przybral taki lodowaty ton, podajac mu nazwisko sedziego sledczego.

Zaraz potem polaczyl sie z signorina Elettra i poprosil ja o wykaz wszystkich numerow telefonow, pod ktore dzwoniono z mieszkania Rossiego w ciagu ostatnich trzech miesiecy, oraz o sprawdzenie numerow, z ktorymi Rossi laczyl sie z biura. Elettra spytala tylko, czy ten drugi wykaz ma rowniez obejmowac trzy miesiace. Zanim odlozyl sluchawke, poprosil ja jeszcze, zeby jak najszybciej polaczyla go z sedzia Angelem Righettem z Ferrary.

Majac chwile czasu, wzial kartke i zaczal robic liste nazwisk ludzi, ktorzy, jak przypuszczal, moga mu udzielic informacji o lichwiarzach weneckich. Nie wiedzial zbyt wiele o ludziach, ktorzy sie tym paraja, poza tym, ze faktycznie istnieja, gniezdzac sie w spoleczenstwie jak robactwo w zepsutym miesie. Niczym pewne gatunki bakterii rozkwitaja w srodowisku pozbawionym swiatla i powietrza. Potajemnie, w atmosferze przerazenia, jakie budza w dluznikach niewypowiedziane, choc wyrazne grozby, co ich czeka, jesli spoznia sie z zaplata, prosperuja i obrastaja w bogactwo. Brunettiego zastanowilo, dlaczego nie moze przypomniec sobie zadnego nazwiska, zadnej historii na ten temat, a jednoczesnie uswiadomil sobie, patrzac na czysta kartke, ze nie ma rowniez pojecia, kogo moglby poprosic o wskazanie chocby jednej osoby zajmujacej sie lichwa.

Po chwili jednak przypomnial sobie nazwisko pewnej kobiety. Wyciagnal ksiazke telefoniczna, zeby znalezc numer do banku, w ktorym pracowala. Kiedy przewracal kartki, zadzwonil telefon.

– Dottore – powiedziala signorina Elettra – mam na linii magistrato Righetta.

– Prosze mnie polaczyc. – Brunetti odlozyl pioro i odsunal na bok pusta kartke.

– Righetto – uslyszal w sluchawce gleboki glos.

– Magistrato, tu mowi komisarz Guido Brunetti z Wenecji. Dzwonie do pana, bo chcialbym sie czegos dowiedziec na temat morderstwa Alessadra Cappellego.

– Dlaczego pana to interesuje? – spytal Righetto bez sladu zaciekawienia. Mowil z akcentem, ktory przypominal Brunettiemu akcent z poludniowego Tyrolu; w kazdym razie z pewnoscia byl z Polnocy.

– Prowadze tu sprawe, ktora moglaby laczyc sie z tamta, i chcialbym wiedziec, co pan ewentualnie odkryl w sprawie Cappellego – wyjasnil Brunetti.

– Bylbym zdziwiony, gdyby jakas inna smierc byla z ta w jakis sposob powiazana – rzekl Righetto i zamilkl. – Najwyrazniej mamy tu do czynienia z pomylka – oswiadczyl po chwili. – To znaczy oczywiscie popelniono morderstwo, ale to nie Cappellego chciano zabic. Zreszta nie jestesmy nawet pewni, czy probowano zabic czlowieka, czy tylko nastraszyc.

Wyczuwajac, ze powinien wreszcie jakos zareagowac na te rewelacje, Brunetti spytal:

– A co sie wlasciwie stalo?

– Celem mordercow nie byl wcale Cappelli, ale jego wspolnik, Gavini – wyjasnil sedzia. – Tak w kazdym razie wykazalo nasze dochodzenie.

– Jak to mozliwe? – spytal Brunetti, teraz juz naprawde zaciekawiony.

– Od poczatku zakrawalo na absurd, zeby ktos chcial zabic Cappellego – zaczal Righetto, sugerujac, ze fakt, iz adwokat byl zdeklarowanym wrogiem lichwiarzy, nie ma tutaj zadnego znaczenia. – Zbadalismy jego przeszlosc, przejrzelismy sprawy, nad ktorymi pracowal, ale nic nie wskazuje na to, zeby popadl w konflikt z kims, kto moglby sie posunac do takiego czynu.

Brunetti westchnal ze zrozumieniem.

– Z drugiej zas strony mamy jego wspolnika – ciagnal Righetto.

– Gaviniego – podpowiedzial bez potrzeby Brunetti.

– Wlasnie, Gaviniego. – Righetto zasmial sie pogardliwie. – Gavini jest tu bardzo znana postacia. To niepoprawny uwodziciel. Niestety, ma zwyczaj romansowania z mezatkami.

– Ach! – Tym razem westchnienie Brunettiego wyrazalo w umiarkowanym stopniu meska wyrozumialosc. – Wiec o to chodzilo? – spytal, usatysfakcjonowany tym wyjasnieniem.

– Najprawdopodobniej. W ciagu ostatnich kilku lat mial romanse z czterema kobietami, z ktorych kazda byla zamezna.

– Biedaczek – skwitowal Brunetti i zamilkl. Uswiadomiwszy sobie komiczny wydzwiek tego, co powiedzial, dodal ze smiechem: – Moze powinien byl poprzestac na jednej.

– Tak, ale czy to mezczyzna o tym decyduje? – rzucil sedzia, a Brunetti wynagrodzil go natychmiast wybuchem szczerego smiechu.

– Czy orientuje sie pan, o ktora z nich moglo chodzic? – spytal Brunetti, zastanawiajac sie, jak Righetto z tego wybrnie, i od jego odpowiedzi uzalezniajac dalszy kierunek dochodzenia.

Righetto zamilkl, jakby sie zastanawial.

– Nie. Przesluchalismy i zamieszane w to kobiety, i ich mezow, ale wszyscy maja alibi.

– Czy gazety przypadkiem nie pisaly, ze to bylo dzielo zawodowcow? – spytal Brunetti z pewnym zaklopotaniem.

– Skoro jest pan policjantem, powinien pan wiedziec, ze nie nalezy wierzyc temu, co wypisuja gazety – odrzekl Righetto chlodno.

– Oczywiscie. – Brunetti rozesmial sie, tym razem z wdziecznoscia za wymierzenie mu zasluzonego prztyczka w nos przez bardziej doswiadczonego i madrzejszego kolege. – Mysli pan, ze byla jeszcze jakas inna dama?

– W tym kierunku idzie obecnie nasze sledztwo – oznajmil Righetto.

– To sie stalo w ich kancelarii, prawda?

– Tak – odrzekl Righetto, zachecony uwaga Brunettiego o dodatkowej damie. – Obydwaj mezczyzni byli bardzo podobni do siebie: niscy i ciemnowlosi. W dniu, kiedy to sie wydarzylo, padal deszcz. Zabojca znajdowal sie na dachu budynku po drugiej stronie ulicy. To oczywiste, ze wzial Cappellego za Gaviniego.

– A te pogloski, wedlug ktorych Cappelli zostal zabity z powodu sledztwa w srodowisku lichwiarzy? – spytal Brunetti sceptycznym tonem, zeby dla Righetta bylo jasne, ze on nie wierzy w te bzdury, ale wolalby wiedziec, jak jest naprawde, w razie gdyby spytal go o to ktos inny, bardziej naiwny, a wiec bezkrytycznie wierzacy gazetom.

– Juz na wstepie zbadalismy taka mozliwosc, ale to nic nie dalo.

– Cherchez la femme! – rzekl Brunetti, umyslnie kaleczac francuszczyzne, i znow sie rozesmial.

Righetto zrewanzowal sie tym samym. Wygladal na rozbawionego, kiedy niby obojetnie zapytal:

– Mowil pan o jakiejs smierci. To morderstwo?

– Eee, nie, po tym wszystkim, co mi pan powiedzial, magistralo, jestem pewien, ze nie ma to z panska sprawa nic wspolnego – odrzekl Brunetti, usilujac sprawic wrazenie naiwnego glupka. – Jestem tego pewien. To zwykly wypadek.

Rozdzial 16

Jak wiekszosc Wlochow, Brunetti wierzyl plotkom, ze wszystkie rozmowy telefoniczne w kraju sa nagrywane, a wiadomosci przesylane faksem – kopiowane. Jako jeden z nielicznych zas mial podstawy sadzic, ze plotki te sa zgodne z prawda. Nawet jednak gdyby nie byly, to i tak wszyscy, dzwoniac do urzedow panstwowych, starali sie nie powiedziec niczego, co mogloby ewentualnie im zaszkodzic. Ludzie rozmawiali szyfrem, w ktorym „wazon” czy „kwiaty” oznaczaly „pieniadze”, a „przyjaciele” za granica – „inwestycje” lub „konta w banku”. Zgodnie z tym zwyczajem, kiedy Brunetti zadzwonil do przyjaciolki w Banca di Modena i zaproponowal spotkanie przy kawie, nie probowal nawet nawiazac do tego, co go naprawde interesowalo.

Poniewaz ow bank znajdowal sie z drugiej strony Rialto, umowili sie na poludniowy aperitif nieco blizej, na Campo San Luca. Oznaczalo to dla Brunettiego dlugi spacer, ale tylko w ten sposob, spotykajac sie na terenie neutralnym, mogl porozmawiac z Franca szczerze. Nikomu sie nie tlumaczac, wyszedl z biura i skierowal sie najpierw ku bacino, a potem w strone San Marco.

Idac wzdluz Riva degli Schiavoni, obejrzal sie w lewo, szukajac wzrokiem holownikow, i zaskoczony zobaczyl, ze brzeg jest pusty. Po chwili uswiadomil sobie, ze nie ma ich juz od lat, tylko zupelnie wylecialo mu to z glowy. Jak mogl o czyms takim zapomniec? To troche tak, jakby zapomniec wlasny numer telefonu albo jak wyglada ekspedientka w sklepie na dole, gdzie codziennie kupuje sie chleb. Nie wiedzial, gdzie je przeniesiono, ani nie

Вы читаете Znajomi Na Stanowiskach
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату