– Nic o tym nie wiem – odparl oschle. – Powiedzialem wam prawde. Tak to wszystko wygladalo. Teraz wiem, ze postapilem niewlasciwie, ale nie chcialem byc w to zamieszany.
– Teraz juz za pozno – powiedzial Sejer. – Jestes zamieszany, i
– Nie, do cholery!
– Do cholery tak, Sunde! Ty zaczekasz tutaj.
– Do jutra?
– Tak dlugo, jak dlugo bedzie trzeba.
– Mam dzieci, i w ogole…
– Bedziesz wiec musial opowiedziec im to samo co nam tutaj, tyle ze one ci wybacza, w przeciwienstwie do mnie.
Wstal i wyszedl. Einar siedzial bez ruchu, w szoku. Dobry Boze, pomyslal. Co ja zrobilem?
W domu Einara Sunde zjawilo sie czterech funkcjonariuszy. Skarre skierowal sie prosto do sypialni. W duzej szafie znalazl posciel i reczniki. Na pierwszy rzut oka bylo widac, ze sporo zabrano, poniewaz szafa byla w polowie pusta. Po krotkich poszukiwaniach znalazl to, czego szukal: zielona poszwe w lilie wodne Moneta. Moze wiec Goran mowil prawde, moze rzeczywiscie spedzil tu wieczor dwudziestego sierpnia? Albo zapamietal te posciel z jednej z wczesniejszych wizyt, wiec trudno uznac to za alibi… Niemniej sprawa byla niepokojaca. Samochod Einara zabrano na lawecie do policyjnego garazu i poddano go drobiazgowym ogledzinom, ktore jednak nie daly zadnych rezultatow. Jak to mozliwe, zeby wyksztalcony, chodzacy, mowiacy czlowiek byl tak nieprawdopodobnie glupi? Skarre myslal o pieknym szlafroczku, bieliznie i kosmetyczce, ktore Poona kupila z mysla o Gunderze. Sunde wszystko to wrzucil do jeziora. Co z niego za czlowiek?
– Najgorsze jest to, ze mu wierze – powiedzial pozniej Sejer w gabinecie.
Skarre otworzyl okno, zapalil papierosa i usiadl na parapecie.
– Wypuscisz go?
– Tak.
– Wiec sprawca jest Goran?
– Prawie na pewno. Ma silny instynkt przetrwania. Pomaga mu w tym jego tezyzna fizyczna.
– Jesli o mnie chodzi, to nie ufam Lillian Sunde.
Skarre opowiedzial przelozonemu o poscieli, ktora znalazl w szafie.
– W porzadku, wiec Lillian ma taka posciel. Byl tam kiedys i ja zapamietal. Nie watpie, ze sie spotykaja. Swiadcza o tym chociazby plotki. Lecz akurat tamtego wieczoru nie bylo go tam. Zaraz po tym jak Ulla z nim zrywa, wychodzi wsciekly i dzwoni do Lillian, ale ona tez daje mu kosza. W samochodzie ma ciezarki. Widzi Poone idaca samotnie szosa, zatrzymuje sie i zagaduje. Moze nawet proponuje, ze zawiezie ja do Jomanna. W samochodzie zaczyna dobierac sie do niej, a kiedy ona panikuje, ogarnia go slepa wscieklosc. Nie widzial walizki, teraz juz wiemy dlaczego: caly czas stala w kawiarni. Potem zabija Poone, ucieka z miejsca zbrodni, przebiera sie z powrotem w stroj, ktory mial na silowni. Do domu wraca okolo dwudziestej trzeciej i mowi matce, ze razem z Ulla opiekowal sie dzieckiem jej siostry. Wiemy juz, ze to nieprawda. Ciezar i ksztalt hantli odpowiadaja obrazeniom, jakich doznala Poona. Bialy proszek rowniez pochodzi z silowni, tam uzywa sie magnezji. Pojecie „milosc' jest Goranowi calkowicie obce: albo ma kobiete, albo jej nie ma. Nie potrafi mowic o uczuciach. Ma obsesje na punkcie seksu i imponowania kobietom. Pozornie nie odbiega zachowaniem od ludzi, z ktorymi na co dzien przebywa, choc to tylko maska, pod ktora kryje sie czlowiek nastawiony niechetnie do swiata, dlugo chowajacy urazy.
– Mowiac krotko, jest psychopata.
– Ty to powiedziales, nie ja. Szczerze mowiac, nigdy nie zdolalem do konca zrozumiec, na czym to polega.
– Bedzie wiec pan dreczyl go tak dlugo, az przyzna sie do winy?
– Zrobie wszystko co w mojej mocy, zeby zrozumial, ze tylko to mu pozostaje.
– A jesli sie nie uda? Czy mamy wystarczajace dowody, zeby postawic go przed sadem?
– Chyba nie. I to nie daje mi spokoju.
– Czy to mozliwe, aby tak straszliwie kogos zmasakrowac, nie pozostawiajac zadnych sladow?
– Zdarza sie.
– Poona tez nie zostawila zadnych sladow w jego samochodzie. Ani jednego wlosa, ani jednego wlokienka z materialu. Czy to nie dziwne?
– Jej ubranie bylo z jedwabiu, ktory nie zostawia wszedzie mikrowlokien, jak na przyklad welna. A wlosy miala splecione w warkocz.
– Co zrobil z ciezarkami?
– Tego nie wiem. Na tych, ktore ma w domu, niczego nie znalezlismy, ale przeciez ma wiele zestawow. Tamtych mogl sie prostu pozbyc. Musze pilnie porozmawiac z kilkoma osobami. Znajdz je i przywiez tu najszybciej jak to mozliwe. Ulle Mork, Linde Carling, Ole Gunwalda, Andersa Koldinga, Kalle Moe i Lillian Sunde. – Cos jeszcze? Sara dzwonila?
– Tak. Kollberg wciaz sie nie porusza.
Kiedy wszedl do salonu, pies spojrzal na niego zalosnie i bez przekonania sprobowal wstac, ale szybko zrezygnowal. Sejer stal i patrzyl bezsilnie na zwierze. Z kuchni wyszla Sara.
– Wydaje mi sie, ze powinnismy troche go zmobilizowac. Dopoki podsuwamy mu jedzenie pod nos, na pewno sie nie ruszy.
Wspolnymi silami sprobowali postawic psa na lapy. Sara ciagnela go z przodu, a Sejer podpieral z tylu. Kollberg chwial sie i slanial, ale oni trzymali go mocno. Nagle zaskamlal i runal jak dlugi. Dzwigneli go ponownie, lecz skonczylo sie to tak samo. Widac bylo, ze chce, by zostawili go w spokoju, ale nie mial na to co liczyc. Sara podsunela mu stary chodnik, zeby mniej sie slizgal, i to pomoglo.
– Jest w stanie utrzymac przynajmniej czesc ciezaru ciala – zauwazyl Sejer z nadzieja.
Sara otarla pot z czola i odgarnela wlosy, ktore bez przerwy wpadaly jej do oczu.
– Rusz sie, ty tlusty, leniwy psie! – zawolala.
Oboje wybuchneli smiechem, a wtedy Kollberg, wyczuwajac ich dobry nastroj, zebral wszystkie sily i przez kilka sekund stal bez ich pomocy. Potem co prawda osunal sie na podloge, ale poszczekujac radosnie.
– Nareszcie, do cholery! – wykrzyknela Sara. Sejer wytrzeszczyl na nia oczy. – Da rade! Musimy tylko zmuszac go do codziennych cwiczen. Nie poddamy sie!
– Przyniose kielbase!
Sejer pobiegl do lodowki, Kollberg zas przeczolgal sie nieco. Po chwili Sejer wrocil ze szklanka whisky w jednej rece i kawalkiem kielbasy w drugiej, stanal nad psem i usmiechnal sie szeroko. Sara smiala sie jak szalona.
– Co sie stalo? – zapytal.
– Wygladasz jak duzy dzieciak! I masz obie rece zajete, wiec moge z toba zrobic, co zechce!
Ocalil go sygnal telefonu. Rzucil Kollbergowi kielbase i podniosl sluchawke.
– Zawiadomilem wszystkich – zameldowal Skarre. – Beda jutro rano. Wszyscy z wyjatkiem Andersa Koldinga.
– Dlaczego?
– Uciekl od zony i wszystkiego. Zdaje sie, ze do Szwecji, bo tam ma siostre. Co mu sie stalo?
– Dziecko ma bezustannie kolke. Nie wytrzymal tego.
– Co za mieczak! Mamy go sobie odpuscic?
– Pod zadnym pozorem. Zgarnij go.
Odlozyl sluchawke i jednym lykiem oproznil szklaneczke.
– Dobry Boze! – wykrzyknela Sara. – To najbardziej wyuzdany czyn, na jaki kiedykolwiek sie zdobyles!
Sejer spiekl raka.
– Czy moge liczyc na cos wiecej? – zapytala, usmiechajac sie kuszaco.
– Niby dlaczego mialbym robic cos nieprzyzwoitego? – zapytal, odwracajac wzrok.
– Bo to moze byc bardzo przyjemne. – Przysunela sie blizej. – Nie masz pojecia, co to znaczy byc