jechalby na prozno.
Zadzwonil telefon wewnetrzny.
– Brunetti.
–
Komisarz zszedl pietro nizej i zapukal do drzwi.
– Prosze!
Patta siedzial za biurkiem upozowany, jakby przed chwila pomyslnie wypadl na zdjeciach probnych i otrzymal role w filmie. Kiedy Brunetti wszedl do gabinetu, zastepca komendanta pieczolowicie wkladal rosyjskiego papierosa do swojej onyksowej cygarniczki, trzymajac oba przedmioty poza krawedzia renesansowego biurka, aby nawet odrobina tytoniu nie skazila idealnie wypolerowanej powierzchni blatu. Komisarz musial czekac, papieros bowiem okazal sie oporny i minela dluzsza chwila, zanim Patta starannie go wcisnal w zlota skuwke cygarniczki, zapalil i kilka razy probnie pociagnal, byc moze doszukujac sie smaku zlota.
– Brunetti – rzekl wreszcie. – Otrzymalem bardzo nieprzyjemny telefon.
– Mam na dzieje, ze nie od zony, panie komendancie – odparl komisarz, silac sie na potulny ton.
Patta polozyl papierosa na krawedzi malachitowej popielniczki i natychmiast szybko go chwycil, bo cygarniczka przewazyla i opadla na blat. Znowu go polozyl, tym razem poziomo, tak ze ustnik cygarniczki i zarzacy sie koniec papierosa byly oparte na przeciwleglych brzegach okraglej popielniczki. Ledwie cofnal reke, papieros sie wymsknal ze zlotej skuwki pod jej ciezarem i razem z cygarniczka spadl na dno – cygarniczka z efektownym brzekiem.
Zalozywszy rece na plecy, komisarz stal i patrzac w okno, kilkakrotnie oderwal obcasy od podlogi. Kiedy znow spojrzal na biurko, papieros byl zgaszony, a cygarniczka zniknela.
– Siadaj, Brunetti.
– Dziekuje, panie komendancie – odpowiedzial bardzo grzecznie, jak zwykle zajmujac miejsce w fotelu przed biurkiem.
– Mialem telefon… – tu Patta zrobil przerwe na tyle dluga, ze moglaby zachecic komisarza do powtorzenia wczesniejszej uwagi -…z Mediolanu, od signora Viscardiego.
Brunetti milczal.
– Powiedzial mi, ze narazacie na szwank jego dobre imie.
Komisarz sie nie zerwal, by stanac w swojej obronie, wiec Patta musial wyjasnic:
– Mowil, ze jego agent ubezpieczeniowy otrzymal telefon, moglbym dodac, ze od ciebie, telefon z pytaniem, skad tak szybko sie dowiedzial, co zginelo z
Co to ma znaczyc w kraju, gdzie od lat przewodniczacym Izby Deputowanych jest komunista? – pomyslal Brunetti, ale dalej milczal, choc Patta przerwal, by komisarz mogl sie bronic.
– Signor Viscardi nie zyczy sobie udzielania takich informacji – ciagnal zastepca komendanta. – Bardzo szczegolowo mi opowiedzial, jak go traktowano w szpitalu. Podobno funkcjonariusz, ktory z nim rozmawial, ten drugi, choc ja nie rozumiem, dlaczego wyslano az dwoch, zdawal sie nie dowierzac kilku jego odpowiedziom. Calkiem zrozumiale wiec, ze signor Viscardi, ktory jest szanowanym biznesmenem i czlonkiem Rotary International – tutaj nie uznal jednak za stosowne wspomniec, czym sie ten czlonek zajmuje – uwaza takie traktowanie za przykre, zwlaszcza wkrotce potem, jak zostal brutalnie pobity przez dwoch napastnikow, ktorzy sie wlamali do jego palacu i uciekli z obrazami i bizuteria ogromnej wartosci. – Nagle spytal: – Czy ty mnie sluchasz, Brunetti?
– Alez tak, panie komendancie.
– No to dlaczego nic nie mowisz?
– Czekam, az mi pan komendant opowie o tym nieprzyjemnym telefonie.
– Do jasnej cholery! – wrzasnal Patta, uderzajac dlonia w blat biurka. – Wlasnie o nim opowiadam! Signor Viscardi to bardzo wazna osobistosc, zarowno tu, jak i w Mediolanie. Ma wielkie wplywy w sferach politycznych, wiec nie dopuszcze do tego, zeby wenecka policja zle go traktowala.
– Nie bardzo rozumiem, panie komendancie. Kto go zle traktowal?
– Ty nic nie rozumiesz, Brunetti – rzekl Patta i gniewnie zacisnal wargi. – Dzwonisz do jego agenta ubezpieczeniowego tego samego dnia, kiedy wystapil o odszkodowanie, jakbys cos podejrzewal, i dwaj policjanci kolejno ida do szpitala, zeby przesluchiwac takiego czlowieka i pokazywac mu zdjecie osoby, ktora nie ma nic wspolnego z tym wlamaniem.
– Tak to panu powiedzial?
– Owszem, po krotkiej rozmowie. Zapewnilem go, ze zawsze mialem do niego zaufanie.
– A dokladnie jakich uzyl slow, mowiac o tym zdjeciu?
– Powiedzial: „Ten drugi policjant pokazal mi fotografie jakiegos kryminalisty i chyba mi nie wierzyl, kiedy odparlem, ze go nie znam”.
– Skad wiedzial, ze czlowiek na zdjeciu jest kryminalista?
– Co?
– Skad wiedzial, ze na tej fotografii jest kryminalista? Zdjecie moglo przedstawiac kazdego, na przyklad syna tego policjanta. Kogokolwiek.
–
Komisarz juz otwieral usta, lecz przelozony nie dopuscil go do glosu.
– I nie probuj bronic swoich ludzi, skoro wiesz, ze postapili niewlasciwie.
Kiedy Patta z naciskiem podkreslil, czyi policjanci jego zdaniem naruszyli przepisy, Brunetti wyobrazil sobie, jak zastepca komendanta dzieli z zona niepowodzenia i sukcesy dwoch synow: „Moj dostal w szkole nagrode, a twoj oblal egzamin”.
– Nie masz nic do powiedzenia?
– Viscardi nie potrafil opisac napastnikow, ale widzial obrazy, ktore niesli.
Nieustepliwosc komisarza znow obnazyla erudycyjne ubostwo Patty.
– Najwyrazniej nie jestes przyzwyczajony do zycia w otoczeniu drogocennych przedmiotow, Brunetti. Jesli ktos mieszka od lat wsrod przedmiotow duzej wartosci, a mam tu na mysli ich wartosc estetyczna, nie tylko materialna…
Ton jego glosu sprawil, ze komisarz wytezyl uwage, by pojac wywody zwierzchnika.
– …to zawsze je poznaje, zupelnie tak samo jak czlonkow swojej rodziny. A zatem, widzac je chocby przez ulamek sekundy, nawet w takim stresie, w jakim znajdowal sie signor Viscardi, poznalby te przedmioty niczym wlasna zone.
Wnoszac z tego, co mowil Fosco, Brunetti podejrzewal, ze Viscardi mialby mniej klopotow z rozpoznaniem obrazow.
Patta pochylil sie do przodu i ojcowskim tonem zapytal:
– Czy ty coskolwiek z tego rozumiesz?
– Zrozumiem o wiele wiecej, kiedy porozmawiamy z Ruffolem.
– Z Ruffolem? A ktoz to taki?
– Mlody kryminalista na tamtym zdjeciu.
Zastepca komendanta nie powiedzial nic, procz nazwiska komisarza, lecz tak cicho, ze to wskazywalo na koniecznosc udzielenia mu wyjasnien.
– Na moscie siedziala para turystow i widziala trzech mezczyzn z walizka, wychodzacych z palacu. Na zdjeciu oboje rozpoznali Ruffola.
Patta juz chcial zapytac, dlaczego nie wspomina o tym raport w tej sprawie, ale zrezygnowal, aczkolwiek niechetnie, bo nie zadal sobie trudu, by go przeczytac.
– Pewnie schowal sie gdzies na zewnatrz – zasugerowal.
– Calkiem mozliwe – przyznal Brunetti, choc uwazal za bardziej prawdopodobne, ze Ruffolo byl w srodku i nigdzie sie nie chowal.
– A co to za persona ten Fosco? Po co tak wydzwanial?