– Tak, na pewno ja oczyscili, ale w kosci czaszki odnalazlem kawaleczki metalu. Nie ma na nich sladu rdzy, brudu czy farby.
– Co to za metal? – spytal Brunetti, podejrzewajac, ze cos jeszcze musialo wzbudzic niepokoj Rizzardiego.
– Miedz.
Brunetti milczal.
– Nie chce wtykac nosa w nie swoje sprawy – rzucil Rizzardi – ale to moze nie jest zly pomysl, zeby wyslac na miejsce dzis, a w kazdym razie jak najszybciej, ekipe kryminalistyczna.
– Tak, zaraz to zrobie – rzekl Brunetti zadowolony, ze wypadlo to w dzien, kiedy nie ma nad soba zadnego zwierzchnika. – Co jeszcze znalazles?
– Obydwie rece zlamane, ale to na pewno wiesz. Na dloniach mial spore siniaki, ktore mogly powstac w wyniku upadku.
– Czy umialbys powiedziec, z jakiej wysokosci spadl?
– Nie jestem specjalista, to zdarza sie tak rzadko. Ale zajrzalem do kilku ksiazek i wydaje mi sie, ze musial spasc z okolo dziesieciu metrow.
– Trzecie pietro?
– Mozliwe. A co najmniej drugie.
– Czy wywnioskowales cos z pozycji, w jakiej lezal?
– Nie. Ale wyglada na to, ze jak juz spadl, jeszcze sie kawalek podczolgal. Spodnie na kolanach mial zupelnie podarte, kolana poranione. Na stopie od wewnatrz widac zadrapanie, ktore moglo zostac spowodowane ciagnieciem nogi po bruku.
– Czy potrafisz stwierdzic, ktora z ran spowodowala smierc? – przerwal Brunetti.
– Nie – padla natychmiastowa odpowiedz. Rizzardi najwidoczniej spodziewal sie tego pytania. Milczal, czekajac na reakcje komisarza, ale Brunetti, ktoremu nie przychodzilo do glowy nic konkretnego, spytal tylko:
– Chcialbys powiedziec cos jeszcze?
– Nie, to wszystko. Byl w doskonalej formie i mogl sobie jeszcze dlugo pozyc.
– Biedak.
– Ten czlowiek w kostnicy powiedzial, ze go znales. Czy to prawda?
– Tak, to byl moj znajomy – odrzekl bez wahania Brunetti.
Rozdzial 12
Brunetti zadzwonil do biura numerow i przedstawil sie jako oficer policji. Wyjasnil, ze probuje zidentyfikowac pewien numer, ale poniewaz ma tylko siedem cyfr, najwyrazniej brakuje mu numeru kierunkowego. Czy mogliby sprawdzic, w jakich miastach taki numer istnieje? Nie proponujac nawet oddzwonienia na komende w celu weryfikacji tozsamosci rozmowcy, urzedniczka poprosila Brunettiego, zeby zaczekal przy telefonie, a ona sprawdzi dane w komputerze. Brunetti czekal ze sluchawka przy uchu. Przynajmniej nie bylo zadnej muzyki. Po chwili otrzymal odpowiedz, ze w gre wchodza cztery miasta: Piacenza, Ferrara, Akwileja i Mesyna.
Lecz gdy poprosil o podanie nazwisk abonentow dysponujacych tym numerem w poszczegolnych miastach, kobieta wycofala sie, zaslaniajac przepisami, ochrona zycia prywatnego i „ogolnie przyjeta polityka”. Oznajmila, ze takich informacji moze udzielic tylko na zadanie policji lub innego organu panstwowego. Brunetti wyjasnil, ze pelni funkcje komisarza i ze jesli ona sobie tego zyczy, moze natychmiast oddzwonic do niego na komende w Wenecji. Urzedniczka poprosila o numer. Ledwo sie powstrzymal od pouczenia jej, ze w takiej sytuacji powinna wyszukac numer sama, by miec pewnosc, ze rzeczywiscie polaczy sie z komenda. Zamiast tego jednak podal zadana informacje, powtorzyl swoje nazwisko i sie rozlaczyl. Telefon zadzwonil prawie natychmiast i kobieta podyktowala mu cztery nazwiska i adresy, kazde z innego miasta.
Nazwiska nie powiedzialy mu niczego. W Piacenzy numer nalezal do agencji wynajmu samochodow. W Ferrarze przypisane byly do niego dwa nazwiska, co wskazywalo, ze to jakies biuro albo sklep. W Akwilei i Mesynie numer wygladal na prywatny. Brunetti zaczal od Piacenzy. Czekal dosc dlugo i kiedy w koncu odebral jakis mezczyzna, komisarz przedstawil sie i spytal, czy w spisie klientow nie maja przypadkiem wenecjanina Franca Rossiego. A moze to nazwisko obilo im sie o uszy przy jakiejs innej okazji? Mezczyzna poprosil Brunettiego o chwile cierpliwosci, zaslonil sluchawke dlonia i odezwal sie do kogos obok. Sluchawke przejela kobieta, Brunetti musial jeszcze raz powtorzyc, o co mu chodzi, i ponownie zaczekac. Tym razem czekal dluzej, ale w koncu kobieta wrocila i przepraszajac go, rzekla, ze niestety, nie maja w swoim rejestrze takiego nazwiska.
W Ferrarze polaczyl sie z automatyczna sekretarka, informujaca, ze dodzwonil sie do biura Gavini i Cappelli i ze moze zostawic wiadomosc. Rozlaczyl sie.
W Akwilei odebrala jakas staruszka, ktora nigdy nie slyszala o zadnym Francu Rossim. Numer z Mesyny byl juz odlaczony.
Czy Rossi mial prawo jazdy? W portfelu go nie bylo. Nie znaczy to, ze nie prowadzil. Nawet jesli wenecjaninowi rzadko zdarza sie prowadzic auto, z reguly posiada prawo jazdy. Dla zadnego Wlocha brak drog nie jest wystarczajacym powodem, aby wyrzec sie tesknoty za szybkim autem. Brunetti polaczyl sie z odpowiednim biurem, w ktorym poinformowano go, ze wydano siedem praw jazdy na nazwisko Franco Rossi. Niestety, w zadnym z nich data urodzenia nie zgadzala sie z data widniejaca na legitymacji z Ufficio Catasto.
Znow polaczyl sie z Ferrara, lecz nadal bez skutku. Tymczasem zadzwonil jego telefon.
–
– Slucham, Vianello.
– Wlasnie dostalismy telefon z posterunku w Cannaregio.
– Tego kolo Tre Archi?
– Tak, szefie.
– Czego chcieli?
– Zadzwonil do nich jakis czlowiek, mowiac, ze z mieszkania pietro wyzej dobywa sie dziwny zapach, wlasciwie smrod.
Brunetti milczal. Nie trzeba bylo zbyt duzej wyobrazni, zeby domyslic sie dalszego ciagu – nie dzwoni sie na komisariat z powodu peknietej rury czy zalegajacych smieci.
– To byl student – powiedzial Vianello, ucinajac dalsze spekulacje.
– Co sie stalo?
– Mowia, ze wyglada to na przedawkowanie.
– Jak dawno temu zadzwonili?
– Jakies dziesiec minut temu.
– Juz ide.
Kiedy wraz z Vianellem opuscili komende, Brunettiego zaskoczyl upal. Dziwne, ale choc zawsze wiedzial, jaki jest dzien tygodnia, czesto nie uswiadamial sobie pory roku. Czujac wokol cieplo, rozejrzal sie i dopiero po chwili przypomnial sobie, ze przeciez jest juz wiosna. Wiosna! Koniec z wilgocia i zimnem.
Dzis lodz prowadzil inny pilot, Pertile.
– Pertile, to nie zaden alarm przeciwlotniczy! – zdenerwowal sie Brunetti.
Pilot odwrocil sie i spogladajac na mezczyzn na pokladzie, zdjal dlon z kierownicy. Wycie syreny ustalo. Brunetti mial wrazenie, ze lodz plynie teraz jeszcze predzej, ale powstrzymal sie od dalszych uwag. Za Arsenale Pertile skrecil ostro w lewo, minal przystanki Ospedale Civile, Fondamenta Nuove, La Madonna dell’Orto i San Alvise i wplynal w Canale di Cannaregio. Po chwili zobaczyli policjanta, ktory stal na brzegu i machal do nich reka.
Vianello rzucil mu cume, ktora policjant przywiazal do zelaznej obreczy. Zauwazywszy Brunettiego, zasalutowal i wyciagnal reke, zeby pomoc mu wyjsc z lodzi.