fotela – Ruffolowie mieszkali w nieustannym polmroku, typowym dla parterowych wilgotnych mieszkan.
– Niech pan sie stamtad nie rusza – rozkazala wdowa, przeszla na druga strone pokoju i odsunela kwiecista zaslonke, za ktora byla kuchenka i zlewozmywak.
Nawet z daleka komisarz widzial krany, az lsniace od czystosci, tak samo jak biala kuchenka. Signora Ruffolo otworzyla szafke i wyjela zwykly cylindryczny ekspres, jaki nie wiadomo dlaczego zawsze kojarzyl sie Brunettiemu z poludniem Wloch. Wdowa rozkrecila ekspres, dwa razy dokladnie oplukala, nalala don wody i siegnela po sloik z kawa. Sprawnymi ruchami, wyrobionymi w ciagu dziesiatkow lat powtarzania, napelnila zbiornik kawa, skrecila ekspres i postawila go na gazie.
Pokoj nic sie nie zmienil od czasu ostatniej wizyty. Te same zolte plastikowe kwiaty przed gipsowa figurka Matki Boskiej, wszedzie owalne, prostokatne i okragle koronkowe serwetki, na ktorych staly szeregi rodzinnych zdjec syna: Peppino w ubranku marynarskim, Peppino w dniu pierwszej komunii, Peppino przytrzymywany na osiolku, usmiechajacy sie z niepewna mina. Na wszystkich fotografiach widac bylo jego ogromne uszy, ktore sprawialy, ze wygladal niemal jak bohater dowcipow rysunkowych. W jednym kacie znajdowalo sie to, czego komisarz nie potrafil nazwac inaczej jak tylko kapliczka ku czci zmarlego meza gospodyni. Bylo tam ich zdjecie slubne, na ktorym Brunetti mogl podziwiac jej dawno przebrzmiala urode; w samym kacie stala mezowska laska – galka z kosci sloniowej polyskiwala nawet w polmroku – a takze
Komisarz w dalszym ciagu obserwowal, jak gospodyni, na pozor nie zwracajac nan uwagi, wyjmowala tace, talerze i z innej szafki metalowa puszke, ktora otworzyla nozem. Na jeden talerz wylozyla z niej ciasteczka, a potem jeszcze troche. Z innej puszki wyjela cukierki, pozawijane we wsciekle kolorowy celofan, i usypala z nich stos na drugim talerzu. Kawa zaczela sie gotowac, a wtedy kobieta szybko chwycila ekspres, zrecznie obrocila go do gory dnem jednym sprawnym ruchem i zaniosla tace na duzy stol, zajmujacy prawie cala jedna strone pokoju.
Niczym krupier rozdajacy karty porozkladala talerze, talerzyki, filizanki i lyzeczki na plastikowym obrusie, a potem ruszyla do kuchenki po kawe. Kiedy juz wszystko przygotowala, odwrocila sie do komisarza i szerokim gestem wskazala stol.
Brunetti z trudem wstal z glebokiego fotela i podszedl do stolu. Wowczas gospodyni podsunela mu krzeslo, a gdy usiadl, zajela miejsce naprzeciwko. Talerzyki mialy na krawedziach drobne, promieniste pekniecia, ktore komisarzowi przypominaly zmarszczki na twarzy jego babci. Obok blyszczacej lyzeczki przy jego talerzyku lezala lniana serwetka do ust, zaprasowana w prostokat.
Napelniwszy kawa filizanki, signora Ruffolo postawila jedna przed Brunettim i podala mu srebrna cukiernice. Za pomoca srebrnych szczypiec polozyla na jego talerzyku szesc ciasteczek wielkosci moreli, a nastepnie, tymi samymi szczypcami, cztery cukierki zawiniete w celofan.
Brunetti oslodzil sobie kawe i wypil niewielki lyk.
– Signora, to najlepsza kawa w calej Wenecji. Wciaz nie chce mi pani zdradzic tajemnicy, jak pani ja robi?
Usmiechnela sie i wtedy zobaczyl, ze stracila kolejny zab z przodu. Komisarz sprobowal ciasteczka i slodycz wypelnila mu usta. Poczul mielone migdaly, cukier, najwspanialsze ciasto i znowu cukier. Nastepne zawieralo mielone orzeszki pistacjowe. Trzecie bylo czekoladowe, a czwarte napelnione slodkim kremem. Zjadl polowe piatego i reszte odlozyl na talerzyk.
– Prosze jesc. Jest pan za chudy. Niech pan je. Cukier dodaje energii i dobrze robi na krew.
– Ciasteczka sa doskonale, signora Concetta, ale dopiero co bylem na obiedzie i jesli zjem ich zbyt wiele, nie tkne kolacji, a wtedy moja zona sie na mnie wscieknie.
Skinela glowa. Rozumiala gniew zon.
Komisarz dopil kawe i postawil filizanke na spodeczku. W ciagu niespelna trzech sekund gospodyni zerwala sie od stolu, przebiegla przez pokoj i wrocila, niosac rznieta szklana karafke oraz dwa kieliszki nie wieksze od oliwek.
– Marsala. Domowa – oznajmila, nalewajac mu pelen naparstek.
Brunetti wzial od niej kieliszek i poczekal, az nalala sobie kilka kropli. Kiedy tracili sie kieliszkami, wysaczyl swoja marsale. Smakowala sloncem, morzem i piosenkami o milosci i smierci.
Odstawiwszy kieliszek, spojrzal przez stol na gospodynie.
– Signora Concetta, chyba pani wie, po co tu przyszedlem.
Potwierdzila skinieniem glowy.
– Peppino?
– Tak, prosze pani.
Wyciagnela ku niemu otwarta dlon, jakby chciala zagrodzic droge jego slowom albo, byc moze, oslonic sie przed
– Signora, mysle, ze Peppino jest zamieszany w cos bardzo niedobrego.
– Ale tym razem… – zaczela, lecz urwala, przypomniawszy sobie, kim jest Brunetti. Powiedziala tylko: – On nie jest zlym chlopcem.
Komisarz odczekal chwile, by sie upewnic, ze ona juz skonczyla mowic.
– Signora, rozmawialem dzis ze swoim znajomym. On twierdzi, ze osoba, z ktora Peppino, wedlug mnie, moze byc powiazany, jest bardzo nieuczciwym czlowiekiem. Czy cokolwiek pani wie o tym, co robi syn albo z kim sie kontaktuje od chwili, gdy… – nie mial pewnosci, jak to ujac. – Od chwili gdy wrocil do domu?
Zastanawiala sie dluzszy czas, nim udzielila odpowiedzi.
– W tamtym miejscu Peppino przebywal z bardzo zlymi ludzmi. – Nawet po tylu latach slowo „wiezienie” jakos nie przechodzilo jej przez usta. – Wspominal mi o tym.
– A co o nich mowil?
– Ze sa bardzo wazni i ze teraz jego los sie zmieni.
Brunetti sobie przypomnial, ze zawsze slyszal o zmianie jego losu.
– Czy poza tym jeszcze cos mowil?
Pokrecila glowa, lecz komisarz nie mial pewnosci, czego dotyczylo to przeczenie. Dotychczas nigdy nie byl pewien, ile signora Concetta naprawde wie o tym, co robi jej syn. Przypuszczal, ze znacznie wiecej, niz okazywala, ale prawdopodobnie nawet przed soba starala sie to ukryc.
– Poznala pani ktoregos z nich?
Gwaltownie pokrecila glowa.
– Nigdy mi ich nie bedzie tu sprowadzal. Nie do mojego domu.
Bez watpienia powiedziala prawde.
– Signora, wlasnie poszukujemy Peppina.
Zamknela oczy i pochylila czolo. Wyszedl zaledwie przed dwoma tygodniami, a policja juz go szuka.
– Co on przeskrobal,
– Nie jestesmy pewni, signora. Chcielibysmy z nim porozmawiac. Kilka osob twierdzi, ze go widzialo w miejscu, gdzie popelniono przestepstwo. Osoby te poznaly go na zdjeciu.
– A moze to wcale nie byl moj syn?
– Trudno powiedziec, prosze pani. Wlasnie dlatego pragniemy z nim porozmawiac. Wie pani, gdzie on jest?
Zaprzeczyla ruchem glowy, lecz Brunetti znowu nie mial pewnosci, czy ona rzeczywiscie nie wie, czy tylko udaje.
– Signora, jesli pani bedzie rozmawiala z synem, moglaby mu pani cos ode mnie powiedziec?
– Tak,
– Prosze mu powiedziec, ze koniecznie chcemy z nim porozmawiac i ze ludzie, z ktorymi sie zadaje, sa nieuczciwi i moga byc niebezpieczni.
– Jest pan moim gosciem,
– O co?
– Czy to prawda, czy oszukanstwo?
– Signora, jesli pani sobie zyczy, moge przysiac, ze to prawda.
Odparla bez wahania: