuje w policji. Zapytal mnie wtedy, no, moze niebezposrednio, jaki jest moj zawod, i powiedzialem mu, ze studiowalem prawo.
– Czy tak przewaznie robisz?
– Tak.
Brunetti zamilkl.
– Wiec musial sie od kogos dowiedziec? – spytala po chwili Paola.
– Tak mowil. Dowiedzial sie od jakiegos znajomego.
– Czego chcial?
– Nie wiem. Dzwonil z
– No i?
– I nie zadzwonil.
– Moze zmienil zamiar.
Brunetti wzruszyl ramionami na tyle, na ile moze nimi wzruszyc czlowiek objedzony gicza jagnieca i rozparty na kanapie.
– Jesli to jest naprawde wazne, na pewno jeszcze zadzwoni – stwierdzila Paola.
– Chyba tak. – Brunetti zastanawial sie nad nastepnym lykiem armaniaku, ale zamiast sie napic, zapadl w polgodzinna drzemke. Kiedy sie obudzil, w ogole nie pamietal o Francu Rossim, natomiast pamietal o armaniaku i mysl o nim towarzyszyla mu przez cala droge do lozka.
Rozdzial 5
Tak jak Brunetti sie obawial, w poniedzialek zawezwal go
–
– Dzien dobry,
– Tak, i zdjecia – odpowiedziala, wreczajac mu teczke z dokumentami. –
Ton jej glosu nie zapowiadal zadnego niebezpieczenstwa, wiec Brunetti tylko skinal glowa. Kiedy otwieral teczke, Elettra wciaz stala. Do pierwszej strony przyczepione byly zszywkami cztery kolorowe fotografie, przedstawiajace po jednej sztuce bizuterii, w sumie chodzilo o trzy pierscionki i misterna zlota bransolete z rzedem kamieni przypominajacych male szmaragdy.
– Wyglada to tak, jakby wlascicielka byla przygotowana na rabunek – powiedzial Brunetti, dziwiac sie, ze ktos mogl zadac sobie trud zrobienia artystycznych zdjec calej swojej bizuterii, i natychmiast wietrzac oszustwo ubezpieczeniowe.
– Kazdy jest przygotowany na rabunek – stwierdzila Elettra.
– Jak pani moze mowic cos takiego,
– Moze nie powinnam, zwlaszcza biorac pod uwage, gdzie pracuje, ale naprawde tak mysle. Ludzie teraz tylko o tym mowia – dodala, zanim Brunetti zdazyl zebrac mysli.
– W Wenecji mamy o wiele mniej przestepstw niz w kazdym innym wloskim miescie – oburzyl sie komisarz. – Widocznie nie przegladala pani statystyk.
Elettra co prawda nie wzniosla oczu do nieba, ale za to rzekla:
– Nie uwaza pan chyba,