– Wcale nie wydaje mi sie to takie dziwne – oznajmila chlodnym, obojetnym tonem. – Chyba nie sugeruje pan, ze miedzy tymi zabojstwami istnieje jakis zwiazek?
Wstal, pozostawiajac jej pytanie bez odpowiedzi.
– Dziekuje, ze zechciala mi pani poswiecic troche czasu. – Wyciagnal na pozegnanie reke.
Regina Ceroni wstala i obeszla biurko; poruszala sie z wdziekiem.
– To ja dziekuje, ze pofatygowal sie pan az tutaj, aby zwrocic mi okulary.
– Spelnilem swoj obowiazek.
– Mimo wszystko serdecznie panu dziekuje.
Podeszla z nim do drzwi, otworzyla je i przepuscila go przodem. W drugim pomieszczeniu mloda brunetka wciaz siedziala przy biurku, a z drukarki zwisal dlugi arkusz biletow. Signora Ceroni odprowadzila goscia do drzwi wejsciowych. Komisarz ponownie uscisnal jej dlon, po czym ruszyl w strone domu. Wlascicielka biura podrozy stala na tle plazy i obserwowala go, dopoki nie znikl za rogiem.
Rozdzial 24
Kiedy Brunetti wrocil po obiedzie do gmachu komendy, najpierw wstapil do pokoju, w ktorym urzedowala signorina Elettra, i podyktowal jej list do Giorgia – tak go nazywal w myslach, jakby byl jego znajomym – przepraszajac adresata za „biurokratyczne bledy”. Mial nadzieje, ze takie ogolnikowe stwierdzenie wystarczy Giorgiowi dla narzeczonej i przyszlych tesciow; wolal nie nawiazywac wprost do wydarzenia na plazy.
– Na pewno bardzo sie ucieszy – powiedziala sekretarka, spogladajac na wlasny zapis stenograficzny.
– A co z adnotacja w aktach? – zapytal komisarz.
Skierowala na niego oczy wielkie jak spodki.
– Z jaka adnotacja? – Podniosla plik wydrukow komputerowych i podala Brunettiemu. – Panski list bedzie milym za to podziekowaniem.
– Numery z kalendarzyka Favera?
– Zgadza sie – rzekla, nie kryjac dumy.
Jej radosc byla tak zarazliwa, ze komisarz tez sie usmiechnal.
– Przejrzala pani wydruki?
– Zdazylam tylko rzucic na nie okiem.
Giorgio podal nazwy i adresy abonentow oraz daty i godziny, kiedy laczono sie z nimi z Wenecji i Padwy.
– Jak on to robi? – spytal Brunetti, pelen uznania dla umiejetnosci Giorgia. Spenetrowanie akt tajnych sluzb wydawalo sie komisarzowi latwiejsze od wydobycia danych z SIP.
– Przez rok studiowal elektronike w Stanach. Poznal wielu hakerow i caly czas jest z nimi w kontakcie. Informuja sie nawzajem, jak wlamywac sie do komputerow.
– I wlamuje sie, korzystajac z linii SIP? – Podziw i wdziecznosc, jakie Brunetti odczuwal, sprawily, ze zapomnial o tym, iz dzialalnosc Giorgia prawdopodobnie jest nielegalna.
– Oczywiscie.
– Dobrze im tak! – Jak wiekszosc Wlochow komisarz nie lubil SIP, glownie za to, ze rachunki telefoniczne zawsze dostawal zawyzone.
– Hakerzy dzialaja na calym swiecie. Niewiele mozna przed nimi ukryc – wyjasnila pani Elettra. – Giorgio powiedzial, ze musial w tej sprawie kontaktowac sie z komputerowcami na Wegrzech, Kubie i jeszcze gdzies. Czy w Laosie maja telefony?
Brunetti nie sluchal, pochloniety czytaniem dlugich kolumn numerow, godzin, dat, miejscowosci. Ale nazwisko Patty dotarlo do jego swiadomosci.
– …chce sie z panem widziec.
– Pozniej – rzekl i wyszedl, nie przerywajac lektury.
W swoim gabinecie zblizyl sie do okna, zeby skorzystac ze swiatla dziennego. Stal tak niczym rzymski senator z czasow antycznych studiujacy dlugie sprawozdanie z krancow cesarstwa. Dokument, ktory Brunetti trzymal w rece, nie dotyczyl ani ruchow wojsk, ani dostaw oliwy i przypraw. Choc informowal tylko o tym, kiedy dwoch malo znaczacych Wlochow rozmawialo z Bangkokiem, Santo Domingo, Belgradem, Manila i jeszcze paroma miastami, byl nie mniej pasjonujacy. Na marginesie wpisano olowkiem adresy automatow, z ktorych dzwoniono. Wprawdzie telefonowano rowniez z biur Favera i Trevisana, czesciej jednak korzystano z budki znajdujacej sie na tej samej ulicy co biuro Favera w Padwie oraz z automatu na niewielkiej
Na dole figurowaly nazwy firm, do ktorych nalezaly poszczegolne numery. Trzy z nich, miedzy innymi numer w Belgradzie, nalezaly do biur podrozy, numer w Manili zas do spolki Euro-Employ. Kiedy Brunetti uzmyslowil sobie, ze jest to zapewne agencja zajmujaca sie wynajdywaniem pracy w Europie, wszystkie wydarzenia, poczawszy od smierci Trevisana, ktore dotad niczym kawalki szkla w obracajacym sie kalejdoskopie ukladaly sie w przypadkowe wzory, nagle zaczely sie laczyc w spojna, logiczna calosc. Komisarz nie widzial jeszcze pelnego obrazu, ale wreszcie zrozumial, o co chodzi w tej sprawie.
Wyjal z szuflady adresownik i odszukal numer Roberta Linchianki, podpulkownika filipinskiej zandarmerii, z ktorym zaprzyjaznil sie na dwutygodniowym seminarium policyjnym w Lyonie przed trzema laty. Od tego czasu rozmawiali pare razy przez telefon i wymieniali faksy.
Zabrzeczal interfon. Brunetti zignorowal go, podniosl sluchawke i wykrecil numer domowy podpulkownika, choc nie mial pojecia, jaka jest roznica czasu miedzy Wenecja a Manila. Okazalo sie, ze szesc godzin; Linchianko wlasnie kladl sie spac. Tak, nazwa Euro-Employ nie byla mu obca. Niechec w jego glosie dawala sie odczuc mimo odleglosci. Euro-Employ byla jedna z licznych agencji trudniacych sie handlem kobiet. Nawet nie najgorsza, bo przynajmniej wszystkie dokumenty, jakie mlode kobiety podpisywaly przed wyjazdem do „pracy”, byly legalne. Fakt, ze wiele kobiet nie umialo pisac i jedynie stawialo krzyzyk, i ze wiekszosc nie znala jezyka, w ktorym sporzadzony byl kontrakt, w niczym nie umniejszal jego mocy prawnej. W kazdym razie zadna z kobiet, ktorej udalo sie wrocic na Filipiny, nie probowala wytoczyc agencji procesu. Zreszta jak sie Linchianko orientowal, wracalo ich bardzo niewiele, mimo ze Euro-Employ wysylala od piecdziesieciu do stu „pracownic” miesiecznie. Podal nazwe biura podrozy, ktore zajmowalo sie zalatwianiem biletow; okazalo sie, ze jest to jedno z biur figurujacych na wydruku komputerowym. Linchianko obiecal przeslac Brunettiemu faksem oficjalne policyjne akta dotyczace Euro-Employ i biura podrozy, a takze materialy, ktore sam w ciagu ostatnich lat zebral o manilskich agencjach posrednictwa pracy.
Brunetti nie mial zadnych znajomych w pozostalych miastach wymienionych w wydruku, ale po rozmowie z podpulkownikiem filipinskiej policji byl pewien, ze dowiedzialby sie tam bardzo podobnych rzeczy.
Studiujac historie starozytnej Grecji i Rzymu, zawsze dziwil sie, ze w dawnych epokach ludzie z taka latwoscia akceptowali niewolnictwo. Oczywiscie inne byly wowczas zasady prowadzenia wojen, inna tez baza ekonomiczna spoleczenstw, wiec niewolnicy byli z jednej strony dostepni, a z drugiej niezbedni. Moze fakt, iz w wypadku przegranej wojny moglo sie to przytrafic kazdemu, ze maly obrot kola fortuny decydowal o tym, czy sie jest panem, czy niewolnikiem, ulatwial akceptacje? W kazdym razie nikt nie potepial tego zjawiska, ani Plato, ani Sokrates, chyba ze w pismach, ktore nie przetrwaly do naszych czasow.
Wspolczesnie tez nikt nie wystepowal przeciwko niewolnictwu, ale milczenie wynikalo z przekonania, ze niewolnictwo zlikwidowano dawno temu. Brunetti sam puszczal mimo uszu radykalne tyrady Paoli, w ktorych wciaz powracal watek o zniewoleniu sily roboczej i ekonomicznych lancuchach. Teraz te wyswiechtane zwroty stanely mu zywo w pamieci, bo na okreslenie kobiet zatrudnianych przez agencje opisane przez Linchianke istnialo tylko jedno slowo: niewolnice.
Tok jego mysli przerwalo natarczywe brzeczenie interfonu.
– Slucham.
– Chce z toba pomowic – oznajmil niechetnym tonem Patta.
– Juz ide.
Kiedy komisarz zszedl na dol, pani Elettry nie bylo przy biurku, wiec pchnal drzwi do gabinetu przelozonego, nie wiedzac, czego moze oczekiwac. Nie mialo to zreszta wiekszego znaczenia, bo repertuar Patty, jesli chodzi o wyrazanie niezadowolenia, byl dosc ograniczony.
Okazalo sie, ze tym razem nie komisarz byl przyczyna irytacji szefa; mial tylko w jego imieniu przywolac do