lodzia. Najblizszym miastem w tamtym kierunku, w ktorym moglby kogos znac, bylo Grado. Pracowala tam jego kolezanka ze studiow.
– Nie,
Patta nie ukrywal rozczarowania.
– Mialem nadzieje, ze moze… – powiedzial.
– Przykro mi,
– Dlaczego pan pyta? – zaryzykowal.
Patta popatrzyl na niego i odwrocil wzrok.
– Wczoraj wieczorem zadzwonili do mnie z tamtejszej policji – powiedzial wreszcie. – Maja kogos, kto dla nich pracuje. Wie pan, jak to jest.
To musialo oznaczac jakiegos informatora.
– Ta osoba powiedziala im kilka tygodni temu, ze Roberto handluje narkotykami. – Patta zamilkl.
– Dlaczego do pana zadzwonili? – spytal Brunetti, kiedy stalo sie jasne, ze
Patta jakby nie uslyszal pytania.
– Mialem nadzieje, ze moze pan zna tam kogos, kto moglby dokladniej wyjasnic, o co chodzi, kim jest ten informator, jak zaawansowane jest ich dochodzenie.
Brunetti milczal.
– No wie pan, jak to jest – powtorzyl zazenowany Patta.
– Przykro mi,
Patta wciaz nie patrzyl na Brunettiego. Po chwili pokrecil przeczaco glowa, odrzucajac pomoc umundurowanego policjanta.
– Czy to wszystko,
– Oni go aresztowali – powiedzial Patta cicho, widzac gest Brunettiego. – Wczoraj wieczorem. Zadzwonili do mnie okolo pierwszej w nocy. W jednej z dyskotek wybuchla bojka i w rezultacie zatrzymali pare osob i je przeszukali. Z pewnoscia to ta osoba im doniosla, bo przeszukali tez Roberta.
Brunetti milczal, czekajac na dalszy ciag. Wiedzial z doswiadczenia, ze jesli czlowiek zdecyduje sie mowic, powie wszystko do konca.
– W kieszeni jego marynarki znalezli plastikowa saszetke z ecstasy – Patta nachylil sie ku Brunettiemu i spytal: – Pan wie, co to jest,
Brunetti przytaknal, zdziwiony, ze Patta mogl myslec, iz jakis policjant moze tego nie wiedziec. Uznal, ze w tym momencie lepiej sie nie odzywac. Postaral sie usiasc swobodniej i zdjal jedna dlon z poreczy fotela.
– Roberto powiedzial, ze kiedy pojawila sie policja, ktos musial mu wsunac te saszetke do kieszeni. To sie czesto zdarza.
Czesto i nieczesto, pomyslal Brunetti.
– Zadzwonili do mnie. Pojechalem tam. Wiedzieli, kim jest Roberto, wiec powiedzieli, ze lepiej bedzie, jesli przyjade. Przekazali go w moje rece. I kiedy wracalismy, przyznal mi sie do tej saszetki – oznajmil Patta i znow zamilkl. Wydawalo sie, ze nie ma juz nic wiecej do powiedzenia.
– Czy zatrzymali to, co przy nim znalezli, jako dowod?
– Tak, i wzieli jego odciski palcow, zeby porownac z tymi, ktore znajda na saszetce.
– Jesli on wreczyl im te saszetke, to normalne, ze beda na niej jego odciski – rzekl Brunetti.
– Tak, wiem – powiedzial Patta. – Wiec sie tym wcale nie denerwowalem. Nawet nie zadzwonilem do adwokata. Nie maja zadnego dowodu. Roberto mogl mowic prawde.
Brunetti przytaknal w milczeniu, czekajac, zeby Patta mu wyjasnil, czemu mowi o tym wszystkim tylko jako o jednej z mozliwosci.
– Zadzwonili do mnie dzis rano, jak juz pan wyszedl – powiedzial Patta, siadajac glebiej w fotelu i spogladajac w okno.
– Czy dlatego chcial pan mnie widziec?
– Nie, dzis rano chcialem pana spytac o cos innego. Teraz to juz niewazne.
– Co powiedzieli panu przez telefon,
Patta odwrocil wzrok od okna.
– Powiedzieli, ze w wiekszej saszetce znalezli czterdziesci siedem mniejszych torebek, kazda z jedna tabletka ecstasy.
Brunetti staral sie szybko obliczyc wartosc calej znalezionej porcji narkotykow wedlug wagi, zeby sie zorientowac, co ryzykuje osoba bedaca w jej posiadaniu. No coz, nie bylo to tak strasznie duzo i jesli Roberto bedzie konsekwentnie utrzymywal, ze ktos mu to wsunal do kieszeni, nie przypuszczal, zeby chlopcu grozilo wielkie niebezpieczenstwo ze strony prawa.
– Jego odciski palcow byly rowniez na malych torebkach – przerwal cisze Patta. – Na kazdej z nich.
Brunetti ledwo sie powstrzymal, zeby nie wstac i nie polozyc pocieszajacej dloni na ramieniu Patty. Zamiast tego odczekal chwile i rzekl:
– Tak mi przykro,
Patta kiwnal glowa, wciaz na niego nie patrzac. Nie wiadomo, czy bylo to oznaka przyjecia wyrazow wspolczucia, czy naprawde czul sie poruszony.
Zapadlo milczenie.
– Czy to wszystko zdarzylo sie w samym Jesolo czy na Lido? – spytal wreszcie Brunetti, przerywajac cisze.
Patta spojrzal na Brunettiego i potrzasnal glowa tak jak bokser, ktory wlasnie otrzymal lekki cios.
– Co? – najwyrazniej nie uslyszal pytania.
– Gdzie to sie wydarzylo, w Jesolo czy na Lido?
– Na Lido.
– A gdzie zostal… – Brunetti zawahal sie i zamiast „aresztowany” powiedzial: – zatrzymany panski syn?
– No przeciez panu mowie. – W glosie Patty wyczuwalo sie tlumiona irytacje. – Na Lido di Jesolo.
– Ale w jakim miejscu? W barze? W dyskotece?
Patta zamknal oczy. Ilez czasu, pomyslal Brunetti, musial spedzic na rozpamietywaniu calej tej sprawy, na przypominaniu sobie szczegolow z zycia syna.
– W dyskotece Luksor – powiedzial w koncu.
– Ach! – wymknelo sie Brunettiemu, ale to wystarczylo, zeby Patta otworzyl oczy.
– O co chodzi?
Brunetti zbyl pytanie stwierdzeniem:
– Nic, znalem kiedys kogos, kto tam bez przerwy bywal.
Znow zapadlo milczenie.
– Czy skontaktowal sie pan z adwokatem? – spytal Brunetti.
– Tak. Z Donatinim.
Brunetti zamaskowal zdziwienie krotkim „aha”, jakby bylo rzecza, oczywista, ze szef wybiera adwokata, ktory prawie zawsze reprezentuje mafie.
– Bylbym wdzieczny,
– Pomysle nad tym wszystkim,
Jakby w reakcji na obietnice Brunettiego Patta zmusil sie do wstania i odprowadzil go do wyjscia. Nie wyciagnal dloni na pozegnanie, ale wybakal szorstko „Dziekuje” i cofnal sie do gabinetu, zamykajac za soba drzwi.