oddziale pomocy doraznej.
– Moze neurologia? – podsunal komisarz.
Z zawodowym spokojem portier wybral jeszcze jeden numer z pamieci, lecz rowniez bez rezultatu.
– Wiec gdzie on moze byc? – spytal Brunetti.
– Czy jest pan pewien, ze przywieziono go tutaj? – spytal portier.
– Tak podala „Il Gazzettino”.
Portier spojrzal na niego wymownie i pokiwal glowa. Jesli po akcencie nie mozna bylo stwierdzic, czy byl wenecjaninem, to spojrzenie, ktore rzucil Brunettiemu, nie pozostawialo co do tego zadnych watpliwosci. Spytal jednak:
– Czy doznal obrazen wskutek upadku z rusztowania?
Brunetti skinal glowa.
– To sprawdze jeszcze oddzial ortopedyczny – zaproponowal portier.
Wybral numer i podal nazwisko Rossiego. Cokolwiek uslyszal, poslal komisarzowi szybkie spojrzenie, zaslonil sluchawke dlonia, sluchal jeszcze przez moment, po czym zapytal:
– Czy nalezy pan do rodziny?
– Nie.
– Wiec kim pan jest? Przyjacielem?
Bez chwili wahania Brunetti potwierdzil.
Portier powiedzial jeszcze pare slow do sluchawki, zamilkl i rozlaczyl sie.
– Przykro mi, ale panski przyjaciel zmarl dzis rano – oznajmil.
Brunetti doznal lekkiego szoku. Ogarnal go dziwny smutek, jakby zmarly byl naprawde jego bliskim. Popatrzyl na portiera.
– Oddzial ortopedyczny? – spytal.
Portier wzruszyl ramionami, jakby dajac do zrozumienia, ze nie ma nic wspolnego z przekazana informacja.
– Powiedziano mi, ze zostal przewieziony na oddzial ortopedyczny, poniewaz mial zlamane obie rece.
– Ale dlaczego zmarl?
Portier zamilkl na chwile, tak jak nalezy w obliczu smierci.
– Tego mi pielegniarka nie powiedziala – rzekl wreszcie. – Ale niech pan sprobuje sie dowiedziec bezposrednio na oddziale. Wie pan, jak tam trafic?
Brunetti skinal twierdzaco glowa.
– Tak mi przykro z powodu panskiego przyjaciela,
Brunetti ruszyl przez wysoko sklepiony hol szpitala, slepy na jego urode. Swiadomym wysilkiem woli odsuwal od siebie wszystkie opowiesci, jakie slyszal o obroslej juz legenda nieskutecznosci szpitali publicznych. Rossiego przeniesiono na oddzial ortopedii, gdzie zmarl. Tylko to powinno go w tej chwili interesowac. Idac korytarzami, nie mogl jednak oprzec sie wrazeniu, ze znajduje sie w jednym z tych wielkich – nowojorskich czy londynskich – teatrow, w ktorych przez cale lata idzie ten sam spektakl, zmienia sie tylko obsada. Jedni odchodza na emeryture, drudzy – do innych rol, ale temat i kostiumy pozostaja te same. Wydalo mu sie nagle, ze jest widzem, a mezczyzni i kobiety przesuwajacy sie pod lukowatym sklepieniem, w szlafrokach i pizamach, w gipsie czy o kulach, to aktorzy, a niektorzy z nich, tak jak Rossi, czasem schodza ze sceny na zawsze.
Kiedy dotarl na oddzial ortopedii, zobaczyl u szczytu schodow jakas proznujaca pielegniarke, ktora stala i palila papierosa. Gdy zauwazyla nadchodzacego Brunettiego, zdusila niedopalek w papierowym kubeczku i otworzyla drzwi, zeby wrocic na oddzial.
– Bardzo przepraszam – rzekl Brunetti, wslizgujac sie za nia.
Wyrzucila kubeczek i odwrocila sie.
– Tak? – rzucila obojetnie, ledwo na niego spojrzawszy.
– Przyszedlem w sprawie Franca Rossiego – powiedzial. – Portier na dole mowil, ze jest na tym oddziale.
Pielegniarka popatrzyla na niego uwazniej i jakby cieplej. Najwidoczniej z tego powodu, ze pytal o osobe, ktora dopiero co zmarla, zaslugiwal na wiecej sympatii.
– Czy jest pan krewnym? – spytala.
– Nie, przyjacielem.
– Tak mi przykro – powiedziala i w glosie jej nie bylo juz zawodowej obojetnosci, tylko szczere wspolczucie.
Brunetti podziekowal jej.
– A co sie wlasciwie stalo? – zapytal.
Pielegniarka ruszyla przodem. Brunetti, myslac, ze prowadzi go do Rossiego, poszedl za nia.
– Przywiezli go w sobote po poludniu – uslyszal. – Tam na dole zbadali go i stwierdzili, ze ma zlamane obie rece, wiec odeslali go od razu do nas.
– Ale w papierach jest napisane, ze byl nieprzytomny.
Pielegniarka przyspieszyla kroku, idac do wahadlowych drzwi na koncu korytarza.
– Nie moge nic na ten temat powiedziec. Juz jak go przywiezli, byl nieprzytomny.
– Nieprzytomny? Dlaczego?
Pielegniarka milczala, jakby zastanawiajac sie, co moze mu wyjawic.
– Musial przy upadku uderzyc sie w glowe.
– A moze pani wie, z jakiej wysokosci spadl?
Pokrecila przeczaco glowa i pchnela drzwi, przytrzymujac je dla niego. Znalezli sie w duzym, pustym pomieszczeniu, w ktorego kacie stalo samotne biurko. Pielegniarka milczala.
– Czy byl bardzo poraniony? – Brunetti postanowil spytac o cos innego.
Pielegniarka zawahala sie i rzekla:
– Lepiej bedzie, jesli pan zapyta jednego z lekarzy.
– Czy to te obrazenia glowy spowodowaly smierc?
Nie wiedziec czemu mial wrazenie, ze przy kazdym jego pytaniu pielegniarka jakby sztywnieje, a jej glos staje sie coraz bardziej obojetny i chlodny.
– O to rowniez musi pan spytac lekarza.
– Ale ja wciaz nie rozumiem, dlaczego on znalazl sie na tym oddziale.
– Z powodu polamanych rak – powiedziala.
– Ale jesli rany na glowie… – zaczal Brunetti, lecz siostra juz podeszla do innych wahadlowych drzwi, na lewo od biurka.
– Moze lepiej wyjasnia to panu na dole, na oddziale pomocy doraznej. Prosze zapytac o doktora Carraro – rzucila przez ramie i znikla.
Brunetti zbiegl na dol. Tam wyjasnil dyzurnej pielegniarce, ze jest przyjacielem Franca Rossiego, tego, ktory zmarl zaraz po przyjeciu na oddzial, i ze chcialby, jesli mozna, porozmawiac z doktorem Carraro. Pielegniarka spytala go o nazwisko, kazala mu zaczekac i poszla poszukac lekarza. Pod sciana stal rzad plastikowych krzesel. Brunetti usiadl. Nagle poczul sie bardzo zmeczony.
Po mniej wiecej dziesieciu minutach przez wahadlowe drzwi wszedl mezczyzna w bialym kitlu. Trzymajac rece w kieszeniach, zrobil kilka krokow w kierunku Brunettiego i zatrzymal sie, najwyrazniej w oczekiwaniu, ze ten wstanie i do niego podejdzie. Jak wielu niskich mezczyzn, poruszal sie rozkolysanym agresywnym krokiem. Mial krecone siwe wlosy przylizane brylantyna i czerwonawe policzki, ktore bardziej niz o zdrowiu swiadczyly o naduzywaniu alkoholu. Brunetti podniosl sie uprzejmie z krzesla i podszedl do lekarza. Byl od niego wyzszy co najmniej o glowe.
– Kim pan jest? – spytal Carraro z uraza, poniewaz tak jak prawie zawsze, gdy rozpoczynal rozmowe, musial popatrzec w gore.
– Byc moze powiedziala to juz panu pielegniarka,
– Gdzie jest jego rodzina? – spytal lekarz.
– Nie wiem. Czy ich w ogole zawiadomiono?
Uraza lekarza przeszla w irytacje – co ten czlowiek sobie mysli? Ze on, Carraro, nie ma nic lepszego do