pobliskiego domu starcow zazywali sjesty, pozostawiajac campo kotom i nielicznym o tej porze przechodniom. Brunetti oparl sie o parapet i zaczal przypatrywac sie placykowi, jakby wyczekujac znaku od losu.

Landi zadzwonil pol godziny pozniej, by powiedziec, ze wraz z zona beda w Wenecji o siodmej wieczor, i spytal, jak trafic do komendy. Poniewaz przyjezdzali pociagiem, Brunetti zaproponowal, ze po nich wyjdzie i zawiezie ich do szpitala.

– Do szpitala? – spytal Landi z nadzieja w glosie.

– Przykro mi, signor Landi. Do kostnicy.

– Ach – powiedzial Landi i rozlaczyl sie.

Pozniej Brunetti zatelefonowal do jednego z przyjaciol, ktory prowadzil hotel na Campo Santa Marina, i zarezerwowal u niego dwuosobowy pokoj na jedna noc. Ludzie wyjezdzajacy z domu nagle, na wiesc o nieszczesciu, zapominaja o jedzeniu i spaniu, i wszystkich innych szczegolach zycia codziennego.

Na dworzec pojechal z Vianellem, myslal bowiem, ze panstwu Landim bedzie latwiej go rozpoznac, jesli pojawi sie w asyscie policjanta w mundurze, a poza tym przewidywal, ze w tej delikatnej sytuacji obecnosc Vianella bedzie zbawienna dla obydwu stron.

Pociag przybyl punktualnie i od razu wypatrzyl rodzicow na peronie. Matka byla wysoka, skromnie wygladajaca kobieta w szarej sukience, ktora wygniotla sie w podrozy, i z malym niemodnym koczkiem z tylu glowy. Maz trzymal ja pod ramie i latwo bylo sie zorientowac, ze nie jest to gest kurtuazji czy przyzwyczajenia, gdyz kobieta posuwala sie do przodu niepewnie, jak pijana lub chora. Landi byl niski i muskularny, a jego wyprostowana, silna sylwetka swiadczyla o zyciu spedzonym na ciezkiej pracy. W innych okolicznosciach kontrast miedzy malzonkami pewnie rozsmieszylby Brunettiego, teraz jednak bylo to wykluczone. Landi mial ogorzala twarz, skora przeswitujaca miedzy kosmykami jasnych wlosow rowniez byla ciemna. Wygladal jak czlowiek, ktory caly czas przebywa na dworze, i Brunetti przypomnial sobie, jak matka wspominala w liscie cos o wiosennym sadzeniu.

Zauwazyli mundur Vianella i podeszli do nich. Brunetti przedstawil sie, po czym wyjasnil, ze czeka na nich lodz. Tylko Landi sie przywital i jedynie on byl w stanie rozmawiac. Jego zona skinela glowa w ich kierunku, wycierajac zalzawione oczy.

Wszystko odbylo sie bardzo sprawnie. Brunetti zaproponowal, zeby tylko signor Landi poszedl zidentyfikowac cialo, ale obydwoje chcieli zobaczyc syna. Brunetti i Vianello czekali przed drzwiami. Kiedy pare minut pozniej panstwo Landi wyszli, plakali juz obydwoje. Procedura identyfikacji ciala jest bardzo przykra dla bliskich – zeby formalnosci stalo sie zadosc, osoba identyfikujaca musi w obecnosci urzednika potwierdzic ten fakt ustnie lub na pismie.

Kiedy panstwo Landi troche sie uspokoili, Brunetti powiedzial im o pokoju, ktory dla nich zarezerwowal w hotelu. Landi odwrocil sie do zony, ale ona pokrecila przeczaco glowa.

– Nie, wrocimy do domu, prosze pana. Tak bedzie lepiej. Mamy pociag o osmej trzydziesci. Sprawdzilismy przed przyjazdem.

Brunetti popieral ich decyzje. Na nastepny dzien zaplanowano sekcje – po co rodzice mieli o tym wiedziec. Wyprowadzil ich wyjsciem przez izbe przyjec i poszli w kierunku nabrzeza. Bonsuan zobaczyl ich z daleka i szybko zdjal cumy. Vianello sprowadzil signore Landi do kabiny. Brunetti pomogl Landiemu wejsc na poklad. Widzac, ze mezczyzna chce pojsc za zona, powstrzymal go delikatnym gestem.

Bonsuan, ktory w poprzednim zyciu byl zapewne zeglarzem, lagodnie odbil od brzegu. Plyneli w zupelnej ciszy. Landi spogladal na wode. Nie chcial patrzec na miasto, ktore zabralo mu syna.

– Czy moglby mi pan powiedziec cos o Marcu? – poprosil Brunetti.

– Co pana interesuje? – spytal Landi.

– Wiedzial pan o narkotykach?

– Tak.

– Przestal brac?

– Tak myslalem – rzekl Landi, obserwujac slad, ktory zostawiala na wodzie plynaca lodz. – Odwiedzil nas pod koniec zeszlego roku. Powiedzial, ze z tym skonczyl i ze chce spedzic troche czasu w domu. Byl w doskonalej formie i tej zimy wykonalismy razem sporo ciezkich prac – polozylismy na stodole nowy dach. Gdyby bral narkotyki, nie wytrzymalby tego fizycznie.

– Czy kiedykolwiek rozmawialiscie o tym?

– O narkotykach?

– Tak.

– Tylko raz. Wiedzial, ze nie moge tego sluchac.

– Czy mowil panu, dlaczego to robi albo jak je zdobywa?

Landi spojrzal na Brunettiego. Jego twarz, choc zniszczona przez slonce i wiatr, prawie nie miala zmarszczek.

– Ktoz by zrozumial, dlaczego oni robia sobie taka krzywde? – Pokiwal glowa, nie odrywajac wzroku od wody.

Brunetti stlumil w sobie odruch, by przeprosic go za swoje pytania.

– Czy wiedzial pan cos o jego zyciu tutaj, w Wenecji? Co konkretnie robil?

– Zawsze chcial byc architektem – rzekl Landi. – Juz kiedy byl malym chlopcem, interesowalo go jedynie to, jak sie buduje domy. Dla mnie to wszystko czarna magia. Znam sie tylko na gospodarstwie.

Kiedy lodz wyplywala na wody laguny, uderzyla w nia fala, ale Landi nawet sie nie zachwial.

– W ziemi nie ma teraz zadnej przyszlosci – rzekl, wzdychajac. – I tez nie da rady z niej wyzyc. Wiadomo, ale co robic? – Caly czas patrzyl w wode. – Marco przyjechal tutaj na studia. Dwa lata temu. I kiedy wrocil do domu pod koniec pierwszego roku, wiedzielismy od razu, ze cos jest nie tak, nie wiedzielismy tylko, co.

Spojrzal na Brunettiego.

– Jestesmy prostymi ludzmi. Nie wiemy nic o tych rzeczach, o tych narkotykach.

Odwrocil sie, popatrzyl na budynki ciagnace sie wzdluz laguny i znow spuscil wzrok na wode.

Wiatr sie wzmogl i Brunetti, zeby slyszec, co mowi Landi, musial sie ku niemu nachylic.

– Przyjechal znow w zeszlym roku, na Boze Narodzenie. Byl jakis niespokojny. Wiec zaczalem z nim rozmawiac i wtedy mi powiedzial. Powiedzial, ze to rzucil i nigdy nie chce do tego wracac, bo wie, ze to moze go zabic.

Brunetti przesunal sie blizej Landiego, ktory zaciskal spracowane rece na relingu lodzi.

– Nie mowil, dlaczego to robil ani jak, ale wiem, ze nie sklamal, kiedy powiedzial, ze chce to rzucic. Jego matka nic o tym nie wie.

Zapadlo milczenie.

– Co bylo dalej? – spytal Brunetti po chwili.

– Zostal u nas do konca zimy i wspolnie pracowalismy przy remoncie stodoly. Dlatego wiem, ze byl zdrowy. Potem, jakies dwa miesiace temu, powiedzial, ze chcialby kontynuowac nauke, ze juz nie ma zadnego niebezpieczenstwa. Uwierzylem mu. Wiec wrocil tutaj, do Wenecji, i wydawalo sie, ze jest dobrze. A potem pan zadzwonil…

Lodz zostawila za soba Canale di Cannaregio i wplynela do Canal Grande.

– Czy mial jakichs przyjaciol? – spytal Brunetti. – A moze dziewczyne?

Pytanie wyraznie wprawilo Landiego w zaklopotanie.

– Mial dziewczyne tam, w domu… Ale tutaj tez chyba kogos mial. Tej zimy, ktora spedzil z nami, dzwonil do Wenecji trzy czy cztery razy i pare razy ktos dzwonil do niego. Ale nie rozmawialismy o tym.

Z silnikiem pracujacym na wstecznych obrotach lodz przybila do przystanku przy dworcu. Bonsuan wyszedl z kabiny. W milczeniu zarzucil cume na pacholek i przyciagnal lodz, ustawiajac ja rownolegle do nabrzeza. Landi pomogl zonie wyjsc z kabiny i zejsc na lad.

Brunetti poprosil Landiego o bilety i wreczyl je Vianellowi, ktory poszedl je skasowac i znalezc wlasciwy peron. Kiedy znalezli sie u szczytu schodow prowadzacych na dworzec, Vianello juz byl z powrotem. Pociag do Werony stal przy peronie piatym. W milczeniu szli wzdluz wagonow, zagladajac do okien, az wreszcie znalezli wolny przedzial. Przy drzwiach na koncu wagonu Vianello podal ramie signorze Landi, ktora z wysilkiem wspiela sie na stopien. Za nia podazyl Landi, ale jeszcze odwrocil sie i wyciagnal reke, zegnajac sie najpierw z Vianellem, potem z Brunettim. Po chwili obydwoje z zona znikli w korytarzu.

Brunetti i Vianello stali na peronie, czekajac na odjazd pociagu. Konduktor dal sygnal gwizdkiem, zamachal

Вы читаете Znajomi Na Stanowiskach
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату