po czym sie schylil, zeby wylaczyc silnik.
Kayman byl wysoki blondynem, lekko przygarbionym. Prawdopodobnie kiedys umyslnie sie garbil, aby nieco ukryc swoj znaczny wzrost, i teraz weszlo mu to w nawyk. Poruszal sie swobodnie, w sposob typowy dla Amerykanow. Swoboda ta sprawia, ze tak dobrze wygladaja w ubraniach sportowych, niezgrabnie zas w strojach oficjalnych. Podszedl do Wlochow, nie usmiechajac sie, ale i bez sladu podejrzliwosci na otwartej twarzy. Rzucil im pytajace spojrzenie.
– Slucham – odpowiedzial po angielsku. – Panowie mnie szukaja?
– Czy pan sierzant Edward Kayman? – zapytal Ambrogiani.
– Tak. Czym moge panom sluzyc? Choc musze przyznac, ze pora jest dosc wczesna, prawda?
Komisarz postapil krok naprzod i wyciagnal do Amerykanina reke.
– Dzien dobry, panie sierzancie. Nazywam sie Guido Brunetti i jestem z weneckiej policji.
Amerykanin uscisnal mu dlon mocno i zdecydowanie.
– Fatygowal sie pan az tak daleko od domu, panie Brunetti? – spytal Amerykanin, wymawiajac ostatnie spolgloski nazwiska jak podwojne „d”.
Powiedzial to zartem, wiec komisarz sie usmiechnal.
– Owszem, ale chcialem zadac panu kilka pytan.
Ambrogiani tylko sklonil glowe, lecz sie nie przedstawil, pozostawiajac Brunettiemu prowadzenie rozmowy.
– Wiec niech pan pyta – odparl Amerykanin i dodal: – Przykro mi, ze nie moge panow zaprosic na kawe, ale zona jeszcze spi i by mnie zabila, gdybym obudzil dzieci. Jedynie w sobote moze troche dluzej pospac.
– Rozumiem – rzekl komisarz. – U mnie jest identycznie. Dzis rano sam musialem sie wymykac z domu jak zlodziej. – Kiedy wymienili porozumiewawcze usmiechy ofiar tyranii spiacych kobiet, powiedzial: – Chcialbym zapytac o panskiego syna.
– Daniela?
– Wlasnie.
– Tak myslalem.
– Nie wyglada pan na zaskoczonego – skomentowal Brunetti.
Amerykanin cofnal sie i plecami oparl o samochod. Korzystajac z tego, Brunetti odwrocil sie do majora, by spytac go po wlosku:
– Rozumiesz, co mowimy?
– Tak.
Sierzant skrzyzowal nogi, z kieszeni koszuli wyjal paczke papierosow i chcial poczestowac Wlochow, ale obaj przeczaco pokrecili glowami. Zapalil, oslaniajac plomien zapalniczki dlonia, choc nie bylo wiatru, a nastepnie z powrotem schowal papierosy i zapalniczke do kieszeni.
– Chodzi o te lekarke, prawda? – spytal, odchylajac glowe do tylu i wydmuchujac smuzke dymu.
– Dlaczego pan tak uwaza?
– Latwo sie domyslic, no nie? To przeciez ona leczyla Daniela i bardzo sie zaniepokoila, kiedy z jego reka bylo tak zle. Bez przerwy go pytala, co sie stalo, a potem ten jej facet, ktory zginal w Wenecji, zaczal mnie wypytywac.
– Wiedzial pan, ze oni ze soba chodzili? – zdziwil sie Brunetti.
– Dopiero po jego smierci ludzi zaczeli o tym przebakiwac, ale podejrzewam, ze sporo osob musialo wiedziec wczesniej. Ja nie, bosmy razem nie pracowali. W koncu jest nas tylko pare tysiecy, wszyscy mieszkamy i pracujemy obok siebie, wiec trudno cokolwiek utrzymac w tajemnicy, przynajmniej na dluzsza mete.
– A o co on pana pytal?
– O to, gdzie Danny chodzil tamtego dnia i czy mysmy czegos nie zauwazyli. O rzeczy w tym rodzaju.
– Co pan odpowiedzial?
– Ze nie wiem.
– Nie wiedzial pan?
– No coz, wlasciwie nie. Tamtego dnia bylismy powyzej Aviano, nad jeziorem Barcis, ale w drodze powrotnej z gor zatrzymalismy sie na piknik. Danny na chwile poszedl sam do lasu i pozniej nie mogl sobie przypomniec, gdzie upadl. Probowalem opisac Fosterowi to miejsce, tylko ze niezbyt dobrze pamietalem, gdzie postawilem samochod. Na takie rzeczy czlowiek nie zwraca uwagi, kiedy ma trojke dzieci i psa.
– Co Foster zrobil, kiedy mu pan powiedzial, ze nie pamieta tego miejsca?
– Cholera, chcial, zebysmy w ktoras sobote razem pojechali go szukac.
– Pojechal pan?
– Nigdy w zyciu. Mam trojke dzieciakow, zone i moge mowic o szczesciu, jesli raz w tygodniu dostane wolny dzien, wiec nie zamierzalem go marnowac na jezdzenie po gorach i szukanie miejsca, gdzie kiedys zrobilismy sobie piknik. A jeszcze w tym czasie Danny lezal w szpitalu i nie chcialem zostawiac zony samej na caly dzien tylko dlatego, zeby prowadzic beznadziejne poszukiwania.
– Jak on zareagowal, kiedy pan mu to powiedzial?
– Coz, byl najwyrazniej zly, ale mu wytlumaczylem, ze nie moge tego zrobic, wiec jakby sie uspokoil. Przestal nalegac, zebym z nim pojechal, ale chyba wybral sie tam sam, choc byc moze z doktor Peters.
– Skad te przypuszczenia?
– Widzi pan, mam kolege, ktory jest technikiem i obsluguje aparature rentgenowska w przychodni dentystycznej. Powiedzial mi, ze kiedys Foster przyszedl do niego do laboratorium w piatek po poludniu i poprosil, zeby na weekend pozyczyl mu swoja plytke.
– Plytke?
– Wie pan, wszystkie osoby, pracujace w rentgenie, nosza takie niewielkie plytki, ktore zmieniaja kolor, kiedy promieniowanie wzrasta ponad norme. Nie wiem, jak sie je fachowo nazywa.
Brunetti kiwnal glowa na znak, ze wie, o co chodzi.
– No wiec moj kolega mu ja pozyczyl – ciagnal Amerykanin. – Foster zwrocil plytke w poniedzialek rano, przed praca. Dotrzymal slowa.
– A co z tym czujnikiem?
– W ogole sie nie zmienil. Mial ten sam kolor co przedtem.
– Dlaczego pan twierdzi, ze Foster pozyczal go wlasnie w tym celu?
– Pan go nie znal, prawda? – zapytal sierzant komisarza, ktory pokrecil glowa. – To byl dziwny facet, taki bardzo serio. Powaznie traktowal swoja prace i wlasciwie do wszystkiego tak podchodzil. Chyba byl tez bardzo religijny, ale nie jak ci swiezo nawroceni. Kiedy uwazal, ze cos nalezy zrobic, nic go nie powstrzymalo, a wlasnie wtedy myslal… – Amerykanin na chwile przerwal. – Nie jestem pewien, co myslal, ale chcial odnalezc to, co spowodowalo uczulenie Danny’ego.
– Wiec to bylo uczulenie?
– Tak mi powiedzieli, kiedy wrocil z Niemiec. Jego reka wygladala bardzo brzydko, ale tutejsi lekarze twierdzili, ze sie zagoi i wszystko bedzie w porzadku, ze to moze potrwac okolo roku, ale blizna zniknie, a przynajmniej sie zmniejszy.
Po raz pierwszy odezwal sie Ambrogiani.
– Czy mowili panu, co wywolalo uczulenie?
– Nie, nie umieli tego ustalic. Powiedzieli, ze to prawdopodobnie sok jakiegos drzewa rosnacego w gorach. Zrobili chlopakowi cala mase testow. – W tym momencie twarz mu zlagodniala, a w oczach zablysla duma. – Nigdy sie nie poskarzyl, ani razu. Wszystko dzielnie znosil, jak prawdziwy mezczyzna. Z takiego syna mozna byc tylko dumnym.
– Ale niczego konkretnego nie powiedzieli? – nalegal karabinier.
– Nie, a potem te gnojki zgubily karte informacyjna Danny’ego, a przynajmniej czesc dotyczaca leczenia w Niemczech.
Brunetti wymienil z Ambrogianim znaczace spojrzenia.
– Nie wie pan, czy Foster odnalazl to miejsce? – zapytal komisarz.
– Trudno powiedziec. Zginal dwa tygodnie po tym, jak pozyczyl ten czujnik, a ja nie mialem okazji, by znowu z nim porozmawiac, wiec nic nie wiem. Szkoda, ze spotkal go taki los. To byl bardzo porzadny facet. Szkoda mi tez tej lekarki, jego przyjaciolki, ktora tak sie tym przejela. Nie mialem pojecia, ze oni byli az tak… – urwal, nie mogac znalezc odpowiedniego slowa.