oddzielnie.
Cassi uniosla glowe zaszokowana tym, ze odslanial przed matka tak intymne sprawy. – Wiem, ze miedzy mna a Thomasem istnieja problemy, ale nie o to mi chodzi. Obawiam sie, ze Thomas przyjmuje deksedryne i robi to juz od dluzszego czasu. Jesli nawet bierze ja po to, zeby podtrzymac swoje sily i moc wiecej pracowac, w koncu okaze sie to niebezpieczne i dla niego, i dla jego pacjentow.
– Czyzbys oskarzala mojego syna o narkomanie?
– Nie – odparla Cassi, niezdolna do dalszych wyjasnien.
– Mam nadzieje – oswiadczyla Patrycja. – Prawie wszyscy przyjmuja leki od czasu do czasu. W przypadku Thomasa jest to zupelnie zrozumiale. Nawet w nocy jest zrywany z lozka do pacjentow. Prawdziwym problemem sa wasze wzajemne stosunki.
Cassi nie miala sily dluzej sie spierac. Siedziala cicho i zastanawiala sie nad tym, co uslyszala od Patrycji.
– Sadze, ze juz czas, bys poszla. – Patrycja wyciagnela reke i sprzatnela filizanke.
Cassi bez slowa podniosla sie z miejsca i wyszla.
Tymczasem Patrycja wyniosla filizanki do kuchni. Kiedy Thomas planowal to malzenstwo, probowala mu tlumaczyc, ze ten zwiazek okaze sie bledem. Zrobil jednak swoje.
Wrocila do pokoju, siadla przy telefonie i zadzwonila do Thomasa. Zostawila dla niego wiadomosc, ze chce z nim niezwlocznie rozmawiac.
Pacjenci Thomasa byli rozmieszczeni az na trzech pietrach szpitala. Po zakonczeniu konferencji w Grand Rounds Thomas udal sie na obchod, zaczynajac od najwyzszego, osiemnastego pietra. Zwykle w soboty dokonywal obchodu przed konferencja i przed godzinami odwiedzin chorych przez krewnych. Dzisiaj przyszedl do szpitala pozno i w rezultacie stracil duzo czasu na uspokajanie zdenerwowanych czlonkow rodzin. Chodzili za nim krok w krok i wciaz o cos pytali, dopoki im nie przerwal, by przystapic do zbadania nastepnego pacjenta. Po tym znow musial odpowiadac na pytania.
Odetchnal dopiero wtedy, gdy znalazl sie na pietrze intensywnej terapii, dokad odwiedzajacych wpuszczano tylko w wyjatkowych wypadkach. Wchodzac do sali chorych, przypomnial sobie nieprzyjemny incydent z Shermanem. Bez wzgledu na przyczyny, Thomas byl z siebie niezadowolony.
Stan trzech pacjentow, ktorych operowal poprzedniego dnia, byl zadowalajacy. Wszyscy zostali rozintubowani i przyjmowali pokarm doustnie. EKG, cisnienie i pozostale wskazniki byly w normie, ustabilizowane. U Campbella kilkakrotnie wystapil nieregularny rytm serca, ale szybko go opanowano dzieki wykryciu przez bystrego stazyste przyczyny – ostrej rozstrzeni zoladka. Thomas zanotowal nazwisko lekarza – przy najblizszej okazji go pochwali.
Podszedl do lozka Campbella. Chory usmiechnal sie slabo. Chcial cos powiedziec.
Thomas pochylil sie nad nim. – Co pan powiedzial, panie Campbell?
– Chcialbym oddac mocz – rzekl cicho chory.
– Ma pan podlaczony cewnik do pecherza – rzekl Thomas.
– Chce jednak oddac mocz – powtorzyl Campbell.
Thomas poddal sie i polecil pielegniarce, zeby przekonala chorego.
Przed wyjsciem spojrzal jeszcze na nieszczesnika, ktory lezal na lozku obok Campbella. To byla jedna z porazek Ballantine'a. Pacjent nabawil sie zatoru powietrznego mozgu podczas operacji i obecnie skazany byl na wegetacje, a jego zycie zalezalo calkowicie od aparatury. Biorac pod uwage wysokie kwalifikacje tutejszych pielegniarek, mogl w ten sposob zyc jeszcze dlugo.
Thomas poczul nagle ciezar czyjejs dloni na ramieniu. Odwrocil sie i ze zdziwieniem ujrzal George'a Shermana.
– Thomas – zaczal George. – Sadze, ze nie ma w tym nic zlego, ze sie z soba nie zgadzamy – to moze nas tylko sklonic do dokladnej analizy stanowisk. Bylbym jednak bardzo zmartwiony, gdyby mialo to prowadzic do wrogosci miedzy nami.
– Jest mi przykro, ze tak sie zachowalem – odparl Thomas; to, co powiedzial, zabrzmialo niemal jak przeprosiny.
– Ja rowniez troche sie zagalopowalem – przyznal George. Idac za wzrokiem Thomasa, spojrzal na chorego, przy ktorego lozku sie znajdowali. – Biedny Harwick. Mowimy o braku lozek. Tu mamy jeszcze jedno nie wykorzystane nalezycie.
Thomas usmiechnal sie mimo woli.
– Klopot w tym – dodal George – ze Harwick bedzie je jeszcze dlugo zajmowal, chyba ze…
– Ze co? – zapytal Thomas.
– Ze wyciagniemy wtyczke, jak to sie zwykle mowi – rozesmial sie George.
Thomas chcial wyjsc, ale George zatrzymal go delikatnie. Zaczal sie juz zastanawiac, dlaczego ten czlowiek ciagle sie go czepia.
– Powiedz mi – zapytal George – czy znalazlbys w sobie dosc odwagi, zeby pociagnac za wtyczke?
– Musialbym najpierw odbyc rozmowe z Rodney'em Stoddardem – odpowiedzial sarkastycznie Thomas. – A ty, George? Gotow jestes chyba na wiele, zeby zdobyc wiecej lozek.
George rozesmial sie i cofnal powstrzymujace Thomasa ramie. – Wszyscy mamy swoje sekrety. Nigdy nie spodziewalem sie, ze powiesz, iz musialbys porozmawiac z Rodney'em. To bylo dobre.
Jak zwykle George poklepal Thomasa na pozegnanie i odszedl skinawszy glowa pielegniarkom.
Thomas odprowadzil go wzrokiem, a nastepnie raz jeszcze spojrzal na pacjenta zastanawiajac sie nad tym, co mialy oznaczac uwagi George'a. Od czasu do czasu pacjentom odlaczano podtrzymujaca zycie aparature, ale ani lekarze, ani pielegniarki nie przyznawali sie do tego.
– Doktor Kingsley?
Pracownik administracji szpitalnej zawiadamial, ze jest do niego telefon.
Thomas rzucil ostatnie spojrzenie na pacjenta Ballantine'a i przeszedl do pokoju biurowego, zastanawiajac sie po drodze, w jaki sposob mozna by bylo zmusic Ballantine'a do omowienia wlasnych 'trudnych przypadkow'. Thomas byl gleboko przekonany, ze te 'nieoczekiwane' i 'nieuniknione' tragedie nigdy by sie nie zdarzyly, gdyby on przeprowadzal te operacje.
Podniosl sluchawke telefonu z irytacja. Ilekroc podczas obchodu wywolywano go do telefonu, przekazywano mu zle wiesci. Tym razem telefonistka powiadomila go tylko, ze powinien jak najszybciej zadzwonic do matki.
Zaskoczony Thomas niezwlocznie wykrecil numer matki, ktora nigdy nie niepokoila go w godzinach pracy, jesli nie zdarzylo sie cos waznego.
– Przepraszani, ze cie niepokoje, kochany – odezwala sie Patrycja.
– Co sie stalo?
– Chodzi o twoja zone.
Nastapila chwila milczenia. Czul, ze traci resztki cierpliwosci.
– Mamo, ja naprawde jestem bardzo zajety.
– Twoja zona zlozyla mi dzis rano wizyte.
Przez krotka chwile Thomas myslal, ze wizyta ta byla zwiazana z jego wczorajsza impotencja, rychlo jednak sobie uprzytomnil, ze byl to pomysl absurdalny. To, co uslyszal od matki, okazalo sie jeszcze bardziej alarmujace.
– Przypuszcza, ze jestes swojego rodzaju narkomanem. Chyba mowila o deksedrynie.
Thomas zaniemowil na chwile z wscieklosci.
– C… co jeszcze mowila? – wyjakal w koncu.
– Sadze, ze to powinno ci wystarczyc. Powiedziala, ze naduzywasz narkotykow. Ostrzegalam cie przed ta kobieta, ale nie chciales mnie sluchac. Ty, oczywiscie, zawsze wiesz lepiej…
– Wrocimy do tej rozmowy dzis wieczorem – odparl Thomas i przerwal polaczenie.
Trzymajac wciaz sluchawke w reku, Thomas staral sie opanowac. Oczywiscie, bral od czasu do czasu pigulki. Kazdy robi to samo. Jak wiec Cassi mogla zrobic z tego wielki problem i doniesc o tym matce? On naduzywa narkotykow! Moj Boze, jakas przypadkowa pigulka nie oznacza jeszcze narkomanii!
Odruchowo wykrecil domowy numer Doris. Za trzecim dzwonkiem podniosla sluchawke zadyszana.
– Co bys powiedziala, gdybym ci zaproponowal swoje towarzystwo?
– Kiedy? – zapytala z zapalem.