– W moim mieszkaniu.

– A w Padwie?

– Slucham? – spytala, udajac zdziwienie.

– Gdzie spotykaliscie sie w Padwie?

Usmiechnela sie przepraszajaco.

– Chyba wczesniej nie zrozumialam pytania. Zwykle spotykalismy sie tutaj. W Wenecji.

– Jak czesto sie widywaliscie?

Jej sposob bycia stal sie bardziej serdeczny, jak to zwykle bywa w wypadku ludzi, ktorzy zamierzaja klamac.

– Nasz romans wlasciwie juz sie skonczyl, choc nadal sie lubilismy. Bylismy po prostu przyjaciolmi. Co jakis czas jedlismy razem kolacje albo tu, albo w Padwie.

– Pamieta pani, kiedy ostatni raz spotkaliscie sie w Wenecji?

Odwrocila glowe, zastanawiajac sie, co powiedziec.

– Hm. Nie, nie pamietam. Chyba latem.

– Czy jest pani mezatka?

– Nie. Rozwodka.

– Mieszka pani sama?

Skinela glowa.

– Jak sie pani dowiedziala o smierci Favera?

– Z gazety, nazajutrz rano.

– I nie zadzwonila pani do nas?

– Nie.

– Mimo ze widziala sie z nim pani poprzedniego wieczoru?

– Tym bardziej nie chcialam dzwonic. Jak juz wspomnialam, nie mam zaufania do wladzy.

W chwilach przygnebienia Brunetti podejrzewal, ze nikt nie ma zaufania do wladzy, ale nie zamierzal dzielic sie ta mysla z Regina Ceroni.

– Skad pani pochodzi?

– Z Jugoslawii. Z Mostaru.

– A od jak dawna mieszka we Wloszech?

– Od dziewieciu lat.

– Jak to sie stalo, ze sie pani tu osiedlila?

– Przyjechalam jako turystka, ale znalazlam prace i postanowilam zostac.

– W Wenecji?

– Tak.

– Gdzie pani pracowala? – spytal, choc wiedzial, ze mozna znalezc te informacje w aktach Ufficio Stranieri.

– Poczatkowo w barze, potem w biurze podrozy. Znam kilka jezykow, wiec nie mialam trudnosci ze znalezieniem pracy.

– A teraz to wszystko nalezy do pani? – Wykonal dlonia zamaszysty ruch obejmujacy cale biuro. – Jest pani wlascicielka, prawda?

– Tak.

– Od dawna?

– Od trzech lat. Zajelo mi ponad cztery lata, zanim zebralam odpowiednia sume, zeby wplacic zaliczke poprzednim wlascicielom. Ale teraz biuro jest juz wylacznie moje. To kolejny powod, dlaczego chcialam uniknac klopotow.

– Nawet jesli nie miala pani nic do ukrycia?

– Jesli mam byc szczera, panie komisarzu, w trakcie moich poprzednich kontaktow z policja przekonalam sie, ze to, czy ktos ma cos do ukrycia, czy nie, jest nieistotne. Czasami bywa wrecz odwrotnie. Uznalam, ze poniewaz nic nie wiem o smierci pana Favera i nie dysponuje zadnymi informacjami, ktore moglyby wam pomoc, nie musze dzwonic.

– O czym rozmawialiscie wtedy przy kolacji, podczas ostatniego spotkania?

Pochylila glowe, wracajac pamiecia do tamtego wieczoru.

– O roznych rzeczach. Jak to starzy przyjaciele. O jego pracy. O mojej. O dzieciach.

– O jego zonie?

Sciagnela niechetnie wargi.

– Nie, nie rozmawialismy o jego zonie. Oboje uwazalismy, ze nie byloby to w dobrym guscie.

– Czego jeszcze dotyczyla wasza rozmowa?

– Nie przypominam sobie nic konkretnego. Wspomnial, ze chce kupic nowy samochod i zastanawia sie jaki, ale nie potrafilam mu doradzic.

– Nie prowadzi pani?

– Nie. W Wenecji nie ma takiej potrzeby, prawda? – Usmiechnela sie. – Zupelnie nie znam sie na samochodach. Jak wiekszosc kobiet.

Brunettiego zdziwilo, ze nagle pozuje na slaba, bezbronna istote; nie pasowalo mu to do kobiety, ktora przed chwila rozmawiala z nim jak rowny z rownym.

– Kelner z restauracji, w ktorej jedliscie kolacje, powiedzial, ze signor Favero pokazal pani jakies dokumenty…

– A tak. Wlasnie wtedy wyjelam z torby okulary. Uzywam ich do czytania.

– Co to byly za dokumenty?

Przez moment milczala. Albo usilowala sobie faktycznie przypomniec, albo probowala wymyslic jakies klamstwo.

– Prospekt spolki, w ktora radzil mi zainwestowac. Poniewaz moje biuro przynosi zyski, uwazal, ze powinnam zaczac inwestowac pieniadze. „Niech pracuja dla ciebie”, tak wlasnie powiedzial. Ale nie bylam zainteresowana.

– Pamieta pani, co to za spolka?

– Nie, przykro mi. Nie zwracam uwagi na takie rzeczy.

Brunetti nie wierzyl, ze Regina Ceroni mowi prawde.

– Czy to istotne?

– W bagazniku samochodu Favera znalezlismy wiele papierow – sklamal. – Chcielibysmy wiedziec, czy ktores z nich sa wazne.

Widzial wyraznie, ze korci ja, by spytac, co to za papiery, ale ugryzla sie w jezyk.

– Czy nie zauwazyla pani nic szczegolnego? Nic dziwnego? Moze signor Favero wydal sie pani czyms zaniepokojony? Moze zdenerwowany? – Przemknelo mu przez glowe, iz powinno ja zdziwic, ze dopiero teraz zadaje to pytanie.

– Byl mniej rozmowny niz zwykle, ale to pewnie dlatego, ze mial duzo pracy. Kilka razy powtorzyl, ze jest bardzo zajety.

– Wspomnial, co go tak pochlania?

– Nie.

– Co panstwo robili po kolacji?

– Odwiozl mnie na dworzec i wrocilam do Wenecji.

– Ktorym pociagiem?

– Przyjechalam na miejsce chyba okolo wpol do jedenastej – odparla po krotkim namysle.

– Trevisan jechal tym samym pociagiem, tyle ze innego dnia – powiedzial Brunetti i po wyrazie twarzy pani Ceroni poznal, ze nazwisko adwokata nie jest jej obce.

– To ten prawnik, ktorego zastrzelono w czasie podrozy? – spytala po chwili.

– Tak. Znala go pani?

– Byl klientem naszego biura. Zalatwialismy bilety i rezerwacje dla niego i jego pracownikow.

– Dziwne, nie sadzi pani?

– Co?

– Ze dwoch ludzi, ktorych pani znala, rozstalo sie z zyciem tego samego tygodnia.

Вы читаете Smierc I Sad
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату