wychodzic i sprawdzac, co sie dzieje na budowach, wolal siedziec w biurze i studiowac plany i projekty. Ciekawilo go na przyklad, na jakiej zasadzie budynki sa laczone razem, jak beda wygladac po ukonczeniu renowacji, to lubil najbardziej. Te czesc swojej pracy. Sam mi mowil.

Brunetti przypomnial sobie niedawna wizyte Rossiego u siebie w domu.

– Ale ja myslalem, ze do jego obowiazkow nalezalo rowniez wizytowanie mieszkan, inspekcja domow, ktore zbudowano niezgodnie z przepisami – powiedzial.

Caberlotto wzruszyl ramionami.

– Wiem, ze czasem musial odwiedzac rozne mieszkania, ale mam wrazenie, ze robil to tylko w celu wyjasnienia wlascicielom roznych rzeczy, zeby rozumieli, co sie dzieje – zamilkl, byc moze wspominajac rozmowy z Rossim. – Nie znalem go az tak dobrze – oznajmil w koncu. – Bylismy sasiadami, kiedy wiec spotkalismy sie na ulicy, zamienialismy kilka slow, czasem wstepowalismy do kawiarni. W ten sposob sie dowiedzialem, ze lubi studiowac projekty domow.

– Mowil pan, ze zawsze byl taki ostrozny – podpowiedzial mu Brunetti.

– Bardzo ostrozny, we wszystkim. – Caberlotto usmiechnal sie na jakies wspomnienie. – Nawet sobie z niego zartowalem. Nigdy nie zniosl ze schodow zadnego pudla. Mowil, ze jak idzie, musi widziec swoje stopy.

Znow zapadla cisza. Caberlotto jakby nie byl pewien, czy ma mowic dalej.

– Kiedys wybuchla mu mala zarowka – rzekl w koncu. – Spytal, czy nie znam jakiegos elektryka. Kiedy mi wyjasnil, o co chodzi, powiedzialem, ze sam moze ja wymienic. Wystarczy zrobic taki sztyft z tasmy klejacej owinietej wokol kawalka tektury, wsadzic to do gwintu i wykrecic. Ale powiedzial, ze boi sie do tego dotknac.

Caberlotto zamilkl.

– No i co sie stalo? – dopytywal sie Brunetti.

– Byla niedziela. Nie sposob znalezc kogokolwiek. No to poszedlem do niego, wylaczylem prad i wykrecilem resztki stluczonej zarowki.

Popatrzyl na Brunettiego i wykonal prawa dlonia gest, jakby cos wykrecal.

– Zrobilem, tak jak mowilem, sztyft z tasmy klejacej i wszystko od razu wyszlo. Zajelo to najwyzej piec sekund, ale on nigdy by tego nie zrobil. Wolalby nie uzywac pokoju, czekajac na elektryka, niz naprawic to samemu. Nawet nie to, zeby sie bal, widzi pan. Taka natura – powiedzial z usmiechem Caberlotto, podnoszac oczy na Brunettiego.

– Czy byl zonaty?

Caberlotto pokrecil przeczaco glowa.

– A mial jakas przyjaciolke?

– Nie, chyba nie.

Gdyby Brunetti znal lepiej Caberlotta, spytalby go o przyjaciela.

– A rodzice?

– Nie wiem. Jesli jeszcze zyja, to chyba nie mieszkaja w Wenecji. Nigdy o nich nie mowil i nigdy nie wyjezdzal na zadne wakacje.

– Jacys znajomi?

Caberlotto probowal sobie przypomniec.

– Widywalem go czasem na ulicy w towarzystwie – powiedzial w koncu. – Albo jak siedzial z kims przy kieliszku. Wie pan, jak to jest. Ale nie zapamietalem nikogo szczegolnie ani tez nie widzialem go dwa razy z ta sama osoba.

Brunetti milczal.

– Tak naprawde to nie bylismy zaprzyjaznieni, byc moze nie przygladalem mu sie zbyt uwaznie – dodal Caberlotto.

– Czy przychodzili do niego jacys goscie? – spytal Brunetti.

– Chyba tak. Ja nie za bardzo sie orientuje, kto tu wchodzi i wychodzi. Slysze, jak ludzie wchodza po schodach i jak schodza, ale kim oni sa… – Wzruszyl ramionami. – A pan, dlaczego wlasciwie pan tu przyszedl? – spytal nagle.

– Ja tez go znalem – odrzekl Brunetti. – Kiedy sie dowiedzialem, ze umarl, przyszedlem porozmawiac z jego rodzina, jako przyjaciel, to wszystko.

Caberlotto nie pomyslal, zeby spytac, dlaczego Brunetti, skoro jest przyjacielem Rossiego, tak malo o nim wie. Komisarz podniosl sie z kanapy.

– Pojde juz, zeby pan mogl dokonczyc obiad, signor Caberlotto.

Wyciagnal dlon na pozegnanie. Caberlotto uscisnal ja i odprowadzil komisarza do drzwi.

– To byl przyzwoity czlowiek – powiedzial, stajac na podescie i patrzac na Brunettiego. – Nie znalem Rossiego dobrze, ale go lubilem. Nigdy nie powiedzial o nikim zlego slowa. – Caberlotto polozyl dlon na ramieniu Brunettiego, jakby chcial podkreslic wage tego stwierdzenia, po czym zamknal drzwi.

Rozdzial 8

Wracajac do komendy, Brunetti zatrzymal sie, zeby zadzwonic do Paoli i uprzedzic, ze nie wroci na obiad, po czym wszedl do malenkiej trattorii, gdzie posilil sie porcja niesmacznych klusek i kilkoma kawalkami kurczaka. Kiedy wrocil do pracy, na biurku znalazl karteczke z informacja, ze vice-questore Patta chcialby widziec go w swym gabinecie o godzinie czwartej.

Zatelefonowal do szpitala i zostawil wiadomosc sekretarce patologa, dottora Rizzardiego, z zapytaniem, czy zrobil on – i czy osobiscie – sekcje zwlok niejakiego Franca Rossiego, po czym wykonal kolejny telefon, puszczajac w ruch urzedowa machine, zeby tej sprawy dopilnowano. Nastepnie zszedl do pokoju odpraw w poszukiwaniu swego asystenta, sierzanta Vianello. Vianello siedzial przy biurku i przegladal jakies dokumenty w grubej teczce. Chociaz byl niewiele wyzszy od swego zwierzchnika, zdawalo sie, ze zajmuje duzo wiecej miejsca.

Kiedy Brunetti wszedl, Vianello podniosl glowe znad papierow i poderwal sie na nogi. Brunetti wyciagnal reke, dajac znak, zeby z powrotem usiadl, lecz w tym momencie dostrzegl, ze oprocz nich w pokoju sa trzej inni mlodzi policjanci, zmienil wiec zdanie i ruchem brody wskazal sierzantowi drzwi. Vianello zamknal teczke z dokumentami i poszedl za Brunettim do niego do biura.

– Slyszales o tym facecie, ktory spadl z rusztowania gdzies w Santa Croce? – spytal Brunetti, kiedy obydwaj usiedli.

– O tym z Ufficio Catasto? – spytal Vianello, najwyrazniej poinformowany o wypadku.

Brunetti przytaknal.

– Dzwonil do mnie w piatek – oznajmil, oczekujac reakcji Vianella.

Vianello milczal.

– Powiedzial, ze musi ze mna porozmawiac o czyms, co dzieje sie u niego w biurze. Poniewaz dzwonil z telefonu komorkowego, zwrocilem mu uwage, ze lepiej bedzie, jesli zadzwoni do mnie z budki. Mial zaraz oddzwonic.

– I oddzwonil? – przerwal mu Vianello.

– Nie. – Brunetti pokrecil przeczaco glowa. – Czekalem tutaj az do siodmej z minutami i nawet na wszelki wypadek zostawilem moj domowy numer. Ale nie zadzwonil. A dzis rano zobaczylem w gazecie jego zdjecie. Od razu poszedlem do szpitala, ale juz bylo za pozno.

– Dlaczego pan poszedl do szpitala, panie komisarzu?

– On mial lek wysokosci.

– Slucham?

– Kiedy byl u mnie… – zaczal Brunetti.

– U pana? Ten czlowiek byl u pana?

– To bylo dawno, pare miesiecy temu. Przyszedl w sprawie jakichs planow czy dokumentow dotyczacych mojego mieszkania, ktore byly u nich w biurze… czy raczej, ktorych nie bylo. To w sumie bez znaczenia. Tak czy inaczej, przyszedl po jakies papiery. Najpierw przyslali mi pismo. Niewazne, po co przyszedl, wazne, co sie stalo, kiedy byl u mnie.

Vianello milczal, ale po wyrazie jego okraglej twarzy widac bylo, ze jest bardzo zaciekawiony.

– W trakcie rozmowy zaproponowalem mu, zeby wyszedl na taras i przyjrzal sie oknom mieszkania na

Вы читаете Znajomi Na Stanowiskach
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату