dzieje?
– O co pani chodzi?
– Ile, pana zdaniem, mamy w tej chwili zgloszonych wlaman czy rabunkow?
– Dopiero pani powiedzialem. Czytalem statystyki przestepstw, tak jak my wszyscy.
– Statystyki nie maja z tym nic wspolnego. – Poniewaz Brunetti milczal, dodala: – Nie wierzy pan chyba, ze ludzie, jak tylko cos sie stanie, zaraz ida z tym na policje?
– No, moze nie wszyscy, ale wiekszosc na pewno tak.
– A ja jestem pewna, ze wiekszosc na pewno nie. – Elettra wzruszyla ramionami i stanela nieco swobodniej, co wcale nie zlagodzilo tonu jej glosu.
– Czy moze mi pani podac jakis konkretny powod, dla ktorego pani tak twierdzi? – poprosil Brunetti, odkladajac dokumenty.
– Znam trzy osoby, do ktorych w ciagu ostatnich trzech miesiecy sie wlamano i ktore nie zglosily tego policji – powiedziala Elettra. – Chociaz nie, jedna z nich zglosila – dodala po chwili. – Ten czlowiek udal sie na posterunek kolo kosciola San Zaccaria i powiedzial, ze wlamano sie do jego mieszkania. Dyzurny sierzant poprosil go, zeby przyszedl nastepnego dnia, kiedy bedzie obecny oficer zajmujacy sie wlamaniami.
– No i poszedl na posterunek nastepnego dnia?
– Oczywiscie, ze nie. Po co?
– Czy taka postawa nie jest negatywna,
– Pewnie, ze jest – odpowiedziala Elettra jeszcze zuchwalej niz do tej pory. – A jakiej postawy spodziewa sie pan po mnie?
Jej podniesiony glos spowodowal, ze pogodny nastroj, ktory wnosila zwykle do pokoju, znikl i Brunettiego ogarnelo przygnebienie, takie jak po kazdej klotni z Paola. Probujac sie od niego uwolnic, popatrzyl na zdjecia na biurku.
– Ktore z tych rzeczy znaleziono u Cyganki? – spytal.
– Znalazla sie wlascicielka, ktora ja zidentyfikowala, miala nawet rachunek z opisanymi detalami. Nie sadze, zeby to mialo znaczenie, ale powiedziala, ze tego popoludnia, kiedy sie do niej wlamano, widziala trzy Cyganki na
– Nie, to nie ma znaczenia – przyznal Brunetti.
– A co tu moze miec znaczenie? – spytala zrzedliwie Elettra.
Normalnie Brunetti zwrocilby jej uwage, ze prawo jest takie samo dla Cyganow, jak dla wszystkich innych ludzi, ale nie chcial ponownie zepsuc nastroju. Zamiast tego spytal:
– W jakim wieku jest ten chlopiec, jej syn?
– Wedlug matki ma pietnascie lat, ale oczywiscie nie potwierdza tego zaden dokument, nie ma metryki ani swiadectw szkolnych, wiec dzieciak moze miec rownie dobrze osiemnascie lat. Dopoki matka bedzie sie upierac przy pietnastu, nie mozna go aresztowac. Przez pare dobrych lat smarkacz moze bezkarnie robic, co mu sie spodoba.
Oczy Elettry znow zablysly gniewem.
– Hmm – mruknal Brunetti, zamykajac teczke z dokumentami. Postanowil zmienic temat. – Czy moze domysla sie pani, o czym chce ze mna rozmawiac
– Prawdopodobnie o czyms, co wyniklo podczas jego spotkania z
Brunetti westchnal glosno i wstal. Mimo ze problem Cyganow pozostal nierozwiazany, Elettra usmiechnela sie.
– Naprawde,
– No to ide zobaczyc, o co chodzi.
Pod drzwiami Brunetti zatrzymal sie i przepuscil sekretarke. Zeszli razem po schodach, kierujac sie ku gabinetowi Patty. Przed gabinetem znajdowala sie niewielka wneka z oknem, sluzaca za sekretariat.
Wlasnie dzwonil telefon. Elettra siegnela po sluchawke, przechylajac sie nad biurkiem.
– Biuro
Telefon znow zadzwonil. Z szybkiego spojrzenia, jakie mu rzucila, Brunetti wywnioskowal, ze tym razem byla to rozmowa prywatna, wzial wiec z biurka poranne wydanie „II Gazzettino” i podszedl do okna. Gdy sie odwrocil, napotkal spojrzenie Elettry, ktora sie usmiechnela, odwrocila razem z krzeslem plecami do niego i przysunela sluchawke blizej ust. Brunetti wyszedl na korytarz.
W rekach mial te czesc gazety, ktorej nie zdazyl przejrzec rano. Gorna polowa pierwszej strony byla poswiecona trwajacemu wciaz dochodzeniu w sprawie przydzielania kontraktow na odbudowe teatru La Fenice. Prowadzono je z tak wyraznie zla wola, ze wlasciwie nie zaslugiwalo na miano dochodzenia. Po latach dyskusji i wzajemnych oskarzen nawet ci nieliczni, ktorzy jeszcze orientowali sie w chronologii wydarzen, stracili reszte zainteresowania, jak rowniez nadzieje na obiecana odbudowe. Brunetti rozlozyl gazete i przeniosl wzrok nizej.
Po lewej stronie zobaczyl fotografie. Widzial juz gdzies te twarz, ale dopiero kiedy przeczytal podpis, przypomnial sobie, gdzie. „Francesco Rossi, miejski rzeczoznawca budowlany, ktory nie odzyskal jeszcze przytomnosci po upadku z rusztowania…”
Rozejrzal sie wokol i przebiegl niecierpliwie wzrokiem krotka notatke pod zdjeciem.
Jeszcze zanim zostal policjantem, Brunetti przestal wierzyc w tak zwane zbiegi okolicznosci. Do wypadkow doprowadzaly inne wypadki, ktore wydarzyly sie wczesniej. Od kiedy zaczal pracowac jako policjant, wzbogacil to przekonanie pewnoscia, ze powiazania miedzy wydarzeniami, a przynajmniej wydarzeniami, ktorymi zajmowal sie teraz, rzadko sa niewinne. Franca Rossiego wlasciwie wcale by nie zapamietal, gdyby nie jego dziwna reakcja na propozycje wyjrzenia przez taras – dzis jeszcze widzial, jak mlody czlowiek w gescie paniki zaslania sie przed nim podniesiona dlonia. Dzieki temu zreszta na moment zmienil sie z nijakiego urzednika beznamietnie recytujacego przepisy w zwyczajnego czlowieka, ktory ma swoje slabosci.
W to, ze Rossi spadl z rusztowania, Brunetti nie wierzyl ani przez chwile. Nie zamierzal w zwiazku z tym tracic czasu na zastanawianie sie, czego konkretnie mogl dotyczyc jego telefon.
W tym stanie ducha wrocil do sekretariatu signoriny Elettry i odlozyl gazete na biurko. Elettra wciaz byla odwrocona plecami i smiala sie cicho do kogos w sluchawce. Wlasciwie jej nie widzac i zapominajac zupelnie o spotkaniu z szefem, Brunetti opuscil komende, kierujac swe kroki do Ospedale Civile.
Rozdzial 6
W drodze do szpitala Brunetti zadumal sie nad tym, ile razy przez te wszystkie lata przychodzil tu sluzbowo i niby Dante przekraczal te rozwarte odrzwia, za ktorymi czaily sie bol, cierpienie i smierc. Nie myslal jednak o poszczegolnych pacjentach, raczej o cierpieniach w ogolnosci, o marnosci zycia i o tym, ze czesto meki psychiczne gorsze sa od bolu fizycznego. Otrzasnal sie. Nie mial ochoty na te ponure refleksje.
W portierni zapytal, gdzie moze znalezc niejakiego Franca Rossiego, ktorego przywieziono podczas weekendu, nieprzytomnego po upadku z rusztowania. Czarnobrody portier, ktorego Brunetti jakby skads znal, spytal, na jaki oddzial przyjeto signora Rossiego. Brunetti przypuszczal, ze pewnie na oddzial intensywnej terapii. Portier wybral jeden numer, potem drugi i oznajmil, ze signora Rossiego nie ma ani na oddziale intensywnej terapii, ani na