Z Rialto udal sie do komendy i od razu poszedl do laboratorium. Bocchese ostrzyl tam nozyczki za pomoca jednej z licznych maszyn, ktorymi chyba wylacznie on umial sie poslugiwac. Zobaczywszy Brunettiego, wylaczyl ja i odlozyl nozyczki na kontuar.

Komisarz postawil teczke obok nozyczek, a nastepnie ja otworzyl i ostroznie, dotykajac jedynie rogow, wyjal dwie plastikowe torebki. Kladac je na kontuarze, spytal:

– Moglbys sprawdzic, czy sa na nich odciski tamtego Amerykanina?

Bocchese skinal glowa.

– W takim razie pozniej zejde i wtedy mi to powiesz, zgoda?

Technik znowu skinal glowa i mruknal:

– A wiec to takie buty, he?

– Wlasnie.

– Czy pozniej, kiedy juz zdejme odciski, mam sie postarac, zeby te torebki zginely?

– Jakie torebki?

Bocchese siegnal po nozyczki.

– Tylko to skoncze – rzekl.

Nacisnal przelacznik i kolo maszyny ponownie zaczelo sie obracac. Podziekowania komisarza zagluszyl przenikliwy zgrzyt metalu, kiedy technik wrocil do ostrzenia nozyczek.

Brunetti uznal, ze lepiej z wlasnej inicjatywy isc do Patty, niz czekac na jego wezwanie. Ruszyl na gore frontowymi schodami. Stanal pod drzwiami zwierzchnika, zapukal i uslyszawszy jakis szmer, wszedl. Dopiero wtedy sobie uswiadomil, ze to, co slyszal, nie bylo zaproszeniem.

Ujrzal scene stanowiaca polaczenie dowcipu rysunkowego z najgorszym koszmarem kazdego biurokraty: Anita z wydzialu zagranicznego stala przy oknie i miala rozpiete dwa gorne guziki bluzki, a o krok obok cofal sie zastepca komendanta z pasowa twarza. Brunetti spostrzegl to wszystko w ulamku sekundy i natychmiast upuscil teczke, chcac dac Anicie czas na odwrocenie sie i zapiecie bluzki. Kiedy to robila, komisarz uklakl, by pozbierac dokumenty, ktore wypadly z teczki, a Patta wrocil na swoje miejsce za biurkiem. Anita skonczyla zapinac bluzke, gdy Brunetti podnosil ostatni dokument.

Gdy juz wszystko bylo jak nalezy, Patta odezwal sie oficjalnym tonem:

– Dziekuje, signorina. Kaze odeslac wam te dokumenty, jak tylko je podpisze.

Anita skinela glowa i ruszyla do drzwi. Mijajac komisarza, usmiechnela sie i puscila do niego oko, na co nie zareagowal. Kiedy wyszla, podszedl do biurka.

– Wlasnie wrocilem z bazy amerykanskiej w Vicenzy, panie komendancie.

– Tak? No i cos ustalil?

Na twarzy Patty pozostaly resztki rumienca. Brunetti udawal, ze tego nie widzi.

– Niewiele. Obejrzalem jego mieszkanie.

– Znalazles cos?

– Nie, panie komendancie, nic. Jutro chcialbym tam wrocic.

– Po co?

– Zeby porozmawiac z kilkoma osobami, ktore go znaly.

– Czy to cos da? Sprawa jest prosta. Przeciez to zwykly napad rabunkowy, a tylko sprawca posunal sie za daleko. Kogo obchodzi, kto znal ofiare i co powiedza o niej znajomi?

Brunetti dostrzegal rosnaca irytacje przelozonego. Jesli tak dalej pojdzie, Patta zabroni mu kontynuowac sledztwo w Vicenzy. Poniewaz zwykly napad rabunkowy byl najdogodniejszym wyjasnieniem, Patta chetnie kaze prowadzic dochodzenie w tym kierunku.

– Zapewne ma pan racje, panie komendancie. Pomyslalem tylko, ze dopoki nie ustalimy, kto to zrobil, nie zaszkodzi, jesli bedziemy sprawiali wrazenie, ze zrodlo tego zabojstwa znajduje sie poza Wenecja. Wiadomo, jacy sa turysci. Najdrobniejsze rzeczy ich odstraszaja.

Po tych slowach rumieniec na twarzy zastepcy komendanta wyraznie zbladl, albo komisarzowi tak sie wydawalo.

– Milo mi, ze sie ze mna zgadzasz, commissario – rzekl Patta i po dluzszym milczeniu, z pewnoscia wymownym, dodal: – Przynajmniej raz. – Wypielegnowana dlonia poprawil skoroszyt na srodku biurka. – Sadzisz, ze to morderstwo ma jakis zwiazek z Vicenza?

Ucieszony, ze zwierzchnik pozwala mu decydowac, Brunetti udal zastanowienie i odpowiedzial dopiero po chwili.

– Nie wiem, panie komendancie, ale chyba nam nie zaszkodzi, jesli bedziemy sprawiali takie wrazenie.

Patta zareagowal wrecz artystycznie demonstrujac, ze choc zawsze sie waha, gdy sledztwo przebiega nietypowo, ale rownoczesnie pragnie, by w poszukiwaniu prawdy niczego nie przeoczono. Z wewnetrznej kieszeni marynarki wyciagnal eleganckie wieczne pioro, otworzyl skoroszyt i podpisal trzy znajdujace sie tam dokumenty. Kazdy kolejny autograf udalo mu sie zlozyc z wiekszym namyslem i w sposob bardziej rozstrzygajacy niz poprzedni.

– No dobrze, Brunetti. Skoro uwazasz, ze to najlepsza metoda prowadzenia sprawy, jedz do tej Vicenzy. Przeciez nie mozemy pozwolic, zeby ludzie bali sie zwiedzac Wenecje, prawda?

– Wlasnie, panie komendancie, nie wolno nam do tego dopuscic – odparl komisarz, starajac sie, by jego glos brzmial szczerze, a potem z taka sama szczeroscia zapytal: – Ma pan do mnie jeszcze jakas sprawe?

– Nie, to wszystko, Brunetti. Przekazesz mi szczegolowy raport z tego, co tam ustalisz.

– Oczywiscie, panie komendancie – powiedzial komisarz i ruszyl do drzwi, zastanawiajac sie, jaki banal uslyszy na odchodnym.

– Doprowadzimy morderce przed oblicze sprawiedliwosci – rzekl Patta.

– Z cala pewnoscia doprowadzimy, panie komendancie – skwapliwie potwierdzil Brunetti zadowolony, ze zwierzchnik uzyl liczby mnogiej, bardzo mu bowiem na tym zalezalo i sam podstepnie go do tego naklanial.

Poszedl do swojego pokoju, gdzie przejrzal dokumenty, ktore wyjal z teczki. Uznal, ze na sprawdzenie odciskow Bocchesemu wystarczy pol godziny, wiec kiedy ten czas minal, udal sie do laboratorium. Tym razem technik zajmowal sie nozem do pieczywa. Zobaczywszy komisarza, wylaczyl maszyne i kciukiem sprawdzil, czy noz jest ostry.

– Macie jakas robote na boku? – spytal Brunetti.

– Nie, tylko zona mnie prosi, zebym raz na pare miesiecy cos jej naostrzyl, a tu robi sie to najlepiej. Gdyby panska malzonka potrzebowala cokolwiek naostrzyc, moze na mnie liczyc.

Komisarz podziekowal skinieniem glowy.

– Znalazles cos? – spytal.

– Owszem. Na jednej torebce jest komplet niezlych odciskow.

– Jego?

– Tak.

– Zadnych innych?

– Jeden czy dwa, prawdopodobnie jakiejs kobiety.

– A na drugiej torebce?

– Nic. Zupelnie nic. Wytarta do czysta. Dotykano jej w rekawiczkach.

Bocchese wzial kartke papieru i nozem do pieczywa odcial waski pasek. Zadowolony, polozyl noz na biurku i odwrocil sie do Brunettiego.

– Mysle, ze w pierwszej torebce bylo cos innego, zanim… – technik urwal, nie wiedzac, jak to okreslic, po chwili jednak dokonczyl: -…zanim do niej wsypano te druga substancje.

– A co bylo w niej przedtem?

– Nie jestem pewien, ale moglby to byc na przyklad ser. Wewnatrz zostal slad jakiegos tluszczu. Poza tym ktos bral ja do reki wyraznie czesciej niz tamta, jest bardziej zmieta, wiec powiedzialbym, ze uzywano jej do czegos innego, a dopiero pozniej wsypano ten… ee… proszek.

Poniewaz komisarz sie nie odezwal, Bocchese spytal:

– Nie jest pan zaskoczony?

– Nie, nie jestem.

Z papierowej torby, ktora lezala obok maszyny, technik wyjal kuchenny noz z drewniana raczka i kciukiem przeciagnal po ostrzu.

Вы читаете Smierc Na Obczyznie
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату