przedsiebiorczej kobiety, ktora w niej widzial.

Teresa dostrzegla jego badawcze spojrzenie i usmiechnela sie kokieteryjnie.

– Zaryzykuj! – rzucila wyzwanie.

– Dlaczego mam przeczucie, ze kieruje toba jakis ukryty motyw? – zapytal.

– Moze dlatego, ze to prawda – odparla. – Podsunales mi pomysl na nowa kampanie reklamowa. Bylam nawet gotowa przyznac, iz mozesz byc doskonalym natchnieniem, ale dzisiaj przy kolacji zmienilam zdanie.

– Mam sie czuc wykorzystany czy dowartosciowany? Jak to sie stalo, ze dostarczylem ci pomysl do nowej kampanii reklamowej?

– Chodzi o te rozmowe o dzumie w Manhattan General – odpowiedziala. – To naprowadzilo mnie na problem chorob szpitalnych.

Przez chwile zastanawial sie nad tym, co uslyszal.

– No i dlaczego w koncu zmienilas zdanie i powiedzialas mi o tym, a nawet szukasz rady? – zapytal w koncu.

– Bo przyszlo mi do glowy, ze moze spodoba ci sie ten pomysl – wyjasnila. – Mowiles, ze jestes przeciwny reklamom medycznym, bo nie maja nic wspolnego z jakoscia uslug. Coz, kampania mowiaca o infekcjach szpitalnych z pewnoscia bedzie miala.

– Przyjmijmy – powiedzial Jack.

– Daj spokoj, oczywiscie, ze bedzie miala. Jezeli szpital jest dumny ze swoich wynikow, dlaczego nie mialby ich ujawnic opinii spolecznej?

– W porzadku, poddaje sie. Chodzmy obejrzec to twoje biuro.

Pojawil sie problem z rowerem, ktory stal przymocowany do znaku 'Zakaz parkowania'. Po krotkiej dyskusji postanowili go zostawic i pojechac taksowka. W drodze powrotnej do domu Jack mial przyjsc po niego.

Po kilku korkach i dzikiej, brawurowej jezdzie taksowkarza – rosyjskiego emigranta zjawili sie przed budynkiem firmy Willow i Heath. Jack chwiejnym krokiem wysiadl z samochodu.

– Boze! – powiedzial. – Ludzie oskarzaja mnie, ze ryzykuje zycie, jezdzac po miescie rowerem. To nic w porownaniu z jazda z takim maniakiem za kolkiem.

Jakby dla podkreslenia slow Jacka, taksowkarz wcisnal gaz i z piskiem opon zniknal wsrod samochodow jadacych Madison Avenue.

O dziesiatej trzydziesci budynek byl zamkniety, Teresa musiala wiec uzyc klucza do glownego wejscia. Gluchy odglos krokow na pustej, marmurowej posadzce hallu rozszedl sie echem po wnetrzu. Nawet jek windy zdawal sie glosny w panujacej dookola ciszy.

– Czesto tu bywasz po godzinach? – zapytal Jack.

Teresa zasmiala sie.

– Caly czas. Prawie tu mieszkam.

W milczeniu pojechali na gore. Kiedy drzwi sie otworzyly, Jack z zaskoczeniem odkryl, ze cale pietro jest oswietlone, a na korytarzu panuje ruch jak w poludnie. Zapracowane postacie schylaly sie nad niezliczonymi deskami kreslarskimi.

– Co wy tu robicie? Pracujecie na dwie zmiany? – zapytal zdziwiony.

Teresa znowu odpowiedziala smiechem.

– Nie, skadze. Oni sa tu od rana. Reklama to swiat rywalizacji. Jesli chcesz w tym pracowac, musisz poswiecic caly swoj czas. Zbliza sie kilka przegladow.

Przeprosila na chwile swego goscia i podeszla do kobiety stojacej przy najblizszej desce. Podczas gdy rozmawialy, Jack przyjrzal sie obszernemu pomieszczeniu. Nie spodziewal sie az tylu stanowisk pracy. Oprocz nich bylo kilka samodzielnych pokoi polaczonych wspolna sciana od strony windy.

Po chwili Teresa wrocila.

– Alice przedstawi zaraz material – powiedziala. – Pojdziemy do pokoju Colleen.

Wprowadzila Jacka do jednego z pokoi i wlaczyla swiatlo. W porownaniu z otwarta przestrzenia pracowni bylo to male, pozbawione okien, klaustrofobiczne pomieszczenie calkowicie zawalone gazetami, ksiazkami, magazynami i tasmami wideo. Stalo tu takze kilka sztalug z przygotowanym do uzycia kartonem rysunkowym.

– Z pewnoscia Colleen nie wezmie mi za zle, jesli zrobie nieco miejsca na biurku. – Mowiac to, przesunela na bok stos pomaranczowych kalek, zebrala kilka ksiazek i polozyla na podlodze. Gdy skonczyla, w pokoju zjawila sie Alice.

Teresa przedstawila ich sobie i kazala Alice omowic nowe pomysly reklamowe.

Jack bardziej zainteresowal sie procesem niz trescia powstajacych reklam. Nigdy sie nie zastanawial nad tym, jak powstaja telewizyjne reklamy, i musial z szacunkiem przyznac, ze wymaga to wielkiej pomyslowosci i ciezkiej pracy.

Wyjasnienia zabraly Alice okolo pietnastu minut. Kiedy skonczyla, zebrala materialy i spojrzala na Terese. Najwyrazniej czekala na dalsze instrukcje. Teresa jednak tylko podziekowala i odeslala ja do pracowni.

– No i tak to wlasnie jest – odezwala sie do Jacka. – Oto garsc pomyslow, ktore zrodzily sie z tematu o chorobach szpitalnych. Co o tym sadzisz?

– Jestem pod wrazeniem waszej ciezkiej pracy – odparl.

– Bardziej interesuje mnie twoje zdanie w tej konkretnej sprawie. Co sadzisz o reklamowce, w ktorej do szpitala przychodzi Hipokrates i wrecza medal 'Po pierwsze nie szkodzic'?

Jack wzruszyl ramionami.

– Nie uwazam siebie za kompetentnego krytyka filmow reklamowych.

– Oj, daj spokoj – odpowiedziala, znaczaco unoszac oczy. – Chce uslyszec twoje zdanie jako przecietnego czlowieka. To nie jest zaden quiz na inteligencje. Co bys powiedzial, gdybys zobaczyl te reklamowke w telewizji, powiedzmy w przerwie meczu o Super Bowl.

– Mysle, ze to sprytne – przyznal.

– Czy zdecydowalbys sie skorzystac ze szpitala National Health, gdyby sie okazalo, ze przypadki infekcji szpitalnych sa u nich rzadkie?

– Kto wie.

– Dobra – powiedziala, starajac sie zachowac spokoj. – Moze masz jakies inne pomysly. Co jeszcze moglibysmy zrobic?

Jack zastanawial sie kilka minut.

– Moglibyscie takze wykorzystac Olivera Wendella Holmesa i Josepha Listera.

– Czy Holmes nie byl poeta? – zapytala Teresa.

– Ale rowniez lekarzem – wyjasnil Jack. – On i Lister zrobili pewnie wiecej niz ktokolwiek inny, aby lekarze po kazdym kontakcie z pacjentem myli rece. Tak, Semmelweis takze pomogl. W kazdym razie mycie rak to najwazniejsza sprawa, jesli chce sie powstrzymac choroby roznoszone w szpitalach.

– Hmmm – zastanowila sie Teresa. – To brzmi interesujaco. Osobiscie uwielbiam takie starocie. Od razu pojde do Alice i niech zleci komus rozpracowanie tematu.

Oboje wyszli z pokoju Colleen. Teresa podeszla do Alice i chwile rozmawialy.

– W porzadku – powiedziala, gdy wrocila do Jacka. – Kula zaczela sie toczyc. Chodzmy stad. – W windzie Teresa wysunela nastepna propozycje. – A moze skoczylibysmy teraz do twojego biura? – zapytala. – Skoro widziales moje, to byloby milo, gdybys zaprosil mnie do siebie.

– Nie chcialabys tego ogladac. Wierz mi.

– Sprobujmy.

– Mowie prawde. To nie jest przyjemne miejsce.

– Ale mysle, ze interesujace – upierala sie Teresa. – Kostnice widzialam tylko na filmie. Kto wie, moze zrodzi sie z tego jakis nowy pomysl. A poza tym, gdy zobacze, gdzie pracujesz, to pewnie zrozumiem cie troszke lepiej.

– Nie jestem pewien, czy chce byc rozumiany.

Wyszli z budynku i staneli na chwile na chodniku.

– No i jak? Przeciez to nie moze zabrac zbyt wiele czasu, a i tak nie jest jeszcze pozno.

– Ale z ciebie uparciuch – skomentowal jej nalegania Jack. – Czy ty zawsze stawiasz na swoim?

– Zazwyczaj – przyznala i dodala ze smiechem: – Ale wole myslec o sobie jako o nieustepliwej.

– Niech bedzie – zgodzil sie. – Nie mow mi jednak, ze cie nie ostrzegalem.

Zawolali taksowke. Jack podal adres. Kierowca natychmiast zawrocil i skierowal sie na Park Avenue.

Вы читаете Zaraza
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату