wiosennym numerem miesiecznika „Vogue”.
– Chodzi o jego syna? – mruknela, podnoszac oczy znad pisma.
– Czy zalozyla pani podsluch w jego biurze? – wymknelo sie Brunettiemu. Chcial, zeby to zabrzmialo jak zart, ale kiedy uslyszal swoje slowa, nie byl wcale pewien, czy mu sie to udalo.
– Nie. Dzis rano chlopiec do niego zadzwonil, bardzo zdenerwowany, a potem byl telefon z policji z Jesolo. Zaraz po rozmowie z nimi Patta poprosil mnie o numer telefonu do Donatiniego.
Brunetti pomyslal, ze powinien zaproponowac, by rzucila stanowisko sekretarki i zasilila szeregi policji, ale wiedzial, ze nawet pod grozba smierci nie wlozylaby munduru.
– Czy pani go zna?
– Kogo? Donatiniego czy chlopca?
– Jednego i drugiego.
– Znam jednego i drugiego – powiedziala i mimochodem dodala: – Obydwaj sa gowno warci, ale Donatini lepiej sie ubiera.
– Czy powiedzial pani, o co chodzi? – Brunetti wskazal glowa drzwi do gabinetu
– On wcale nie potrzebuje mi nic mowic – odrzekla. – Gdyby to byl gwalt, napisaliby w gazetach. Wiec domyslam sie, ze chodzi o narkotyki. Donatini z pewnoscia go z tego wyciagnie.
– Czy mysli pani, ze on bylby zdolny do gwaltu?
– Kto, Roberto?
– Roberto.
Zastanowila sie.
– Nie, nie sadze – stwierdzila. – Jest arogancki i zarozumialy, ale nie mysle, zeby byl zupelnie zepsuty.
– A Donatini?
– Ten jest zdolny do wszystkiego – odrzekla
– Nie wiedzialem, ze pani go zna.
Spuscila oczy na zurnal i obojetnie przewrocila strone.
– Znam – powiedziala i przewrocila nastepna.
– Prosil mnie o pomoc – odezwal sie Brunetti.
– Kto?
– Tak.
– I pomoze mu pan?
– Jesli bede mogl – rzekl Brunetti.
Popatrzyla na niego uwaznie i znow skupila sie na zurnalu.
– Koniec z kolorem szarym – powiedziala. – Mysle, ze wszystkim sie znudzil.
Miala na sobie morelowa jedwabna bluzke i czarny zakiet ze stojka, chyba z jedwabnej surowki.
– No coz, prawdopodobnie ma pani racje – rzekl, zyczac jej milego wieczoru, i wrocil do siebie.
Rozdzial 10
Musial zatelefonowac do informacji, zeby zdobyc numer Luksoru, a kiedy sie tam wreszcie dodzwonil, osoba, ktora odebrala telefon, oznajmila sucho, ze signora Bertocca nie ma, odmawiajac podania numeru prywatnego. Brunetti nie powiedzial, ze jest z policji, tylko znow zadzwonil do informacji i bez zadnych problemow otrzymal numer domowego telefonu Luki.
– Palant! – wymamrotal do siebie, myslac o pracowniku Luksoru, kiedy laczyl sie z domem Luki.
Po trzech sygnalach w sluchawce odezwal sie gleboki, nieco ochryply glos:
– Bertocco.
–
– Guido! – Oficjalny ton natychmiast sie ulotnil. – Nie slyszalem cie od wiekow. Co u ciebie, jak Paola i dzieci?
– Wszyscy miewaja sie swietnie.
– Czyzbys sie w koncu zdecydowal na upojna noc w moim klubie?
Brunetti sie rozesmial. Zartowali juz tak z dziesiec lat.
– Nie, niestety, obawiam sie, ze nie, Luca. Nawet gdybym mial ochote spedzic upojna noc w towarzystwie ludzi w wieku moich dzieci, Paola nigdy by sie na to nie zgodzila.
– Boi sie dymu? Mowi, ze to niezdrowe?
– Nie, bardziej boi sie muzyki, z tych samych zreszta powodow.
Zapadlo milczenie.
– Chyba ma racje. Coz, pewnie dzwonisz w sprawie tego aresztowanego chlopca?
– Tak. – Brunetti nawet nie udawal zaskoczenia, ze Luca juz o tym wie.
– To syn twego szefa, prawda?
– Wydajesz sie wszechwiedzacy.
– Czlowiek, ktory prowadzi piec dyskotek, trzy hotele i szesc barow musi byc wszechwiedzacy, a juz na pewno musi wiedziec, kogo u niego aresztowano.
– Co wiesz o tym mlodym czlowieku?
– Tylko to, co powiedziala mi policja.
– Ktora policja? Ta, ktora go aresztowala, czy ta, ktora pracuje dla ciebie?
Cisza, jaka zapadla po tym pytaniu, uswiadomila Brunettiemu nie tylko, ze sie zagalopowal, ale rowniez, ze Luca caly czas pamieta o jego funkcji.
– Nie wiem, jak na to odpowiedziec, Guido – rzekl Luca i zaniosl sie ciezkim kaszlem palacza.
– Przykro mi, Luca. To byl glupi zart – powiedzial Brunetti, kiedy przyjaciel przestal kaszlec.
– Niewazne, Guido. Wierz mi, kazdy, kto ma do czynienia z takim tlumem jak ja, potrzebuje pomocy policji. A policja tez jest zadowolona, ze sie im odplacam.
– Jak? – spytal Brunetti, myslac o saszetkach przechodzacych dyskretnie z rak do rak.
– Mam prywatnych ochroniarzy, ktorzy pracuja na parkingach moich dyskotek.
– Po co ci ochroniarze na parkingach dyskotek? – spytal Brunetti. – Czyzby ktos napadal na pijana mlodziez, ktora opuszcza nad ranem twoj przybytek rozrywki?
– Zeby zabierac im kluczyki od samochodu – rzekl Luca.
– I nikt sie nie skarzy?
– Kto mialby sie skarzyc? Rodzice, ze nie pozwalam prowadzic ich dzieciom, kiedy sa pijane w trupa lub na haju? Czy policja, ze dzieki mnie nikt sie nie rozbija na przydroznych drzewach?
– No tak, nie pomyslalem o tym.
– Dzieki mnie w komisariacie nie ma pobudek o trzeciej nad ranem, nie trzeba jechac, patrzec, jak sie tnie auto i wyciaga cialo. Wierz mi, policja jest tak szczesliwa, ze pomagaja mi, jak tylko moga.
Luca zamilkl. Guido uslyszal w sluchawce trzask pocieranej zapalki i lapczywy wdech, kiedy przyjaciel zaciagal sie papierosem.
– Czego ode mnie oczekujesz? Zebym te sprawe wyciszyl?
– A moglbys?
Gdyby wzruszenie ramionami wywolywalo dzwiek, to Brunetti uslyszalby go w sluchawce.
– Powiedz mi najpierw, chcesz czy nie.
– Nie, nie w sensie zupelnego zatuszowania. Ale jesli to mozliwe, nie chcialbym, zeby sprawa dostala sie do gazet.
Luca milczal przez chwile.
– Wydalem mnostwo pieniedzy na reklame – powiedzial w koncu.
– Czy to oznacza zgode?
Luca rozesmial sie serdecznie i zaraz potem zaniosl sie ciezkim kaszlem. Kiedy wreszcie go opanowal, powiedzial:
– Ty, Guido, zawsze chcialbys, zeby wszystko bylo albo biale, albo czarne. Nie wiem, jak Paola moze to