– A co to ma wspolnego z Amerykanami?
– Nie wiem. Wlasnie dlatego chce porozmawiac z rodzicami chlopca.
– W porzadku. Natychmiast sie tym zajme i dzis po poludniu oddzwonie.
– Moglby pan ich szukac w taki sposob, zeby Amerykanie o tym nie wiedzieli?
– Chyba tak – odparl Ambrogiani. – Dysponujemy wykazem numerow rejestracyjnych pojazdow, a tutaj prawie wszyscy maja samochody, wiec to ustale bez koniecznosci zadawania pytan.
– Swietnie. Najlepiej bedzie, jezeli ta sprawa zostanie miedzy nami.
– Doskonale. Zadzwonie do pana, gdy tylko to zalatwie.
– Dzieki,
– Giancarlo – powiedzial karabinier. – Mysle, ze mozemy mowic sobie po imieniu, skoro mamy robic takie rzeczy.
– Slusznie – odparl Brunetti, ucieszony znalezieniem sojusznika. – Guido.
Wylaczywszy sie zalowal, ze nie jest w Ameryce. Jedna z najwiekszych rewelacji byly tam dla niego biblioteki publiczne – czlowiek moze po prostu wejsc i zadawac pytania, przeczytac kazda ksiazke, latwo znalezc katalog czasopism. Tutaj, we Wloszech, ksiazki trzeba kupowac albo ich szukac w bibliotece Uniwersyteckiej, a nawet tam trudno do nich dotrzec bez odpowiedniej karty, pozwolenia czy legitymacji. Jakze wiec mial sie dowiedziec, co to sa wielochloropochodne bifenylu, skad sie biora i jak dzialaja na cialo czlowieka w wypadku kontaktu?
Spojrzal na zegarek. Stwierdzil, ze jesli sie pospieszy, jeszcze zdazy do ksiegarni przy San Luca, gdzie prawdopodobnie maja potrzebne mu ksiazki.
Dotarl tam kwadrans przed zamknieciem i wyjasnil, o co mu chodzi. Sprzedawca odparl, ze ma dwie elementarne ksiazki na temat trujacych zwiazkow i skazen, choc jedna z nich dotyczy glownie zanieczyszczen atmosfery. Byla jeszcze trzecia, cos w rodzaju ogolnego wprowadzenia do chemii, przeznaczonego dla laikow. Przejrzawszy je, Brunetti kupil pierwsza i ostatnia, a na dodatek raczej krzykliwa publikacje „Globalne samobojstwo”, wydana przez Partie Zielonych. Mial nadzieje, ze tresc okaze sie powazniejsza, niz wskazywalby tytul i okladka.
Komisarz zjadl w restauracji porzadny obiad, a potem wrocil do komendy i otworzyl pierwsza ksiazke. Po trzygodzinnej lekturze, z rosnacym przerazeniem i coraz bardziej zaszokowany, dostrzegl skale problemu, ktory czlowiek ery przemyslu stworzyl na tej planecie nie tylko sobie, co gorsza bowiem takze przyszlym pokoleniom.
Okazalo sie, ze wspolczesnemu czlowiekowi owe zwiazki chemiczne sa niezbedne, miedzy innymi jako czynnik chlodzacy w lodowkach i urzadzeniach klimatyzacyjnych. Wielochloropochodne bifenylu wchodza rowniez w sklad elektrolitu do akumulatorow, ale nie sa jedynym kwiatkiem w smiercionosnym bukiecie, jaki ludzkosc otrzymala od przemyslu. Brunetti z trudem odczytywal nazwy chemiczne, wzorow zas nie rozumial. Pozostawaly mu jeszcze liczby dotyczace okresu polrozpadu poszczegolnych zwiazkow. Sadzil, ze jest to czas, w jakim te zwiazki staja sie o polowe mniej grozne. W niektorych wypadkach owe liczby siegaly setek lat, w innych nawet tysiecy – wlasnie takie chemikalia w ogromnych ilosciach wytwarza swiat przemyslowy, pedzac ku przyszlosci.
Przez dziesiatki lat Trzeci Swiat byl dla krajow uprzemyslowionych wysypiskiem przyjmujacym transporty substancji toksycznych, ktore sie rozrzucalo po sawannach, pampasach i plaskowyzach dla doraznych zyskow, nie baczac na cene, jaka przyjdzie zaplacic nastepnym pokoleniom. Teraz, gdy Trzeci Swiat odmowil Pierwszemu sluzenia jako wysypisko, kraje uprzemyslowione musza opracowac metody pozbywania sie odpadow, co czesto jest bardzo kosztowne, wrecz rujnujace. W rezultacie po calym Polwyspie Apeninskim kraza ciezarowki widma ze sfalszowanymi listami przewozowymi, szukajace miejsc, gdzie moglyby wyrzucic swoj smiercionosny ladunek, i w koncu je znajdujace. Albo tez z Genui czy Taranto wyplywaja statki, wiozace beczki pelne rozpuszczalnikow i Bog wie jakich chemikaliow, lecz docieraja do portow przeznaczenia juz bez tych beczek na pokladzie, jakby po drodze ladunek wyparowal. Czasami takie beczki znajduje sie na brzegach Afryki Polnocnej czy Kalabrii, ale oczywiscie nikt nie ma pojecia, skad sie tam wziely, i nie zwraca uwagi na to, ze fale z powrotem zabieraja je z plaz.
Ton ksiazki opublikowanej przez Partie Zielonych zirytowal komisarza, fakty zas przerazily. Wymieniano tam kapitanow owych statkow i firmy, ktore im placily, oraz zamieszczano zdjecia nielegalnych wysypisk. Retoryka ksiazki byla oskarzycielska; autorzy widzieli jedynego winowajce w calym wloskim rzadzie, idacym na reke producentom, ktorych prawo nie zmusza do odpowiedzialnosci za usuwanie trujacych odpadow. Ostatnie rozdzialy poswiecono Wietnamowi oraz obecnym skutkom tysiecy ton dioksyny zrzuconej na ten kraj podczas wojny ze Stanami Zjednoczonymi. Opisy zdeformowanych noworodkow, rosnaca liczba poronien oraz utrzymujaca sie obecnosc dioksyny w rybach, wodzie i glebie byly wstrzasajace, nawet jesli sie wzielo poprawke na nieuchronna przesade autorow. Twierdzili oni, ze te same zwiazki codziennie sie wyrzuca na nielegalne wysypiska w calych Wloszech, traktujac to jako rzecz normalna.
Kiedy Brunetti skonczyl lekture ksiazek, zdal sobie sprawe, ze nim manipulowano, ze sa w nich bledy w rozumowaniu, ze szuka sie winnych tam, gdzie ich nie ma, albo wskazuje na rzekome koneksje nie do udowodnienia. Jednakze rownoczesnie mial swiadomosc, ze wszystkie te ksiazki pod pewnym wzgledem mowia prawde: naruszanie przepisow jest nagminne i bezkarne oraz ze niechec wladz do uchwalenia surowszych ustaw wskazuje na scisle zwiazki miedzy producentami a czlonkami rzadu, ktorego rola jest zapobieganie przestepstwom lub sciganie winnych. Czyzby wskutek wysypki na reku dziecka dwoje niewinnych Amerykanow znalazlo sie w nurcie owych machinacji?
Rozdzial 18
Ambrogiani zadzwonil do Brunettiego okolo piatej, by mu powiedziec, ze ojciec tamtego chlopca, sierzant pracujacy w kwatermistrzostwie, ciagle jest w Vicenzy, a jesli nie on, to przynajmniej jego samochod, bo zaledwie przed dwoma tygodniami mial odnawiana rejestracje, co wymaga podpisu wlasciciela, wiec z duzym prawdopodobienstwem mozna przyjac, ze rowniez Kayman tam jest.
– Gdzie on mieszka?
– Nie wiem – odparl major. – Mam tylko jego adres dla korespondencji, czyli numer skrytki pocztowej w bazie.
– A moglbys zdobyc jego adres domowy?
– Tak, ale wtedy oni by wiedzieli, ze sie nim interesuje.
– Wolalbym tego uniknac, ale chcialbym zamienic z nim pare slow poza terenem bazy.
– Daj mi jeden dzien. Wysle jednego z moich ludzi do biura, w ktorym on pracuje, to go znajdzie. Na szczescie oni wszyscy nosza na mundurach tabliczki z nazwiskami. Potem bedzie go sledzil i zobaczy, gdzie mieszka. To nie powinno byc trudne. Zadzwonie do ciebie jutro i wtedy pomyslisz, jak sie z nim spotkac. Wlasciwie oni przewaznie mieszkaja w bazie i na pewno rowniez on, skoro ma dzieci. Jutro zadzwonie i ci powiem, co mi sie udalo zalatwic, dobrze?
Brunetti nie widzial lepszego rozwiazania, ale mial wielka ochote natychmiast jechac do Vicenzy i porozmawiac z ojcem chlopca, by jak najszybciej sie zorientowac, co wysypka na reku dziecka i uwaga, napisana olowkiem na marginesie karty informacyjnej, maja wspolnego ze smiercia dwojga mlodych Amerykanow. Juz dysponowal kilkoma elementami tej ukladanki, a od Kaymana otrzyma nastepny. Uwaznie je studiujac i dopasowujac, wczesniej czy pozniej ujrzy obraz, ktory jeszcze byl ukryty.
Nie majac innego wyjscia, komisarz przyjal propozycje majora i postanowil czekac do nastepnego dnia na jego telefon. Znowu otworzyl ksiazke Partii Zielonych, z biurka wyjal kartke papieru i spisal wszystkie przedsiebiorstwa, ktore bez odpowiedniego zezwolenia zajmowaly sie ladowym i morskim transportem toksycznych odpadow, a takze firmy juz oficjalnie scigane za skladowanie takich odpadow na nielegalnych wysypiskach. Wiekszosc tych firm i przedsiebiorstw miescila sie na polnocy, glownie w Lombardii, przemyslowym sercu kraju.
Brunetti sprawdzil, kiedy ksiazke wydano. Okazalo sie, ze przed rokiem, a wiec lista byla aktualna. Na koncu ksiazki znajdowaly sie mapki poszczegolnych rejonow; kropki oznaczaly miejsca, w ktorych wykryto nielegalne skladowiska odpadow. Kropki takie gesto pokrywaly mapki prowincji ze stolicami w Vicenzy i Weronie, zwlaszcza na polnoc od obu miast az do podnoza Alp.
Dokladnie zlozywszy mapki, komisarz zamknal ksiazke. Dopoki nie porozmawia z ojcem chlopca, juz nic wiecej nie mogl zrobic, lecz wciaz go korcilo, by natychmiast pedzic na dworzec, choc wiedzial, ze do Vicenzy