Gaviniego zabrzmiala nuta rozpaczy, pojawiajaca sie nieuchronnie w glosie kazdego petenta, ktory bezskutecznie probuje przebic sie przez mur biurokratycznego zobojetnienia.

Gdy Gavini powiedzial, ze chodzi o kancelarie adwokacka, pamiec Brunettiego jakby odzyla. Przypomnial sobie zabojstwo Cappellego, mniej wiecej miesiac temu.

– Tak, pamietam to nazwisko. Zastrzelono go, prawda?

– Stal przy oknie w swoim gabinecie, za nim siedzial klient, byla jedenasta rano. Ktos strzelil przez szybe z dubeltowki. – Rozwscieczony Gavini wyrzucal z siebie szczegoly smierci wspolnika w rytmie staccato.

Brunetti czytal w gazetach o tej zbrodni, ale nie znal faktow.

– Czy jest jakis podejrzany? – spytal.

– Skadze! – warknal Gavini, nawet nie starajac sie ukryc zlosci. – Ale wszyscy wiemy, kto to zrobil. – Brunetti czekal, az Gavini ujawni sprawce. – Lichwiarze. Sandro walczyl z nimi od lat. Prowadzil cztery sprawy przeciw nim, kiedy to sie stalo.

– Czy sa na to jakies dowody, signor Gavini? – W Brunettim odezwal sie policjant.

– Oczywiscie, ze nie – rzekl prawnik podniesionym glosem. – Naslali kogos, jakiegos platnego morderce. To bylo zabojstwo na zlecenie: strzal padl z dachu budynku po drugiej stronie ulicy. Nawet miejscowa policja przyznala, ze to bylo platne zabojstwo. Kto inny mialby powod go zamordowac?

Brunetti mial zbyt malo informacji, aby odpowiadac nawet na retoryczne pytania dotyczace smierci Cappellego, wiec powiedzial:

– Prosze wybaczyc, ze tak malo wiem o smierci panskiego wspolnika, signor Gavini, przepraszam rowniez za moich wspolpracownikow. Zasadniczo dzwonie do pana w zupelnie innej sprawie, ale po tym, co mi pan powiedzial, zaczynam sie zastanawiac, czy rzeczywiscie jest to inna sprawa.

– Co pan ma na mysli? – spytal Gavini. W jego glosie, mimo obcesowosci, mozna bylo wyczuc pewne zaciekawienie.

– Dzwonie do pana w sprawie smierci kogos tu, w Wenecji, smierci byc moze przypadkowej, a byc moze nie.

Gavini milczal, wiec komisarz ciagnal dalej:

– Pewien mezczyzna zabil sie, spadajac z rusztowania. Byl pracownikiem Ufficio Catasto. W jego portfelu znalazlem numer telefonu, ale bez numeru kierunkowego miejscowosci. To mogl byc takze panski numer.

– Jak sie nazywal ten czlowiek? – spytal Gavini.

– Franco Rossi. – Brunetti zamilkl, dajac mezczyznie czas do namyslu, i dopiero po chwili spytal: – Czy to nazwisko cos panu mowi?

– Nie.

– A czy moze pan w jakis sposob ustalic, czy znal go panski wspolnik?

Gavini dlugo nie odpowiadal.

– Ma pan jego numer telefonu? Moglbym przejrzec billingi – zaproponowal.

– Chwileczke. – Brunetti nachylil sie i z dolnej szuflady biurka wyjal ksiazke telefoniczna. Abonenci o nazwisku Rossi zajmowali siedem kolumn i okolo dwunastu mialo na imie Franco. Odnalazl wlasciwego po adresie i podyktowal Gaviniemu numer telefonu, po czym poprosil go, zeby chwilke zaczekal, i przerzucil strony, otwierajac ksiazke na spisie urzedow weneckich. Znalazl numer Ufficio Catasto. Jesli Rossi byl na tyle nierozwazny, zeby dzwonic na policje ze swojego telefonino, mogl rowniez dzwonic do adwokata z aparatu w swoim biurze.

– Sprawdzenie billingow zajmie mi troche czasu – powiedzial Gavini. – Poza tym czeka na mnie klient. Zadzwonie do pana, jak tylko wyjdzie.

– Moze niech pan poprosi sekretarke.

– Nie, zdecydowanie wole zrobic to sam – stwierdzil Gavini wyjatkowo oficjalnym, oschlym tonem.

Brunetti powiedzial, ze bedzie czekal na jego telefon, podal swoj numer bezposredni i rozlaczyli sie.

Numer nieczynny od miesiecy, staruszka, ktora nie znala nikogo o nazwisku Rossi, potem agencja wynajmu samochodow, gdzie nie zarejestrowano takiego klienta, za to teraz adwokat, ktorego wspolnik zmarl smiercia rownie gwaltowna jak Rossi. Brunetti wiedzial, ze stracil sporo czasu, prowadzac sledztwo po omacku, ale chyba wreszcie trafil na jakis trop.

Tak jak plagi nawiedzaly kiedys lud Egiptu, przysparzajac mu cierpien, tak obecnie prawdziwa plaga Wloch stali sie lichwiarze. Banki udzielaja kredytow bardzo niechetnie, na ogol tylko wowczas, jesli dostarczy sie takich poreczen finansowych, ze gdyby kredytobiorca mogl je dostarczyc, nie musialby wcale pozyczac. Krotkoterminowe kredyty, ktore moglyby poratowac przedsiebiorcow cierpiacych na brak gotowki pod koniec miesiaca albo kupcow, ktorych klienci zwlekaja z zaplata za towar, wlasciwie nie istnieja. Sytuacje jeszcze komplikuje typowa dla mieszkancow kraju niechec do regulowania rachunkow w terminie.

Tu wkraczaja na scene, jak kazdy wie, lecz niewielu osmiela sie powiedziec to glosno, lichwiarze, gli strozzini, owe mroczne postacie, ktore chetne sa pozyczyc pieniadze na krotki termin, nie wymagajac zadnych szczegolnych gwarancji, gdyz pobierane przez nich odsetki z nadwyzka kompensuja ewentualne ryzyko. Zreszta ryzyko w ich przypadku jest pojeciem czysto teoretycznym, poniewaz gli strozzini stosuja roznorakie metody zastraszania klientow -jesli w ogole mozna tak nazwac tych biednych ludzi – ktorzy ociagaja sie z oddaniem pieniedzy. Ludzie, jak wiadomo, maja dzieci, a dzieci moga zniknac; ludzie maja corki, ktore moga zostac zgwalcone; ludzie moga tez stracic zycie. Co jakis czas prasa donosi o roznych niewyjasnionych wypadkach, czesto nieprzyjemnych lub brutalnych, co do ktorych podejrzewano, ze mogly nastapic w rezultacie niesplacenia dlugow. Ludzie zamieszani w takie incydenty rzadko sa scigani sadownie lub objeci policyjnym dochodzeniem. Otacza ich bezpieczny mur milczenia. Brunetti nie mogl przypomniec sobie ani jednej sprawy, gdzie lichwiarstwo, mimo ze w Kodeksie karnym traktowane jako przestepstwo, zostaloby udowodnione, a sprawca postawiony przed sadem i ukarany.

Brunetti siedzial przy biurku i natezajac wyobraznie, zastanawial sie, co by to oznaczalo, gdyby Franco Rossi w chwili smierci mial przy sobie numer telefonu kancelarii Sandra Cappellego. Probowal przypomniec sobie jego wizyte i wrazenie, jakie wtedy zrobil na nim ten czlowiek. Z pewnoscia Rossi bardzo powaznie traktowal swoja prace. Troche mu brakowalo poczucia humoru i wykazywal sie zbytnia jak na swoj mlody wiek sumiennoscia, ale mimo to dal sie lubic i staral sie byc pomocny.

Na takich rozmyslaniach spedzil Brunetti czas, oczekujac na telefon od Gaviniego.

Kiedy rozlegl sie dzwonek, komisarz szybko chwycil sluchawke.

– Brunetti!

– Commissario – rzekl Gavini. – Sprawdzilem rejestr klientow i billingi telefoniczne. Nie mielismy zadnego klienta o nazwisku Rossi, ale Sandro w ciagu ostatniego miesiaca przed swoja smiercia dzwonil do Rossiego az trzy razy.

– Dokad? Do domu czy do biura?

– A jaka to roznica?

– Wszystko jest wazne.

– Do biura – powiedzial Gavini.

– Jak dlugo trwaly te rozmowy?

Gavini musial miec billingi przed soba, poniewaz odrzekl bez wahania:

– Dwanascie minut, potem szesc, potem osiem.

Brunetti milczal.

– A co z Rossim? Sprawdzil pan, czy on dzwonil do Sandra? – spytal Gavini.

– Jeszcze nie sprawdzilem – przyznal Brunetti, nieco speszony. – Bede wiedzial jutro.

Nagle przypomnial sobie, ze nie rozmawia z kolega po fachu, tylko ze zwyklym adwokatem, co znaczylo, ze nie musi sie przed nim tlumaczyc ani tym bardziej dzielic informacjami.

– Jak nazywa sie sedzia sledczy prowadzacy te sprawe? – spytal.

– Po co panu ta informacja?

– Chcialbym z nim porozmawiac – rzekl Brunetti.

Po tym stwierdzeniu zalegla dluzsza cisza.

– Czy zna pan jego nazwisko? – nie ustepowal komisarz.

– Righetto, Angelo Righetto – rzucil Gavini sucho.

Lepiej nie pytac o nic wiecej, pomyslal Brunetti. Podziekowal Gaviniemu, nie obiecujac, ze zadzwoni, by mu powiedziec o ewentualnych rozmowach telefonicznych Rossiego, i sie rozlaczyl. Zastanawial sie, dlaczego Gavini

Вы читаете Znajomi Na Stanowiskach
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату