Rozdzial 24
Sejer stal w holu i nasluchiwal. Pies wyszedl chwiejnym krokiem z pokoju.
– Jak sie masz, staruszku?
Przykucnal i podrapal Kollberga za uchem. Pies troche przybral na wadze, siersc odzyskala juz czesc dawnego blasku.
– Chodz, przynioslem ci hamburgery, jednak trzeba je najpierw podsmazyc.
Pies siedzial cierpliwie przy kuchence, podczas gdy Sejer wyjmowal patelnie i maslo.
– Jakie przyprawy? – zapytal uprzejmie. – Sol i pieprz?
– Hau! – szczeknal Kollberg.
– Dostaniesz piwo, bo jest bardzo pozywne. Ale tylko jedno, pamietaj!
Pies poruszyl obwislymi uszami na znak zgody. Kiedy kuchnie wypelnil smakowity zapach smazonego miesa, zaczal sie slinic.
– To dziwne – powiedzial Sejer, patrzac na psa. – Dawniej w takiej chwili odchodziles od zmyslow, skakales, szczekales i w ogole robiles straszne zamieszanie. Teraz po prostu sobie siedzisz. Czy bedziesz jeszcze taki jak kiedys? – zastanawial sie, odwracajac hamburgery. – Niewazne. Biore cie takiego, jaki jestes.
Nieco pozniej zjawil sie Jacob z butelka. Bardzo dlugo wital sie z Kollbergiem, podczas gdy Sejer szykowal szklaneczki oraz butelke Famous Grouse. Usiedli przy oknie i patrzyli na miasto szykujace sie powoli do nadejscia nocy. Pies, pokrzepiony jedzeniem i piwem, ulozyl sie u stop pana. Za oknami slychac bylo cichy szelest.
– Sara nie przyjdzie? – zapytal Skarre.
– Nie. A powinna?
Sejer pociagnal lyk whisky.
– Pojechala do ojca. Nie czuje sie najlepiej.
– Zapomnialem, co mu dolega…
– Stwardnienie rozsiane – odparl Sejer. – Stosuja nowa terapie kortyzonem. Ciezko to znosi. Trudno z nim wytrzymac.
– Wiem cos na ten temat, chociaz mojemu ojcu nikt nie daje kortyzonu.
Sejer spojrzal uwaznie na mlodszego kolege. Skarre wstal i podszedl do stojaka z plytami. Plyt byly setki, roznych wykonawcow, lecz wylacznie kobiet.
– Czyzby w twoim mieszkaniu mezczyzni naprawde mieli zakaz spiewania? – zapytal zartobliwie.
– Calkowity.
Skarre wyjal cos z kieszeni.
– Wszystkiego najlepszego.
– Skad wiedziales? – zapytal Sejer, ogladajac plyte.
– Dzisiaj konczysz piecdziesiat jeden lat.
Sejer podziekowal za prezent.
– Podoba sie?
– Judy Garland? Oczywiscie!
– Skoro mowa o prezentach… Dostalem kolejny. Tez bez znaczka. Ktos znowu byl w moim domu.
Pokazal Sejerowi zolta koperte spieta spinaczem do papieru. Otworzyl ja i wysypal jej zawartosc na stol.
– Co to jest? – spytal Sejer.
– Guziki. Dwa zlociste guziki w ksztalcie serduszek, zwiazane razem nitka.
Sejer przyjrzal im sie w swietle lampy.
– Ladne, od eleganckiego stroju. Chyba od damskiej bluzki.
– Malo mnie to obchodzi. Zdaje sobie sprawe, ze maja cos znaczyc, ale nie mam pojecia co takiego.
– To propozycja – stwierdzil Sejer. – Zaloze sie, ze Linda ci je przyslala. – Usmiechnal sie. – Nie przejmuj sie za bardzo. Ludzie, ktorzy przysylaja albo przynosza rozne rzeczy, zwykle sa niezdolni do dzialania.
Jego opanowanie podzialalo uspokajajaco na Skarrego.
– Wyrzucic je? – zapytal, unoszac szklaneczke do ust.
– Takie ladne guziki? Chyba nie mowisz powaznie?
– Wyrzuc je do kosza. Nie chce ich.
Sejer poszedl do kuchni i trzasnal drzwiczkami szafki, a guziki schowal do kieszeni.
– Zalatwione – oznajmil po powrocie.
– Wciaz nie moge zrozumiec, dlaczego Goran odwolal zeznania – powiedzial Skarre.
– Walczy o swoje zycie i ma do tego pelne prawo. Minie sporo czasu, zanim uda sie zamknac te sprawe.
– Czy Jomann wie o tym?
– Tak. Prawie nic nie powiedzial. Nie jest msciwy.
Skarre usmiechnal sie.
– To dziwak. Naiwny jak dziecko.
Sejer spiorunowal go wzrokiem.
– Nigdy nie myl elokwencji z inteligencja.
– Myslalem, ze jest jakis zwiazek… – mruknal Skarre.
– Nie w tym przypadku.
Przez jakis czas pili w milczeniu. Skarre wyjal torebke z Zelkami, wzial zoltego i umoczyl go w czerwonym winie. Sejera az dreszcz przeszedl na ten widok. Whisky zaczynala na niego dzialac, robilo mu sie coraz cieplej. Zelek Skarrego zmienil kolor na pomaranczowy.
– Widzisz tylko ciemne strony sytuacji – stwierdzil Skarre.
– A sa jakies jasne?
– Jomann zostal wdowcem, co dla kogos takiego jak on wcale nie jest najgorsze. Jest z niej dumny, choc ona juz nie zyje. Ta duma bedzie mu towarzyszyc do konca zycia.
Sejer odebral mu torebke z Zelkami.
– Masz chyba za duzo cukru we krwi.
Znowu zapadla cisza. Na zmiane podnosili szklaneczki do ust.
– O czym myslisz? – zapytal wreszcie Skarre.
– O tym, jak to jest, ze rozne rzeczy dzieja sie zupelnie niezaleznie od siebie, a w rezultacie dochodzi do czegos tak strasznego.
Skarre dolal sobie i sluchal w skupieniu.
– Dlaczego Poona zginela? Bo Goran ja zamordowal, ale rowniez dlatego, ze Marie Jomann byla fatalnym kierowca. Miala wypadek, przez co Jomann nie mogl przyjechac po Poone na lotnisko, a Kalle Moe nie znalazl jej na Gardermoen. Zginela tez dlatego, ze Ulla zerwala z Goranem, a Lillian nie chciala go widziec. Zlozylo sie na to wiele czynnikow.
– Mysle o Andersie Koldingu – powiedzial Skarre.
– Spanikowal i uciekl do siostry, ale nie z powodu morderstwa. Uciekl od wrzeszczacego dzieciaka i malzenstwa, do ktorego przypuszczalnie nie dojrzal.
– Dziewczyna ze stacji benzynowej powiedziala, ze skrecil w lewo.
– Kazdy moze sie pomylic.
– Einar mial walizke.
– Jest najzwyklejszym tchorzem.
Jacob spojrzal szefowi w oczy.
– Nie ufam Lillian Sunde. Mysle, ze klamie.
– Oczywiscie, lecz nie w sprawie tamtego wieczoru.
Skarre pochylil glowe, przez chwile wpatrywal sie w swoje kolana, po czym wreszcie zebral sie na odwage.
– Szczerze mowiac, sam nie wiem, w co wierzyc. Moze jednak jest niewinny? Slyszales o liscie, ktory dostal Holthemann?
– Tak. Ulozony z liter wycietych z gazety. „Zatrzymaliscie niewlasciwego czlowieka'. Podobno dzwonila tez kobieta podajaca sie za jasnowidzke.