raport, Brunetti wylaczyl wdowe z kregu podejrzanych.

Nagle zaczal sie zastanawiac, czy Chiara na pewno zrezygnowala z pomyslu wydobycia informacji od Franceski. Dumajac nad tym, poczul wstret do samego siebie. Zawsze z oburzeniem myslal o ludziach naklaniajacych nastolatki do prostytucji, a sam nie mial skrupulow przed wykorzystaniem wlasnej corki jako szpiega.

Jego rozwazania przerwalo brzeczenie telefonu. Podniosl sluchawke. Rozlegl sie glos Paoli, roztrzesionej, bedacej w stanie najwyzszego zdenerwowania. Kilka razy powtorzyla jego imie. W tle slyszal cos jakby placz albo wycie.

– Paola, co sie stalo?

– Guido, przyjdz natychmiast. Chodzi o Chiare! – zawolala.

– Co sie dzieje? Co jej jest?!

– Nie wiem, Guido. Byla w salonie, nagle zaczela krzyczec. Potem zamknela sie w swoim pokoju.

Panika w glosie zony udzielila sie komisarzowi.

– Miala wypadek? Jest ranna?

– Nie. Ale sam ja slyszysz. Dostala histerii. Wroc do domu jak najszybciej. Blagam.

– Juz jade! – zawolal, ciskajac sluchawke na widelki.

Chwycil plaszcz i wybiegl z gabinetu, nerwowo zastanawiajac sie, jak najpredzej dostac sie do domu.

Przy embarcadero przed komenda nie bylo policyjnej motorowki. Niewiele myslac, pognal w lewo; lopotaly za nim poly plaszcza. Na rogu skrecil w waska calle, usilujac sie zdecydowac, czy biec przez most Rialto, czy wsiasc do gondoli. Przed soba ujrzal trzech chlopcow idacych ramie w ramie i zajmujacych cala szerokosc waskiej uliczki.

– Attenti! – krzyknal gniewnie i przemknal obok, kiedy rozpierzchli sie na boki.

Zanim dotarl do Campo Santa Maria Formosa, zabraklo mu tchu, wiec musial zwolnic do truchtu. Przed Rialto znow zwolnil, bo dookola bylo pelno turystow. W pewnym momencie pchnal na bok dziewczyne z plecakiem i pobiegl dalej, nie zwazajac na gniewne niemieckie slowa, ktore rzucila pod jego adresem.

Na Campo San Bartolomeo skrecil w lewo, zeby wziac gondole i uniknac zatloczonego o tej porze mostu. Na szczescie przy nabrzezu czekala akurat lodz; staly w niej dwie staruszki. Brunetti przebiegl po drewnianym pomoscie i wskoczyl do srodka.

– Ruszamy! – zawolal do gondoliera na rufie. – Policja, musze natychmiast dostac sie na drugi brzeg!

Z obojetna mina, jakby cos takiego zdarzalo sie codziennie, gondolier na dziobie odepchnal sie od poreczy pomostu i lodz odbila tylem od nabrzeza. Drugi gondolier zaparl sie o wioslo i lodz obrocila sie we wlasciwym kierunku. Przestraszone staruszki, cudzoziemki, zlapaly sie jedna drugiej, po czym usiadly na niskiej lawce.

– Mozecie mnie zawiezc na koniec Calle Tiepolo? – spytal Brunetti.

– Naprawde jest pan z policji?

Komisarz wyciagnal z kieszeni legitymacje sluzbowa.

– W porzadku. Mala zmiana trasy – powiedzial w weneckim dialekcie gondolier na rufie, zwracajac sie do pasazerek.

Byly zbyt przerazone, zeby sie odezwac.

Brunetti stal w gondoli, slepy na wszystko, co dzialo sie wokol, na mijane lodzie, nawet na swiatlo dnia; docieralo do niego jedynie, ze plyna straszliwie wolno. Mial wrazenie, ze dopiero po kilku godzinach dobili do pomostu na koncu Calle Tiepolo. Wcisnawszy tysiac lirow gondolierowi, wyskoczyl z lodzi i ruszyl szybko przed siebie.

Zdazyl nieco odsapnac, totez odleglosc do domu pokonal biegiem, ale po schodach wspinal sie juz na miekkich nogach. Kiedy dotarl na trzecie pietro, uslyszal, ze pietro wyzej otwieraja sie drzwi. Po chwili ujrzal stojaca w nich Paole.

– Paola…

Nie pozwolila mu dokonczyc.

– Mam nadzieje, ze ucieszy cie, co znalazla twoja mala pomocnica! – Twarz miala zaczerwieniona z gniewu. – Zobaczysz, w jaki swiat ja wprowadzasz!

Cofnela sie do mieszkania i nie czekajac na meza, ruszyla przed siebie korytarzem. Zawolal ja, ale go zignorowala; weszla do kuchni i zatrzasnela drzwi. Brunetti zblizyl sie do drzwi, za ktorymi znajdowal sie pokoj Chiary. Cisza. Nie slyszal ani placzu, ani zadnych dzwiekow, ktore zdradzalyby obecnosc corki. Nic. Cofnal sie i zastukal do drzwi kuchennych. Po chwili uchylily sie; w szparze ukazala sie zona. Zmierzyla go wscieklym spojrzeniem.

– Powiedz, o co chodzi – poprosil. – Wyjasnij mi.

Czesto widywal Paole zla, ale jeszcze nigdy w takim stanie; doslownie dygotala z gniewu. Odruchowo cofnal sie o krok i starajac sie nie podnosic glosu, ponownie poprosil:

– Powiedz, o co chodzi.

Paola wessala powietrze przez zacisniete zeby. Na jej szyi wyraznie rysowaly sie napiete sciegna. Kiedy wreszcie sie odezwala, mowila glosem tak zduszonym, ze ledwo bylo ja slychac.

– Kiedy po poludniu wrocila do domu, oznajmila, ze ma kasete wideo, ktora chce obejrzec. Powiedzialam, ze dobrze, byleby sciszyla dzwiek, bo musze popracowac. – Paola urwala i przez kilka sekund patrzyla bez slowa na meza. Brunetti milczal. Po chwili wziela gleboki oddech i kontynuowala: – Mniej wiecej po kwadransie zaczela krzyczec. Wypadla na korytarz i dostala histerii. Sam slyszales. Usilowalam ja objac, uspokoic, ale nie przestawala wyc. Teraz jest u siebie.

– Ale co sie stalo?

– Obejrzala kasete, ktora przyniosla do domu.

– Od kogo ja dostala?

– Guido, przepraszam za to, co powiedzialam… – Paola wciaz oddychala ciezko, ale juz znacznie bardziej miarowo.

– Niewazne. Od kogo ma te kasete?

– Od Franceski.

– Trevisan?

– Tak.

– Obejrzalas ja?

Paola skinela glowa.

– Co przedstawia?

Nie byla w stanie wydobyc z siebie slowa. Uniosla reke i wskazala salon; zrozumial, ze ma nie pytac, tylko sam usiasc przed telewizorem.

– A co z Chiara…?

– Przed kilkoma minutami pozwolila mi wejsc. Dalam jej aspiryne i poradzilam, zeby sie polozyla. Chce z toba porozmawiac. Ale najpierw musisz obejrzec kasete.

Brunetti skierowal sie do salonu, gdzie stal telewizor i magnetowid.

– Moze powinnas przy niej posiedziec?

– Slusznie – przyznala Paola i ruszyla do pokoju corki.

Telewizor i magnetowid byly wlaczone, kaseta siedziala w srodku. Brunetti wcisnal guzik, zeby przewinac tasme do poczatku. Przesuwala sie z cichym szelestem, jakby po trawie sunal waz. Komisarz staral sie o niczym nie myslec, nie zastanawiac, nie probowac odgadnac, co za chwile zobaczy.

Uslyszawszy cichy trzask, oznaczajacy, ze tasma sie juz przewinela, wcisnal przycisk odtwarzania i usiadl na krzesle. Na ekranie nie pojawil sie ani tytul, ani nazwiska aktorow; nie bylo tez dzwieku. Po chwili migoczaca szarosc znikla, a jej miejsce zajal pokoj z trzema krzeslami, stolem oraz dwoma usytuowanymi wysoko oknami. Wpadajace przez okna swiatlo dzienne uzupelnial blask lampy stojacej za osoba trzymajaca kamere. Obraz drgal – najwyrazniej film krecono z reki.

Rozlegl sie jakis halas – kamera ukazala otwierajace sie drzwi, przez ktore popychajac sie i smiejac, weszlo trzech mlodych mezczyzn. Ostatni odwrocil sie i wciagnal do srodka kobiete; za nia weszlo do pokoju jeszcze trzech mezczyzn.

Pierwsi trzej mieli na oko niespelna dwadziescia lat, dwoch bylo mniej wiecej w wieku Brunettiego, ostatni liczyl okolo trzydziestki. Wszyscy ubrani byli w koszule i spodnie o wojskowym kroju; nosili buty na grubych podeszwach, sznurowane nad kostka.

Вы читаете Smierc I Sad
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату