– Nie wiem, czy dam rade…
– Mozna do tego podejsc inaczej: nawet jesli nie wierzy pan, zeby jej to pomagalo, to przeciez wciaz ma pan siostre. Prosze z nia rozmawiac.
– Ale ona niczego nie slyszy!
– Jest pan tego pewien? – Sejer poklepal go po ramieniu. – Wiem, ze ma pan mnostwo spraw na glowie. Gdyby chcial pan o cos zapytac, prosze smialo dzwonic. Na wizytowce sa numery do domu i do pracy.
– Dziekuje.
Sejer podszedl do drzwi. Gunder chrzaknal.
– Chcialbym cos panu powiedziec…
– Tak?
– Mam zdjecie Poony. Nie pokazalem go wam.
– Pozyczy mi je pan?
– Pod warunkiem ze dostane je z powrotem.
Telefony umilkly, zainteresowanie prasy zmalalo, zabojstwo Poony zniknelo z pierwszych stron gazet. Choc Gunder zazadal, by jego nazwisko nie pojawialo sie w zadnych informacjach, to i tak wszyscy juz wiedzieli. Spodziewal sie tego.
Sejer mial wreszcie troche czasu na zastanowienie. Czym byl ten bialy proszek? Myslal o tym, stojac przed scienna mapa przedstawiajaca Elvestad i najblizsza okolice. Stacja benzynowa Shella, kawiarnia „U Einara', sklep Gunwalda, droga do Hvitemoen, laka i jezioro Norevann. Miejsce, w ktorym znaleziono cialo, oznaczono krzyzykiem. Czerwony samochod zaparkowany na poboczu, Linda Carling na rowerze. Wszystko na swoim miejscu. Sprawca nadjechal od strony wioski, poniewaz samochod stal przodem w kierunku Randskog. Chociaz niekoniecznie. Mogl nadjechac z przeciwnej strony. Zauwazyl ja, minal, a potem zawrocil. Jechal sam, dzialal pod wplywem impulsu. Mial cos ciezkiego w samochodzie. Poona wazyla czterdziesci piec kilogramow; sprawca mogl byc nawet dwukrotnie ciezszy. Co widzialas, Lindo? Znasz wiekszosc mieszkancow Elvestad. Rozpoznalas go? Wiesz cos, o czym boisz sie powiedziec?
Zaczal robic notatki. Wysiada z samolotu. Przechodzi przez odprawe. Wsiada do samochodu Koldinga. Jest „U Einara'. Wychodzi sama na szose.
„Nie widzialem, jak wychodzila. Uslyszalem tylko trzasniecie drzwi'.
Czy Einar mowil prawde? Dlaczego wyszla z lokalu i powedrowala samotnie szosa, dzwigajac do tego ciezka walizke? Poniewaz byla przygnebiona? Idac, zblizamy sie do rozwiazania. Norweski krajobraz ze zlocacymi sie polami wzbudzil w niej ufnosc. Przybyla z wielkiego miasta zamieszkanego przez dwanascie milionow ludzi, tak zatloczonego, ze z trudem dalo sie tam poruszac. Ciemnoskora kobieta niczym egzotyczny kwiat wsrod roz i mleczy.
Wrocil do swojego gabinetu, wyjal z szuflady akta sprawy i uwaznie przejrzal ich zawartosc. Raporty jego i Skarrego, zeznania swiadkow. Zadzwonil telefon. To byl Snorasson.
– Obys mial dobre wiesci – powiedzial Sejer.
– Ten bialy proszek to magnezja.
– Nie jestem dobry z chemii. Do czego sie jej uzywa?
– Do wielu rzeczy, lecz nie mamy mozliwosci stwierdzic, do czego uzywano akurat tego proszku. Mam kilka koncepcji, ale trzeba bedzie zaczac o to rozpytywac. Magnezje stosuje sie miedzy innymi w medycynie, choc w nieco odmiennej postaci.
– Daj mi znac, jak tylko czegos sie dowiesz. I nie pozwol, by ta wiadomosc przedostala sie do prasy.
– Jasne.
Sejer odlozyl sluchawke i zamknal teczke. Magnezja… Kto ma z tym kontakt? Ktos, kto na co dzien styka sie z roznymi substancjami chemicznymi. Czy to pomoze nam ustalic jego zawod? Kolding kupil akumulator na stacji benzynowej naprzeciwko kawiarni, doslownie kilkanascie metrow od miejsca, w ktorym akurat wtedy byla Poona. Inspektor wyszedl z komendy, wsiadl do samochodu i pojechal do Elvestad. Na stacji przy kasie siedzial Mode Brathen. Przygladal sie Sejerowi z zaciekawieniem. Wydawal sie zachwycony sytuacja. Ten siwowlosy tyczkowaty czlowiek przyszedl zadawac kolejne pytania. Wiekszosc osob odruchowo przed nim uciekala. Mode oparl sie wygodnie o lade i uwaznie przygladal sie inspektorowi.
– Mnie przy tym nie bylo – oswiadczyl z usmiechem. – Powiedzialem juz tamtemu gosciowi, ktory nas wypytywal, ze mialem wolny wieczor. Poszedlem na kregle. Na stacji byla Torill. Mieszka pare krokow stad. Moge zadzwonic i poprosic, zeby przyszla.
Sejer obserwowal go uwaznie.
– To sie nazywa obsluga.
– No pewnie! – Mode rozpromienil sie. – W koncu to stacja Shella!
Dwie minuty pozniej pojawila sie mloda kobieta.
– Cicho tu i spokojnie, szczegolnie wieczorami, dlatego dobrze go zapamietalam. Zatankowal olej napedowy i kupil cole.
– Nic wiecej?
– I akumulator. Zerknal tez do gazety, ale jej nie wzial.
– Byl tu wiec przez pare minut?
Skinela glowa.
– Jednak nic nie mowil, tylko chodzil po sklepie.
– Pamieta pani, o ktorej wyszedl?
– Nie… – Zawahala sie. – Moglo byc okolo wpol do dziewiatej.
– Widziala pani, jak odjezdza?
– Tak. Chyba zlapal kurs, bo swiatelko na dachu bylo wylaczone.
– Kurs? Tutaj? Pojechal do miasta.
– Nie, na Randskog.
Sejer zmarszczyl brwi.
– Inaczej mowiac, w kierunku Hvitemoen?
– Tak.
Spojrzal na nia powaznie.
– Jest pani zupelnie pewna, ze skrecil w lewo, a nie w prawo, do miasta?
– Oczywiscie. – Patrzyla mu prosto w oczy. – Widzialam, jak wlaczyl kierunkowskaz. Jestem pewna na sto procent.
A niech mnie licho, pomyslal Sejer. Wyszedl przed stacje i stanal wpatrzony w budynek kawiarni. Moze Kolding chodzil po sklepie, czekajac na Poone. Moze nie dawaly mu spokoju mysli o samotnej, bezbronnej kobiecie z Indii. Moze rzeczywiscie wyszla z kawiarni i poszla przed siebie, taszczac ciezka walizke, a Kolding pojechal za nia i zabral ja z drogi. W bagazniku mial juz wtedy akumulator. A jesli Torill cos sie pomylilo? Slowo przeciwko slowu. Zawsze jest ich tak wiele… A przeciez nie miala nic do ukrycia. Na tylnej kanapie samochodu Koldinga siedziala Poona. Obserwowal ja w lusterku. Byl mlody, uwiklany w malzenstwo, obarczony rozwrzeszczanym niemowleciem. Wyczerpany, byc moze rozchwiany emocjonalnie. Mimo licznych apeli nie zglosil sie na policje.
Sejer pojechal do domu. Przez glowe przewijaly mu sie kolejne obrazy. Przekrwione oczy Koldinga. Nerwowe palce bawiace sie przenosna kasa fiskalna. Szerokie ramiona. Z drugiej strony, nie musiales byc Herkulesem, majac pod reka akumulator… Linda przytaszczyla z piwnicy sterte starych gazet, usiadla przy kuchennym stole i zaczela je powoli przegladac. Informacji o morderstwie w Hvitemoen bylo bardzo duzo. Starannie wycinala wszystkie wzmianki. Tekstom towarzyszyly fotografie; wiele z nich przedstawialo funkcjonariuszy policji, ale na zadnym nie bylo Jacoba. Twarz mezczyzny juz zaczynala zacierac sie jej w pamieci. Na szczescie, wciaz dobrze pamietala jego glos i oczy.
Ta sprawa z samochodem… Za kazdym razem kiedy o niej myslala, czula lek. Nie powiedziala Jacobowi. Mogl to byc tylko przypadek, ale rownie dobrze moglo to byc cos waznego. A gdyby po prostu zadzwonila i powiedziala: „To chyba byl golf'. Tylko tyle, nic wiecej. Dzieki temu wyeliminowaliby czesc podejrzanych. To na pewno nie bylo ani volvo, ani mercedes. Nozyczki ciely bezustannie, na stole pietrzyl sie juz stos artykulow i fotografii. Uporawszy sie z wycinaniem, ulozyla je chronologicznie i wlozyla do plastikowej teczki. Korcilo ja, zeby podkreslic niektore zdania: „Swiadek przejezdzajacy szosa na rowerze twierdzi, ze na miejscu zbrodni widzial dwoje ludzi.