Brunetti nie chcial dolewac oliwy do ognia, milczal wiec i czekal.
– No i teraz, po ponad dwudziestu latach takiego zycia, wreszcie zmienila sie w stare krowsko. Jest gruba i nudna i rozmawia wylacznie o dzieciach i o gotowaniu. Ile czasu minelo od tej kolacji u nich? Dwa lata? Pamietasz to jej nadskakiwanie, praktycznie wmuszala w nas jedzenie. I te stosy zdjec jej dwojki w koncu zupelnie zwyklych dzieci.
Byl to meczacy wieczor dla wszystkich z wyjatkiem moze, rzecz dziwna, samej Marii, ktora w ogole nie zdawala sobie sprawy z tego, ze jest taka nudna.
– Czy to poczatek klotni? – spytal Brunetti z dziecieca szczeroscia.
Paola rozparla sie na kanapie i rozesmiala sie.
– Nie, skad! Z tego, co o niej powiedzialam, wynika pewnie, ze jej w sumie nie lubie i ze czuje sie w zwiazku z tym winna. – Nie doczekawszy sie zadnej reakcji na to wyznanie, ciagnela: – Mogla zrobic tyle rzeczy, a wybrala bezczynnosc. Nie chciala wziac pomocy do dzieci, dzieki czemu moglaby pracowac przynajmniej na pol etatu w gabinecie innego lekarza; pozwolila, aby wygaslo jej czlonkostwo w zrzeszeniu dentystow. Stopniowo stracila zainteresowanie dla wszystkiego, co nie mialo zwiazku z jej dwojka chlopcow. Wreszcie sie roztyla.
Brunetti poczekal chwile i dopiero kiedy byl pewien, ze Paola skonczyla, powiedzial:
– Nie wiem, jak sie do tego odniesiesz, ale to, co przed chwila powiedzialas, to jest slowo w slowo argumentacja niewiernych mezow.
– Ktora ma usprawiedliwic niewiernosc?
– Tak.
– Wcale mnie to nie dziwi – rzekla Paola obojetnie, tak jakby temat rozmowy nie mial z nimi nic wspolnego. Poniewaz wygladalo, ze nie zamierzala juz powiedziec nic wiecej, Brunetti zachecil ja wyczekujacym:
– No i?
– I nic. Zycie postawilo ja przed roznymi wyborami, a ona wybrala tak, jak wybrala. Ja uwazam, ze przegrala w momencie, kiedy zdecydowala sie opuscic Wenecje, ale, jak mowisz, nikt nie przystawial jej pistoletu do skroni.
– W kazdym razie, jak o niej pomysle, robi mi sie bardzo przykro – powiedzial Brunetti. – I jak o nim pomysle, tez.
– Mnie tak samo – odrzekla Paola, przymykajac oczy. Po dlugiej chwili milczenia spytala: – Czy jestes zadowolony, ze nie zrezygnowalam z pracy?
Brunetti udal, ze sie zastanawia.
– Niespecjalnie – odrzekl po chwili. – Glownie cieszy mnie to, ze sie nie roztylas.
Rozdzial 11
Nastepnego dnia Patta nie pojawil sie w komendzie, zadzwonil tylko do signoriny Elettry i potwierdzajac fakt juz wowczas oczywisty, powiedzial, ze go nie bedzie.
O dziewiatej zadzwonil Vianello z wiadomoscia, ze juz byl w mieszkaniu Rossiego. Poza rachunkami i pokwitowaniami nie znalazl nic. Aha, przy telefonie lezal notes z adresami i teraz wlasnie Pucetti dzwoni kolejno pod kazdy numer. Jak dotad jedynym znalezionym krewnym jest jakis wuj w Vicenzy, ktory zostal juz powiadomiony przez szpital i zajmuje sie przygotowaniami do pogrzebu.
Chwile potem zadzwonil Bocchese z laboratorium, oznajmiajac Brunettiemu, ze wysyla do niego policjanta z portfelem Rossiego.
– Jest na nim cos ciekawego?
– Nie, tylko jego wlasne odciski palcow i pare odciskow tego mlodzika, ktory go znalazl.
– Mlodzika? – spytal Brunetti z nadzieja, ze moze pojawil sie jakis nowy swiadek.
– Tego policjanta. Nie wiem, jak on sie nazywa. Dla mnie oni wszyscy to dzieci.
– Franchi.
– Niech bedzie Franchi – odrzekl obojetnie Bocchese. – Mam tutaj jego odciski i one zgadzaja sie z tymi na portfelu.
– Cos jeszcze?
– Nie. Nie przegladalem zawartosci, zdjalem tylko odciski palcow.
W drzwiach pojawil sie policjant od Bocchesego, jeden z tych nowych, do ktorych Brunetti nie za bardzo umial zwracac sie po imieniu. Na znak Brunettiego podszedl i polozyl na biurku portfel w plastikowej torebce.
Brunetti przytrzymal sluchawke ramieniem i podniosl torebke. Otwierajac ja, spytal Bocchesego:
– Czy znalazles jakies odciski w srodku?
– Powiedzialem juz, ze to sa wszystkie odciski palcow – oznajmil technik i sie rozlaczyl.
Brunetti odlozyl sluchawke. Ktorys z pulkownikow zandarmerii powiedzial kiedys, ze Bocchese jest tak dobrym fachowcem, iz znalazlby odciski palcow nawet maziowatej duszy policjanta. To jasne, ze kogos takiego trzeba traktowac bardziej wyrozumiale niz innych pracownikow komendy. Popedliwy charakter i gburowatosc Bocchesego przestawaly sie liczyc wobec niezwyklej skutecznosci jego pracy, ktorej rezultaty nieraz powsciagaly zapedy sceptycznych i zawzietych adwokatow.
Brunetti wytrzasnal portfel z plastikowej torebki na biurko. Byl wygiety od noszenia przez lata w tej samej kieszeni na biodrze, brazowa skora popekala, a przetarte brzegi zaczely sie pruc. W boczne kieszonki wetkniete byly cztery plastikowe karty: Visa, Standa, legitymacja z Ufficio Catasto i uprawniajaca do znizek w transporcie miejskim Carta Veneziana. Brunetti wyciagnal wszystkie. Fotografie na dwoch ostatnich byly zrobione technika holograficzna i twarz widzialo sie, tylko jesli swiatlo padalo pod odpowiednim katem, ale zdjecia bez watpienia przedstawialy Rossiego.
Z prawej strony znajdowala sie mala portmonetka, zamykana na miedziany zameczek. Brunetti otworzyl ja i wysypal drobne. Kilka nowych tysiaclirowek, kilka piecsetek i trzy bedace obecnie w obiegu stulirowki, kazda inna. Co to za idiotyzm, trzy rodzaje monet o tym samym nominale, pomyslal Brunetti. Ciekawe, czy tylko jego to denerwowalo?
Potem wyjal z portfela banknoty. Ulozone byly wedlug nominalow od najwyzszych do najnizszych. Policzyl je: sto osiemdziesiat siedem tysiecy lirow.
Rozchylil portfel, zeby zobaczyc, czy cos nie uszlo jego uwagi, ale przegrodka byla pusta. Wsunal palce w boczny otwor. Pare biletow na
Schowal pieniadze do portfela i wsunal go z powrotem do plastikowej torebki. Wybral numer Rizzardiego. Powinno byc juz po sekcji, a ciekawilo go, skad pochodzilo dziwne wgniecenie na czole Rossiego.
Lekarz odebral telefon zaraz po drugim sygnale. Przywitali sie.
– Dzwonisz w sprawie Rossiego? Gdybys nie zadzwonil, ja bym dzwonil do ciebie – powiedzial Rizzardi.
– Dlaczego?
– Z powodu tych ran na glowie.
– Ach, z powodu tych ran. No dobrze, co w nich dziwnego?
– Jedna jest plaska i znalazlem w niej okruchy cementu. Ta rana powstala w momencie, kiedy on spadl i uderzyl glowa o bruk. Ale na lewo od niej jest inna rana, cylindryczna. To znaczy zadana jakims walcowatym przedmiotem, podobnym w ksztalcie do rur, jakich uzywa sie do stawiania rusztowan, choc, wedlug mnie, ten przedmiot musial byc nieco mniejszy.
– No i?
– W tej ranie nie ma w ogole rdzy. Rury, z ktorych buduje sie rusztowania, sa z reguly brudne, pordzewiale, z resztkami farby, a ta rana jest sterylnie czysta.
– Mogli ja oczyscic w szpitalu.