ze powiedzial pan, iz Katherine Mueller zarazila sie choroba w pracy.

– A to nie zostalo udowodnione – dodala doktor Zimmerman.

– Wypowiadanie nie sprawdzonych pogladow jest oszczerstwem wobec instytucji i obniza jej reputacje – podniesionym glosem wyrzucil z siebie Kelley.

– I moze miec negatywny wplyw na poziom notowan na gieldzie – dodal od siebie Jack.

– I to takze – zgodzil sie Kelley.

– Klopot w tym, ze nie powiedzialem, iz pani Mueller zarazila sie w pracy. Powiedzialem, ze mogla sie zarazic w pracy, a to wielka roznica.

– Pani Zarelli powiedziala, iz potraktowal pan te mozliwosc jako fakt – zauwazyl Kelley.

– Powiedzialem: 'takie sa fakty', mowiac o mozliwosci. Ale dajmy spokoj, lapiemy sie za slowka. Tak naprawde przyjeliscie postawe nadmiernie nieufna. To wzbudzilo moje zainteresowanie historia szpitala i infekcjami szpitalnymi, ktore zdarzaly sie tu w przeszlosci. Co mozecie o tym powiedziec?

Kelley spurpurowial i wybuchnal. Jack na wszelki wypadek cofnal sie o krok.

– Nasze doswiadczenia z chorobami szpitalnymi to nie panski interes.

– Alez to cos, od czego nalezy zaczac – stwierdzil Jack. – No, ale zostawie to na nastepny raz. Bylo mi milo znowu panstwa widziec. Do zobaczenia.

Jack przepchnal sie przez maly tlumek i pomaszerowal przed siebie. Uslyszal za soba nagly ruch i schylil sie w uniku, spodziewajac sie nadlatujacej zlewki albo jakiegos innego porecznego przedmiotu z laboratoryjnego wyposazenia. Ale doszedl do drzwi i nic sie nie stalo. Przed szpitalem odwiazal rower i skierowal sie na poludnie.

Kluczac miedzy pojazdami w ulicznych korkach, nie mogl sie nadziwic przebiegowi dopiero co zakonczonej wizyty w Manhattan General. Najbardziej zniechecajaca byla nadwrazliwosc ludzi, z ktorymi sie spotkal. Nawet Martin, tak przyjacielsko usposobiony za pierwszym razem, teraz atakowal Jacka jak wroga. Co oni wszyscy ukrywali? I dlaczego ukrywali to przed nim?

Nie wiedzial, kto zaalarmowal gore o jego pobycie w szpitalu, ale z latwoscia domyslal sie, kto zawiadomi Binghama. Nie ludzil sie, ze Kelley nie wykorzysta kolejnej okazji do zaprotestowania.

Nie rozczarowal sie. Gdy tylko zjawil sie w biurze, pracujacy na dole ochroniarz zatrzymal go.

– Kazano mi przekazac panu, ze natychmiast po powrocie ma sie pan zglosic do szefa – poinformowal Jacka. – Doktor Washington osobiscie kazal mi to zrobic.

Zabezpieczajac rower, zastanawial sie, co powinien powiedziec Binghamowi. Nic nie przychodzilo mu do glowy.

Jadac winda na gore, zdecydowal, ze skoro nie potrafi wymyslic niczego na swoja obrone, to zaatakuje. Kiedy stanal przed biurkiem panny Sanford, ciagle jeszcze obmyslal taktyke dzialania.

– Ma pan wejsc bez czekania – powiedziala, jak zwykle nie odrywajac sie od pracy.

Jack przeszedl obok jej biurka i wszedl do gabinetu Binghama. Od razu spostrzegl, ze szef nie jest sam. Potezne cielsko Calvina wiercilo sie w poblizu oszklonej biblioteki.

– Szefie, mamy problem – powiedzial powaznie Jack. Podszedl prosto do jego biurka i dla podkreslenia powagi sytuacji uderzyl w nie dlonia. – Ciagle nie mamy diagnozy w sprawie tej Hard, a musimy ja miec tak szybko, jak to tylko mozliwe. Jezeli nie uda nam sie ustalic, co to za choroba, zblaznimy sie, szczegolnie ze prasa caly czas weszy i pisze o dzumie. Nawet pojechalem do tego Manhattan General, zeby przyjrzec sie bakteriom. Niestety, nie pomoglo.

Bingham pilnie przygladal sie Jackowi swymi kaprawymi oczkami. Mial zamiar natrzec mu uszu, teraz jednak wahal sie. Zamiast cos powiedziec, zdjal druciane okulary i przecieral je, wazac slowa Jacka. Spojrzal takze na Calvina. Ten w odpowiedzi podszedl do biurka. Jego Jack nie oszukal.

– O czym pan, do diabla, mowi? – zapytal ostro.

– O Susanne Hard – odpowiedzial Jack. – Pamieta pan. Przypadek, w zwiazku z ktorym pan i ja zalozylismy sie o dwadziescia dolarow.

– Zaklad? – zapytal Bingham. – Czyzbysmy sie stawali jaskinia hazardu?

– Niezupelnie, szefie – odparl Calvin. – To jedynie taki sposob dosadnego wyrazenia swojego zdania. Normalnie to sie nie zdarza.

– Mam nadzieje, ze nie – sapnal Bingham. – Nie zycze sobie tu zadnych zakladow, a zwlaszcza w sprawach dotyczacych diagnozowania. Nie chcialbym o czyms podobnym przeczytac w gazetach. Nasi wrogowie maja dzis dobry dzien na polowanie.

– Wracajac do Susanne Hard – wtracil Jack. – Nie bardzo wiem, co dalej robic. Mialem nadzieje, ze w bezposredniej rozmowie z laborantami w szpitalu cos uzyskam, jakas wskazowke, ale niestety nic takiego sie nie stalo. Jak pan mysli, co powinienem teraz zrobic? – Jack chcial, aby rozmowa zeszla z niebezpiecznego tematu hazardu w pracy. To moglo odwrocic uwage Binghama, ale pozniej mialby pieklo z Calvinem.

– Jestem w malym klopocie – zaczal Bingham. – Nie dalej jak wczoraj kazalem panu pozostac na miejscu i zajac sie wyznaczonymi sprawami. Szczegolnie mocno podkreslalem, zebys sie pan, do cholery, nie zblizal do Manhattan General. – Nastroj Binghama zmienil sie na gorsze.

– Gdybym chcial zalatwiac sprawy osobiste – zauwazyl Jack. – Ale to nie o to chodzilo. Pojechalem zawodowo.

– No to jak udalo sie panu znowu wyprowadzic z rownowagi ich szefa? Znowu dzwonil do cholernego biura burmistrza ze skarga na nas. Burmistrz chce wiedziec, czy pan czasami nie cierpi na jakies zaburzenia albo czy to moze ja cierpie na jakas umyslowa dolegliwosc, zatrudniajac pana.

– Mam nadzieje, ze zapewnil go pan, iz obaj jestesmy calkiem normalni – powiedzial Jack.

– Niech pan na domiar wszystkiego nie bedzie impertynencki.

– Jezeli mam byc zupelnie szczery – wyznal Jack – to powiem, ze nie mam najmniejszego pojecia, dlaczego pan Kelley tak sie rozzloscil. Moze presja tego przypadku z dzuma tak podzialala na pracownikow jego szpitala, gdyz wszyscy zachowywali sie agresywnie.

– A wiec teraz wszyscy zachowuja sie wobec pana agresywnie – zauwazyl Bingham.

– No, nie wszyscy – zaprzeczyl Jack. – Ale tam dzieje sie cos dziwnego i tego akurat jestem pewien.

Bingham spojrzal na Calvina, ktory wzruszyl ramionami i znaczaco spojrzal na sufit. Nie rozumial, o czym mowi Jack. Bingham znow popatrzyl na Jacka.

– Niech pan poslucha – zwrocil sie do niego. – Nie chce pana wyrzucac, wiec niech mnie pan nie wnerwia. Jest pan bystry. Ma pan przed soba przyszlosc. Ale ostrzegam pana, jezeli rozmyslnie bedzie pan nieposluszny i nadal bedzie nas narazal wobec wladz miejskich na niepotrzebne uwagi, nie zawaham sie ani przez moment. Czy pan zrozumial?

– Doskonale – potwierdzil Jack.

– Swietnie – powiedzial Bingham. – Prosze teraz wracac do pracy, spotkamy sie pozniej na konferencji.

Jack natychmiast posluchal rady i zniknal.

Przez chwile Bingham i Calvin milczeli zatopieni we wlasnych myslach.

– Dziwny gosc – stwierdzil Bingham. – Nie potrafie go rozszyfrowac.

– Ani ja – przyznal Calvin. – Jego niezaprzeczalna zaleta jest bystrosc i ochota do ciezkiej pracy. Jest bardzo zaangazowany. Ile razy ma dyzur przy autopsjach, zawsze jest pierwszy w sali.

– Wiem i dlatego nie moge go od razu wylac. Skad u niego tyle zuchwalstwa? Przeciez musi wiedziec, ze to zle nastraja ludzi, a nie wydaje sie, zeby go to zniechecalo. Jest lekkomyslny, sam sie unicestwia, do czego wczoraj wrecz sie przyznal. Dlaczego?

– Nie wiem. Czasami mam wrazenie, ze to zlosc. Ale na co? Nie mam pojecia. Kilka razy probowalem z nim porozmawiac na towarzyskiej stopie, ale to rownie bezskuteczne jak wyciskanie wody z kamienia.

Rozdzial 15

Czwartek, godzina 20.30, 21 marca 1996 roku

Teresa i Colleen wysiadly z taksowki na Drugiej Avenue, pomiedzy Osiemdziesiata Osma a Osiemdziesiata Dziewiata, kilka domow od 'Elaine', i poszly spacerkiem do restauracji. Nie mogly podjechac pod samo wejscie,

Вы читаете Zaraza
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату