zlego slowa. – Ona tez jej nie ma – dodala zimno, wpatrujac sie w witryne ksiegarni. – To jest Angelina Volpato i jej maz Massimo – mowila dalej, odwrocona do Brunettiego plecami. – Dwoje najwiekszych lichwiarzy w miescie. Nikt nie wie, kiedy zaczeli swoja dzialalnosc, ale od dziesieciu lat sa wlasciwie monopolistami.
Brunetti poczul tuz obok czyjas obecnosc – jakas kobieta stanela blisko nich i zaczela ogladac ksiazki. Franca zamilkla i odezwala sie dopiero, kiedy kobieta odeszla.
– Mozna ich tu zastac codziennie przed poludniem, wszyscy o tym wiedza, wiec jesli ktos ma do nich interes, podchodzi, zagaja rozmowe i Angelina zaprasza go do domu. Ta baba to prawdziwy wampir. – Franca przerwala, najwyrazniej bardzo przejeta. – Z domu dzwoni do notariusza i przygotowuja umowe. W zamian za gotowke ludzie oddaja im domy, interesy, meble.
– O jak duze pieniadze chodzi?
– Wszystko zalezy od tego, ile kto potrzebuje i na jak dlugo. Jesli to tylko pare milionow, to przyjma pod zastaw meble. Ale jesli to jakas znaczna suma, piecdziesiat milionow albo wiecej, wtedy ona dolicza procent. Podobno jest analfabetka, tak jak jej maz, ale procent potrafi wyliczyc w sekunde.
Franca zamyslila sie na chwile.
– Jesli to jest bardzo duza suma – podjela – dluznicy zgadzaja sie przepisac na nia na przyklad dom. Wystarczy, ze nie zwroca tej sumy w calosci w terminie, a dom przechodzi w jej rece.
– W jaki sposob?
– Jej adwokat zaskarza ich do sadu, a ona ma przeciez akt zrzeczenia sie domu na jej rzecz, podpisany w obecnosci notariusza.
Kiedy Franca mowila, wciaz wpatrzona w ksiazki na wystawie, Brunetti pogrzebal w swojej pamieci, a takze zrobil szybki rachunek sumienia. Niestety, musial przed soba przyznac, ze nic z tego nie bylo dla niego nowoscia. Nie znal co prawda szczegolow, ale wiedzial doskonale, ze tak sie wlasnie rzeczy maja. Tyle ze sprawy te nalezaly do kompetencji Guardia di Finanza, a przynajmniej tak bylo do dzis, bo dzis slepy przypadek sprawil, ze zwrocil uwage na Angeline Volpato i jej meza, ktorzy wciaz jeszcze stali i rozmawiali w ten pogodny wiosenny dzien w Wenecji.
– Ile oni biora?
– Zalezy, jak bardzo zdesperowani sa ludzie.
– Skad oni moga wiedziec, jak bardzo zdesperowani sa ludzie?
Franca oderwala wzrok od rysunku, na ktorym para swinek ciagnela woz strazacki, i spojrzala na niego.
– Przeciez wiesz, ze tutaj wszyscy o wszystkim wiedza – rzucila. – Wystarczy, ze poprosisz o pozyczke, a pod koniec dnia wiedza o tym wszyscy w banku, nastepnego ranka rodziny urzednikow, a po poludniu cale miasto.
Tak faktycznie jest, pomyslal Brunetti. Prawdopodobnie dlatego, ze mieszkancy Wenecji, w sumie niewielkiego miasta, byli – z powodu wiezow krwi czy przyjazni – jakby jedna rodzina, zaden sekret nie mogl sie w tym dusznym swiatku zbyt dlugo utrzymac. Nawet dla niego bylo oczywiste, ze jesli ktos potrzebuje pieniedzy, wkrotce bedzie o tym wiadomo publicznie.
– No a jaki procent oni biora? – zapytal.
Franca chciala od razu odpowiedziec, ale sie zawahala.
– Slyszalam, ze biora dwadziescia procent miesiecznie – rzekla po namysle. – Ale slyszalam tez, ze piecdziesiat.
W Brunettim natychmiast odezwal sie wenecjanin.
– To jest szescset procent rocznie! – wykrzyknal, nie kryjac oburzenia.
– Duzo wiecej, jesli to jest procent skladany – poprawila go Franca, dowodzac, ze jej weneckie korzenie siegaja duzo glebiej.
Komisarz znow przyjrzal sie parze po drugiej stronie placu. Ich rozmowa dobiegla konca. Czarno odziana kobieta poszla w kierunku Rialto, mezczyzna zas zmierzal w ich strone.
Brunetti zobaczyl jego wypukle czolo, chropawa obwisla skore, pofaldowana jak po jakiejs nieleczonej chorobie, pelne usta i ciezkie powieki. Niczym wielkie ptaszysko starzec czlapal ciezko, stawiajac plasko stopy, jakby naumyslnie chcial zniszczyc i tak wysluzone fleki. Jego twarz nosila pietno wieku i choroby, lecz ten dziwny krok, zwlaszcza kiedy Brunetti zobaczyl go od tylu, skrecajacego w
Kiedy kobieta znikla juz z pola widzenia, Brunetti spojrzal znowu tam, gdzie przedtem stala ta dziwna para, ale wciaz mial wrazenie, ze widzi jakies zwierze podobne do szczura, stojace na dwoch lapach.
– Skad wlasciwie o tym wszystkim wiesz? – spytal France.
– Przeciez pracuje w banku, pamietasz? – odrzekla.
– Chcesz powiedziec, ze tych dwoje jest ostatnia deska ratunku dla ludzi, ktorym nie uda sie niczego wydostac od ciebie?
Franca kiwnela glowa twierdzaco.
– Ale jak ci ludzie dowiaduja sie o ich istnieniu?
Popatrzyla na niego, jakby sie zastanawiajac, na ile moze mu zaufac, i rzekla:
– Slyszalam, ze czasami poleca ich bank.
– Co?
– Ze kiedy ludzie probuja pozyczyc pieniadze w banku i spotykaja sie z odmowa, moze sie zdarzyc, ze ktorys z urzednikow im poradzi, zeby sie zwrocili do Volpatow. Czy do jakiegos innego lichwiarza, ktory placi im za to procent.
– Ile? – spytal Brunetti przerazony.
Franca wzruszyla ramionami.
– Nie wiem. To zalezy.
– Od czego?
– Od wysokosci pozyczonej sumy. Albo od rodzaju umowy miedzy bankiem a lichwiarzem. Ktos, kto naprawde potrzebuje pieniedzy, jakos je zdobedzie – dodala, zanim Brunetti zdazyl zebrac mysli. – Jesli nie pozycza mu przyjaciele ani rodzina, jesli odmowi mu bank, to pojdzie do ludzi takich jak Volpatowie.
Brunetti postanowil zapytac wprost.
– Czy to ma zwiazek z mafia?
– A co nie ma? – odpowiedziala pytaniem, ale widzac jego irytacje, dodala: – Przepraszam cie, zartowalam. Tego dokladnie nie wiem. Ale zastanow sie, to przeciez doskonaly sposob prania pieniedzy.
Brunetti przytaknal. Tylko pod ochrona mafii taki dochodowy interes moze bezkarnie funkcjonowac pod nosem wladz.
– Zepsulam ci obiad, prawda? – spytala, usmiechajac sie i wreszcie upodabniajac do osoby, ktora pamietal.
– Nie, wcale nie.
– Czemu to cie tak interesuje?
– To moze miec zwiazek z inna sprawa.
– Przewaznie tak jest – stwierdzila, nie pytajac juz o nic wiecej. Zawsze podziwial jej dyskrecje. – No to juz pojde – powiedziala, calujac go w oba policzki.
– Dzieki, Franca – Brunetti przyciagnal ja do siebie, cieszac sie bliskoscia silnego ciala, w ktorym tkwil jeszcze silniejszy duch. – Spotkanie z toba zawsze sprawia mi duza radosc.
Gdy tylko poklepala go po ramieniu i odwrocila sie, zdal sobie sprawe, ze nie zapytal jej o zadnych innych lichwiarzy, ale teraz nie mogl przeciez przywolac jej z powrotem. Pora isc do domu, pomyslal.
Rozdzial 17
Idac do domu, Brunetti wrocil pamiecia do okresu sprzed ponad dwudziestu lat, ktory spedzil z Franca. Byl swiadom, jak wielka przyjemnosc sprawilo mu otoczenie znow ramionami tej pelnej wdzieku postaci, kiedys tak mu bliskiej. Pamietal zwlaszcza jeden dlugi spacer, ktory odbyli po plazy na Lido w wieczor Redentore* [Redentore – Swieto Odkupiciela, dzien upamietniajacy koniec epidemii dzumy, ktora zdziesiatkowala mieszkancow Wenecji w latach 1575-1576, i polozenie kamienia wegielnego pod kosciol pod wezwaniem