– Nie ma za co.

Skarre ruszyl do drzwi, ale po kilku krokach zatrzymal sie ponownie.

– Jeszcze jeden drobiazg… – Z namyslem skubnal warge. – Niezliczone apele o pomoc w prasie i telewizji, prosby o zglaszanie sie wszystkich, ktorzy wieczorem dwudziestego sierpnia widzieli w Elvestad cudzoziemke o egzotycznej urodzie… Do licha, dlaczego pan nie zadzwonil?

Scierka wypadla Einarowi z reki. Przez jego twarz przemknal cien leku.

– Nie wiem – odparl, uciekajac spojrzeniem w bok. Istotnie, Linde nazwano w gazetach „kluczowym swiadkiem'. Oczywiscie anonimowym, ale jednak. Jezdzila rowerem po okolicy tylko po to, by ja widziano. Jedynie Karen znala jej tajemnice. I matka. Bez przerwy zadawala pytania.

– Co wlasciwie widzialas, na litosc boska?

– Prawie nic, choc z czasem moze sobie przypomne.

Zadzwonila do Jacoba, zeby przekazac mu najswiezsze wiadomosci o jasnych wlosach i naklejce na szybie. Wyczula, ze dzieki temu stala sie dla niego jeszcze wazniejsza. Jadac do centrum Elvestad, minela sklep Gunwalda. Przed wejsciem, na zwyklym miejscu, stal stary motorower. Choc nigdy nie robila tu zakupow, pomyslala, ze moglaby wejsc do sklepu i szepnac slowko, ze to ona, Linda Carling, jest kluczowym swiadkiem. Wiadomosc szybko by sie rozeszla, ludzie gapiliby sie na nia, rozmawiali z nia i o niej.

Linda widziala morderce.

W sklepie czuc bylo specyficzna won chleba, kawy i slodkiej czekolady. Skinela glowa wlascicielowi i podeszla prosto do lady z lodami. Nie spieszyla sie. Gunwald mieszkal tuz obok laki. Gdyby wtedy stanal przy oknie, zobaczylby to samo co ona, tyle ze z mniejszej odleglosci. Chyba ze jest krotkowidzem. Nosil okulary z grubymi szklami. W swoim sklepie nie sprzedawal nowych, modnych lodow, tylko tradycyjne, takie jak Pinup i Krone. Linda wziela Pinupa, rozdarla opakowanie, przytrzymala loda ostrymi przednimi zebami, po czym siegnela do kieszeni po pieniadze.

– Wypuscilas sie dzisiaj z domu? – zagadnal Gunwald. – Za kazdym razem kiedy cie widze, jestes wyzsza o cwierc metra. Ale jeszcze cie poznaje, bo chodzisz jak twoja matka.

Linda nie znosila takich porownan, lecz usmiechnela sie tylko i polozyla pieniadze na ladzie. Obok kasy lezala gazeta; Gunwald czytal o morderstwie. WYJATKOWO OKRUTNA ZBRODNIA – glosil naglowek.

– Nie moge tego pojac – westchnal Gundwald, wskazujac na gazete. – Cos takiego. Tutaj. W Elvestad. Niewiarygodne.

Czekoladowa polewa zaczela topic sie Lindzie w ustach.

– I pomyslec, ze morderca caly czas jest na wolnosci i czyta o sobie w gazetach! – dodal sklepikarz.

Zeby Lindy przebily warstwe coraz bardziej miekkiej polewy.

– Jesli tak, to czeka go niespodzianka – rzucila od niechcenia.

Gunwald zsunal okulary na czubek nosa.

– To znaczy?

– Dzisiaj sie dowie, ze ktos go widzial, i to niemal w chwili morderstwa.

Wybaluszyl oczy.

– Naprawde? – Zerknal na gazete. – Ale tutaj nic o tym nie ma!

– Oczywiscie ze jest. Tutaj, na dole. – Pochylila sie nad lada i wskazala palcem. – „Na policje zglosil sie kluczowy swiadek, ktory w krytycznym momencie przejezdzal rowerem obok laki i widzial tam kobiete i mezczyzne. Swiadek zapamietal takze zaparkowany na poboczu czerwony samochod'.

– Dobry Boze! – wykrzyknal Gunwald. – Czy to mozliwe, zeby ten swiadek byl kims stad?

– To nawet pewne.

– W takim razie maja juz pewnie rysopis sprawcy i szybko go zlapia. Zawsze powtarzam, ze koniec koncow, niewielu udaje sie wymknac!

Ponownie pograzyl sie w lekturze gazety. Linda zajela sie lodem.

– Na pewno cos widziala – odezwala sie po jakims czasie. – Poza tym policja nie informuje od razu o wszystkim. Byc moze widziala znacznie wiecej, niz tu napisali. Musza przeciez jakos chronic takich waznych swiadkow.

Wyobrazila sobie Jacoba w jej salonie, odpowiedzialnego za jej bezpieczenstwo, i dreszcz rozkoszy przebiegl jej po plecach. Gunwald oderwal wzrok od gazety.

– Ona? Wiec to jest kobieta?

– A nie napisali tak wlasnie?

– Nie. Pisza tylko o „swiadku'.

– Och, widocznie widzialam to w innej gazecie…

– Wkrotce i tak wszystko sie wyjasni. – Gunwald spojrzal na Linde i jej na pol zjedzonego loda. – Nie wiedzialem, ze mlode kobiety jedza lody – rozesmial sie. – Myslalem, ze boja sie przytyc.

– Nie ja – odparla Linda. – Nie mam problemow z waga.

Wyszla ze sklepu, dokonczyla loda i wsiadla na rower. Moze w kawiarni bedzie ktos znajomy. Przed budynkiem staly dwa samochody: kombi Einara i czerwony woz Gorana. Zsiadla z roweru i przyjrzala sie uwaznie samochodowi Gorana; nie byl szczegolnie duzy, ale nie byl tez maly. Swiezo umyty, z blyszczacym lakierem. I czerwony jak woz strazacki. Podeszla, zeby sie lepiej przyjrzec. Na szybie lewych przednich drzwi znajdowala sie okragla naklejka z napisem ADONIS. Przyszlo jej do glowy, ze warto by spojrzec na samochod z wiekszej odleglosci i pod takim samym katem, pod jakim zblizala sie do tamtego samochodu w Hvitemoen. Przeszla przez ulice na stacje benzynowa, stanela i popatrzyla uwaznie. To mogl byc ten samochod, ale teraz wszystkie samochody sa do siebie podobne. Jej matka czesto powtarzala, ze prawie niczym sie juz nie roznia. Podeszla blizej. Goran jezdzil golfem, wiedziala to na pewno. Wielu kierowcow nalepialo rozmaite naklejki – na przyklad jej matka nalepila na tylnej szybie zolta plakietke lotniczego pogotowia ratunkowego. Weszla do kawiarni, w ktorej zgromadzil sie juz spory tlumek: Goran, Mode, Nudel i Frank. Frank byl bardziej znany pod zartobliwym przezwiskiem Maruda, poniewaz jego matka przez cala ciaze jeczala i narzekala przerazona perspektywa porodu. Lekarz uprzedzil ja, ze dziecko jest wyjatkowo duze, i rzeczywiscie: Frank wazyl ponad szesc kilogramow. Mezczyzni skineli glowami na przywitanie. Einar, jak zwykle, milczal. Kupila cole, po czym wrzucila do szafy jednokoronowke. Szafa przyjmowala tylko stare monety. Bralo je sie ze stojacej obok miseczki, a kiedy sie konczyly, Einar wyjmowal kasetke z szafy i przesypywal bilon z powrotem do miseczki. Monet zawsze bylo tyle samo. Prawdziwy cud, pomyslala Linda. Po krotkim wahaniu wybrala Eloise. Goran wstal od stolika i podszedl do niej z nieprzyjemna mina. Dostrzegla wyrazne zadrapania na jego twarzy. Odwrocila wzrok.

– Czemu gapilas sie na moj samochod?

Az podskoczyla. Zupelnie nie brala pod uwage tego, ze ktos moze ja zauwazyc.

– Ja? – wykrztusila przestraszona. – Na nic sie nie gapilam!

Goran przygladal sie jej uwaznie. Takze na rekach mial wyrazne czerwone slady. Po chwili wrocil do stolika, ona zas zostala przy szafie i sluchala muzyki, usilujac zebrac mysli. Pobil sie z kims? Raczej nie byl agresywny. Pogodny, gadatliwy, bardzo pewny siebie chlopak. Byc moze poklocil sie z Ulla. Kiedy sie wsciekala, byla podobno gorsza od diabla tasmanskiego. Linda nie miala pojecia, co to jest diabel tasmanski, ale najprawdopodobniej bylo to cos z pazurami. Goran i Ulla chodzili ze soba juz od roku; zdaniem Karen, wlasnie wtedy zaczyna dochodzic do klotni. Linda wzruszyla ramionami i usiadla przy oknie. Wszyscy jak na komende odwrocili wzrok. Zaskoczona, pila cole i patrzyla przez okno. Czy powinna zadzwonic do Jacoba i opowiedziec mu o tym zdarzeniu? Miala przeciez zatelefonowac, gdyby jej sie cos przypomnialo. Samochod Gorana byl bardzo podobny do tego, ktory widziala na lace.

– Dobry wieczor, tu Linda.

– Witaj, Lindo. Masz mi cos nowego do powiedzenia?

– Nie wiem, czy to wazne, lecz chodzi o samochod. Mozliwe, ze to byl golf.

– A co, widzialas podobny?

– Tak jest.

– W Elvestad?

– Tak, ale to na pewno nie byl ten, bo znam wlasciciela. Po prostu jest podobny, i tyle.

Zatopiona w marzeniach, rownoczesnie zastanawiala sie intensywnie. Ile czerwonych samochodow jest w Elvestad? Gunder Jomann mial czerwone volvo. Kto jeszcze? Doktor. Mial czerwone kombi, podobne do samochodu Einara. Saczyla cole, spogladajac w okno. Od sasiedniego stolika docieral do niej gwar rozmowy.

Вы читаете Utracona
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату