roboty, jak tylko siedziec i wydzwaniac w poszukiwaniu czlonkow rodziny osob, ktorym akurat sie zmarlo? Nie odpowiedzial wiec na pytanie Brunettiego, a za to sam spytal:

– Czego pan sobie zyczy?

– Chcialbym znac przyczyne smierci signora Rossiego – oznajmil Brunetti spokojnie.

– Co to pana obchodzi?

„Il Gazzettino” czesto przypominala, ze w Ospedale Civile brakowalo wykwalifikowanego personelu; ze szpital byl przepelniony, a lekarze czesto zmuszeni pracowac po godzinach.

– Czy przywieziono go na pana dyzur, dottore? – spytal Brunetti, nie zwazajac na napastliwy ton.

– Zadalem panu pytanie, kim pan jest. – Carraro byl wyraznie w wojowniczym nastroju.

– Nazywam sie Guido Brunetti – wyjasnil spokojnie komisarz. – O tym, ze signor Rossi przebywa tutaj, dowiedzialem sie z gazety, przyszedlem wiec go odwiedzic. Portier poinformowal mnie, ze on umarl, i skierowal mnie tutaj.

– Po co?

– Miedzy innymi zeby sie dowiedziec, jaka byla przyczyna jego smierci.

– Co to znaczy „miedzy innymi”? – Twarz doktora zaczerwienila sie do tego stopnia, ze nie trzeba bylo byc lekarzem, aby uznac to za grozny objaw.

– Powtarzam sie, dottore – rzeki Brunetti z obludnym usmiechem – ale chcialbym poznac przyczyne smierci.

– Powiedzial pan, ze jest znajomym zmarlego, prawda?

– Tak.

– Wiec nie mam obowiazku udzielic panu takiej informacji. Takiej informacji udziela sie wylacznie najblizszej rodzinie.

– Kiedy bedzie sekcja, dottore? – spytal Brunetti, jakby nie uslyszal tych slow.

– Kiedy bedzie co?! – wykrzyknal oburzony Carraro, po czym ruszyl ku drzwiom, z pogarda nadymajac tors. Nie zamierzal ani chwili dluzej przebywac w towarzystwie tego bezczelnego dyletanta.

– Kiedy bedzie przeprowadzona sekcja? – powtorzyl Brunetti, rezygnujac z grzecznosciowych form i tytulow.

Lekarz odwrocil sie i wykonujac nieco melodramatyczny gest, szybko podszedl z powrotem do Brunettiego.

– O tym zdecyduje szpital, signore. I naprawde nie sadze, zeby pana to w jakikolwiek sposob dotyczylo.

Dlaczego on sie tak denerwuje, pomyslal Brunetti, przeciez zadaje zupelnie niewinne pytania.

Wyciagnal portfel z legitymacja. Przytrzymal ja wyzej, zeby Carraro musial podniesc glowe, aby odczytac tresc. Lekarz chwycil ja i przyciagnal sobie do oczu.

– Wiec kiedy bedzie sekcja, dottore?

Carraro, wciaz skupiony na legitymacji Brunettiego, jakby wpatrywanie sie w nia moglo ja zmienic lub nadac jej nowe znaczenie, zajrzal na odwrotna strone, ktora zawierala tyle samo uzytecznych informacji, co obecnie jego umysl. Kiedy sie w koncu odezwal, w jego glosie juz nie bylo arogancji.

– Kto pana zawiadomil? – spytal podejrzliwie.

– Nie jest istotne, kto nas zawiadomil. – Brunetti celowo uzyl liczby mnogiej, chcac wywolac wrazenie, ze w calym szpitalu uwijaja sie teraz policjanci, ktorzy, konfiskujac dokumentacje, zdjecia rentgenowskie i karty pacjentow, wypytuja wszystkich o Franca Rossiego. – Powinna panu wystarczyc sama nasza obecnosc.

– Nie mamy tutaj na dole rentgena – powiedzial Carraro, zwracajac legitymacje. – Dlatego kiedy zobaczylismy jego rece, wyslalismy go na rentgen, a potem na ortopedie. To wydawalo sie oczywiste. Kazdy lekarz zrobilby tak samo.

Kazdy lekarz w Ospedale Civile, pomyslal Brunetti, ale sie nie odezwal.

– Czy byly zlamane? – zapytal.

– Oczywiscie, i to obydwie, prawa nawet w dwoch miejscach. Wyslalismy go na gore, zeby mu je nastawiono i zalozono gips. Nie moglismy zrobic nic wiecej. To jest normalna procedura. Najpierw trzeba bylo zajac sie zlamaniami, potem dopiero mozna bylo leczyc go dalej, w razie potrzeby.

– Na przyklad na neurologii? – spytal Brunetti.

Carraro wzruszyl ramionami.

– Przepraszam, dottore, ale nie uslyszalem pana odpowiedzi – rzekl Brunetti sarkastycznie.

– Mozliwe, ze tam.

– Czy zauwazyl pan jakies obrazenia, ktore uzasadnialyby wyslanie go na neurologie? Czy zapisal pan to w jego karcie?

– Chyba tak – rzekl Carraro wymijajaco.

– Chyba tak czy tak?

– Tak – stwierdzil Carraro.

– Czy wymienil pan w karcie obrazenia glowy? Jako rezultat upadku? – spytal Brunetti.

Carraro kiwnal glowa twierdzaco.

– To wszystko jest w karcie.

– Ale najpierw wyslal go pan na ortopedie?

Twarz lekarza znow zabarwily rumience zlosci. Co to by bylo, pomyslal Brunetti, gdybym nagle znalazl sie w rekach tego czlowieka?

– On mial polamane rece. Chcialem, zeby mu je najpierw zlozono, dlatego wyslalem go na ortopedie. To oni powinni nastepnie skierowac go na neurologie.

– I co sie dalej stalo?

Carraro zmienil sie w przestraszonego urzednika, ktory w obawie, ze zaraz zostanie oskarzony o niedopelnienie obowiazkow sluzbowych, zrzuca odpowiedzialnosc na innych.

– To nie moja wina, jesli ortopedia nie wyslala go tam, gdzie trzeba. Powinien pan porozmawiac z nimi, nie ze mna.

– Na ile powazne byly te obrazenia glowy?

– Nie jestem neurologiem – padla natychmiastowa odpowiedz.

– Przed chwila powiedzial pan, ze zasygnalizowal te obrazenia w jego karcie.

– Tak, wszystko opisalem – rzekl Carraro.

Brunetti mial ochote powiedziec lekarzowi, ze jego obecnosc w szpitalu nie ma nic wspolnego z ewentualnym oskarzeniem kogokolwiek o zaniedbanie w obowiazkach. Watpil jednak, czy Carraro mu uwierzy, a jesli tak, czy bedzie to mialo jakiekolwiek znaczenie. Wielokrotnie stykal sie z ludzmi, ktorzy w pracy kierowali sie wylacznie bezduszna rutyna, a liczne gorzkie doswiadczenia nauczyly go, ze wraz z wojskiem, mafia i byc moze klerem lekarze naleza do zwartej grupy, ktorej czlonkowie potrafia bronic swoich za cene sprawiedliwosci, prawdy, a nawet zycia.

– Dziekuje panu bardzo, dottore. – W glosie Brunettiego zabrzmiala prawdziwa szczerosc, ktora najwyrazniej zaskoczyla rozmowce. – Chcialbym go teraz zobaczyc.

– Rossiego?

– Tak.

– Jest w kostnicy – oznajmil Carraro lodowatym tonem, ktory odzwierciedlal panujaca tu atmosfere. – Wie pan, jak tam trafic?

– Dziekuje, wiem.

Rozdzial 7

Idac do kostnicy, Brunetti opuscil budynek, mogl wiec zaczerpnac swiezego powietrza. Szedl wzdluz glownego dziedzinca, patrzac na niebo i kwitnace drzewa i myslac, jak by to bylo dobrze, gdyby mogl zabrac na pamiatke ten piekny widok puszystych chmur przeswitujacych przez ukwiecone galezie. Skrecil w waski korytarzyk

Вы читаете Znajomi Na Stanowiskach
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату