Kobieta, w ciemnej spodnicy i swetrze, wygladala na trzydziesci kilka, moze czterdziesci lat. Twarz miala nieumalowana, a wlosy w nieladzie, jakby rozlecial sie jej kok albo jakby ktos sciagnal jej z glowy chustke. Trudno bylo okreslic kolor jej oczu; wydawaly sie ciemne z przerazenia.

Mezczyzni rozmawiali w obcym jezyku, ktorego Brunetti nie rozumial. Nagle jeden ze starszych cos powiedzial i trzej najmlodsi parskneli smiechem, kobieta zas popatrzyla na niego zszokowana, jakby nie wierzyla – albo nie chciala uwierzyc – w jego slowa. Odruchowo skrzyzowala rece na piersiach i opuscila glowe.

Przez dluzsza chwile nikt sie nie odzywal, nie ruszal, po czym nagle rozlegl sie glos, choc zadna z osob widocznych na ekranie nie otworzyla ust. Brunetti domyslil sie, ze to glos operatora. Prawdopodobnie wydal jakies polecenie albo wypowiedzial slowa zachety. Kobieta uniosla gwaltownie glowe i spojrzala w strone kamery, nie w sam obiektyw, tylko bardziej w lewo, na osobe mowiacego. Ten powtorzyl polecenie, tym razem ostrzejszym tonem, i mezczyzni wzieli sie do dziela.

Dwoch mlodych podeszlo do kobiety i zlapalo ja za rece. Trzydziestolatek stanal przed nia i cos powiedzial. Kiedy potrzasnela glowa, uderzyl ja w twarz, nie otwarta dlonia, lecz piescia. Nastepnie wyjal noz i rozcial kobiecie sweter od gory do dolu. Zaczela krzyczec. Uderzyl ja po raz drugi i sciagnal z niej sweter, obnazajac ja do pasa. Kiedy znow usilowala krzyknac, oderwal od swetra rekaw i wepchnal jej do ust.

Powiedzial cos do trzymajacych ja mezczyzn; ci polozyli ja na stole. Na jego kolejny rozkaz dwaj starsi mezczyzni chwycili nogi kobiety i przycisneli do stolu. Wowczas trzydziestolatek rozcial jej nozem spodnice na calej dlugosci. Nastepnie rozchylil poly takim gestem, jakby otwieral ksiazke.

Ponownie rozlegl sie glos operatora i mezczyzna z nozem przeszedl na druga strone stolu, tak by nie zaslaniac soba widoku. Odlozywszy noz, rozpial spodnie, po czym wdrapal na stol i polozyl na kobiecie. Mezczyzni trzymajacy jej nogi musieli sie troche cofnac, zeby ich nie kopnal, kiedy sie poruszal. Po kilku minutach zsunal sie z kobiety; jego miejsce zajal pierwszy z mlodziencow, potem kolejno pozostali dwaj.

Mezczyzni zachowywali sie halasliwie, pokrzykiwali i smiali sie; operator caly czas ich zachecal. Mimo to slychac bylo placz i jeki kobiety.

Jeden ze starszych mezczyzn potrzasnal glowa, kiedy nadeszla jego kolej, ale gdy koledzy zaczeli pohukiwac drwiaco, tez wgramolil sie na stol. Ostatni, najstarszy ze wszystkich, byl taki chetny, ze zepchnal z kobiety poprzednika, byleby sie szybciej do niej dobrac.

Dopiero kiedy cala szostka skonczyla, operator zrobil zblizenie. Kamera przesuwala sie jakby pieszczotliwie po ciele kobiety, przystajac wszedzie tam, gdzie widac bylo krew. Potem zatrzymala sie na jej twarzy. Kobieta miala zamkniete oczy, ale na dzwiek glosu operatora, uniosla powieki. Kamera znajdowala sie zaledwie kilkanascie centymetrow od jej twarzy. Kobieta krzyknela i gwaltownie odwrocila glowe; Brunetti slyszal, jak uderza nia o blat, daremnie usilujac uciec przed kamera.

Nastapil powolny odjazd; na ekranie stopniowo ukazywalo sie coraz wiecej ciala. Kiedy kamera wrocila na poprzednie miejsce, operator cos zawolal. Mezczyzna, ktory pierwszy wdrapal sie na kobiete, podniosl noz. Operator zaczal ponaglac. Mezczyzna – z taka obojetnoscia, jakby kroil kurczaka na kolacje – przejechal ostrzem po gardle kobiety. Krew trysnela na jego dlon i ramie; najwyrazniej nie spodziewal sie tego, bo odskoczyl od stolu. Na widok jego zdziwionej miny pozostali gruchneli smiechem. Wciaz ryczeli, kiedy operator wykonal kolejne zblizenie. Tym razem nie musial szukac krwawych plam; cialo kobiety bylo nimi wszedzie poznaczone. Po chwili ekran sciemnial.

Tasma dalej sie przesuwala; cisze zaklocal jedynie szmer obracajacych sie szpul oraz cichy charkot. Brunetti wsluchiwal sie w niego zdezorientowany; dopiero po chwili zdal sobie sprawe, ze ten dziwny dzwiek wydobywa sie z jego wlasnego gardla. Komisarz umilkl. Chcial wstac, ale nie byl w stanie, bo dlonie mial tak mocno zacisniete na brzegu krzesla. Z najwyzszym trudem zmusil sie, zeby rozluznic palce. Wreszcie mu sie udalo – oderwal rece od krzesla i podniosl sie.

Domyslal sie, ze jezyk, ktorym poslugiwali sie mezczyzni, to serbsko-chorwacki. Kilka miesiecy temu widzial w „Corriere della Sera” krotki artykul o tego rodzaju filmach kreconych w smiertelnych pulapkach, jakimi staly sie bosniackie miasta, a nastepnie wywozonych za granice, gdzie je powielano i sprzedawano. Nie dal wtedy wiary temu, co przeczytal; mimo iz ciagle stykal sie ze zbrodnia, nie mogl, a raczej nie chcial przyjac do wiadomosci, ze ludzie zdolni sa do takich okropienstw. Teraz jednak, niczym swiety Tomasz, wlozyl reke do otwartej rany i nie mial wyjscia; po prostu musial uwierzyc.

Wylaczyl telewizor i magnetowid, po czym ruszyl korytarzem do pokoju corki. Drzwi byly otwarte, wiec wszedl bez pukania. Chiara lezala na lozku, wsparta o poduszki, jedna reka obejmujac siedzaca obok Paole, druga tulac do siebie zniszczonego pluszowego psa o dlugich, wyswiechtanych uszach, ktory byl jej ulubiona zabawka, odkad dostala go na szoste urodziny.

– Ciao, Papa – rzekla, spogladajac na ojca. Nie usmiechnela sie.

– Ciao, angelo. – Stanal przy jej lozku. – Nawet nie wiesz, jak bardzo zaluje, ze to widzialas. – Chcial powiedziec cos wiecej, ale najzwyczajniej w swiecie zabraklo mu slow.

Chiara spojrzala na ojca, zeby upewnic sie, czy w jego slowach nie ma nagany. Nie bylo. Odczuwal tylko potworne wyrzuty sumienia, lecz ona byla zbyt mloda, zeby zdac sobie z tego sprawe.

– Czy naprawde ja zabili? – spytala, odbierajac mu resztki nadziei; w skrytosci ducha liczyl na to, ze moze corka uciekla sprzed telewizora, nie obejrzawszy tasmy do konca.

Skinal glowa.

– Tak. Niestety.

– Dlaczego? – Glos miala przepelniony zdumieniem i trwoga.

Zamyslil sie. Pragnal znalezc jakies wzniosle slowa, ktore przekonalyby Chiare o tym, ze choc widziala cos strasznego, to tak naprawde tego typu makabryczne rzeczy zdarzaja sie rzadko, a ludzkosc jest z gruntu dobra i szlachetna.

– Dlaczego, tatusiu? Dlaczego to zrobili?

– Nie wiem – odparl w koncu.

– Naprawde ja zabili?

– Nie mowmy juz o tym. – Paola przygarnela corke do siebie i schylila sie, zeby pocalowac ja w glowe.

Ale Chiara nie dala za wygrana.

– Naprawde, tatusiu?

– Tak.

– Ta kobieta naprawde umarla?

– Naprawde – potwierdzil, choc Paola poslala mu blagalne spojrzenie, zeby milczal.

Dziewczyna polozyla sobie na kolanach pluszowego psa i wbila w niego wzrok.

– Kto ci dal te kasete, Chiaro? – spytal Brunetti.

Pociagnela delikatnie psa za naddarte ucho.

– Francesca – rzekla po chwili. – Dzis rano, przed lekcjami.

– Co powiedziala?

Chiara obrocila psa, aby siedzial prosto.

– Ze wie, iz o nia wypytuje. Ze pewnie to robie, bo jestes glina. I ze jesli interesuje mnie, dlaczego ktos mogl zabic jej ojca, to powinnam obejrzec kasete. – Caly czas bawila sie pluszowym psiakiem, to go glaskala, to ciagala za uszy, to przechylala z boku na bok.

– Mowila cos jeszcze?

– Nie, to wszystko.

– Nie wiesz, skad miala kasete?

– Nie. Powiedziala jedynie, ze dowiem sie z niej, dlaczego ktos mogl chciec zabic jej ojca. Ale co ojciec Franceski mial wspolnego z ta kaseta?

– Nie wiem.

Paola poderwala sie tak gwaltownie, ze Chiara puscila zabawke; pluszowy piesek upadl na podloge. Matka schylila sie po niego; przez chwile stala, sciskajac psiaka kurczowo w dloni, po czym polozyla go corce na kolanach, pogladzila ja czule po glowie i wyszla z pokoju.

– Kim sa ci mezczyzni, tatusiu?

– Chyba Serbami, ale nie jestem pewien. Moze to stwierdzic ktos, kto zna ich jezyk.

– Co z nimi bedzie? Aresztujesz ich i poslesz do wiezienia?

– Nie wiem, kochanie. Nielatwo bedzie ich znalezc.

Вы читаете Smierc I Sad
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату