– Odnioslam wrazenie, ze jestes samotnikiem – powiedziala Teresa.

– Jestes niezwykle spostrzegawcza.

– Nie musisz byc taki zgryzliwy.

– Tym razem akurat nie bylem.

Gdy w polmroku taksowki spojrzeli na siebie, na ich twarzach zatanczyly promienie swiatla z ulicznych latarni.

– Trudno odgadnac, jak sie zachowywac w twoim towarzystwie – stwierdzila.

– Moglbym powiedziec to samo.

– Byles kiedys zonaty? Jezeli nie masz nic przeciwko takim pytaniom.

– Tak, bylem.

– I nie wyszlo? – raczej wyciagnela wniosek, niz pytala.

– Byl pewien problem – przyznal Jack. – Ale nie bardzo mam ochote o tym mowic. A ty? Mialas meza?

– Tak, mialam. – Westchnela i spojrzala przez okno jadacego samochodu. – Ale ja takze wole o tym nie mowic.

– No i juz lacza nas dwie rzeczy – zauwazyl Jack. – To samo odczuwamy w nocnych klubach i oboje nie lubimy rozmawiac o poprzednich malzenstwach.

Jack poprosil, aby kierowca zatrzymal sie na Trzydziestej przy wejsciu do gmachu medycyny sadowej. Z zadowoleniem odnotowal brak obu furgonetek. Pomyslal, ze to znak, iz na stolach nie leza zadne swieze ciala. Chociaz to Teresa nalegala na wizyte, nie chcial jednak niepotrzebnie narazac jej na odpychajacy widok.

Nie odezwala sie ani slowem, kiedy Jack prowadzil ja wzdluz sciany zbudowanej z lodowek przeznaczonych do przechowywania ludzkich cial. Dopiero kiedy zobaczyla stos sosnowych trumien, zapytala, po co tu stoja.

– Przeznaczone sa dla nie zidentyfikowanych osob oraz dla tych, po ktore nikt sie nie zglasza – wyjasnil. – Ich ciala sa pozniej palone w miejskim krematorium.

– Czy to sie czesto zdarza?

– Bez przerwy.

Teraz zabral ja do sali autopsyjnej. Otworzyl drzwi do umywalni. Teresa zajrzala, ale nie weszla. Sala byla doskonale widoczna przez oszklone drzwi. Stalowoszare stoly autopsyjne polyskiwaly w mdlym swietle.

– Sadzilam, ze to bedzie bardziej nowoczesne miejsce -przyznala. Bardzo uwazala, by niczego nie dotknac.

– Kiedys bylo – stwierdzil Jack. – Juz dawno mialo zostac poddane kompletnej modernizacji. Tak sie sklada, ze miasto jest w ciaglym kryzysie finansowym i wielu politykow skutecznie sprzeciwia sie topieniu tu pieniedzy. Zdobycie odpowiednich funduszy jest trudne, z drugiej jednak strony otrzymalismy supernowoczesne wyposazenie do badania DNA.

– Gdzie jest twoj pokoj?

– Na czwartym pietrze.

– Moge go zobaczyc?

– Czemu nie? Doszlismy tak daleko, to mozemy wejsc i tam.

Przeszli znow obok kostnicy i poczekali na winde.

– Trudno tu sie dobrze czuc, prawda? – zapytal Terese.

– Ma nieco makabryczna atmosfere – przytaknela.

– Pracujac tu, zapominamy, jak takie miejsce oddzialuje na kogos z zewnatrz- stwierdzil Jack, chociaz byl pod wielkim wrazeniem spokoju i opanowania, ktore okazywala Teresa.

Winda wreszcie zjechala, wiec wsiedli, Jack wcisnal guzik i ruszyli na gore.

– Jak to sie stalo, ze zdecydowales sie na ten rodzaj kariery? Miales trudnosci na studiach?

– Rany boskie, nie – odpowiedzial zaskoczony. – Chcialem czegos czystego, technicznie zaawansowanego, emocjonalnie wypelniajacego, no i lukratywnego. Tak zostalem okulista.

– I co sie stalo?

– Moja praktyke diabli wzieli, a raczej AmeriCare. Nie chcialem pracowac ani dla nich, ani dla podobnej korporacji i zrezygnowalem. To przeklety czas niepotrzebnych lekarzy specjalistow.

– Czy bylo az tak ciezko?

Jack nie od razu odpowiedzial. Winda zatrzymala sie na czwartym pietrze.

– Niezwykle ciezko – powiedzial i poszedl korytarzem w strone gabinetu. – Przede wszystkim z powodu samotnosci.

Teresa spojrzala na Jacka. Nie spodziewala sie, ze on moze narzekac na samotnosc. Uwazala, ze jest samotnikiem z wyboru. Gdy patrzyla na niego, zdawalo sie jej, ze dyskretnie wytarl oko. Lza? Najwyrazniej byla w tym jakas tajemnica.

– Jestesmy – oznajmil. Otworzyl kluczem drzwi i wcisnal przelacznik swiatla.

Wnetrze przedstawialo gorszy widok, niz sie spodziewala. Ciasny, waski pokoik. Zapelnialy go szare, stare, metalowe meble. Sciany gwaltownie potrzebowaly malowania. Pod sufitem bylo pojedyncze, brudne okno.

– Dwa biurka? – zapytala.

– Siedze tu z Chetem – wyjasnil.

– A ktore jest twoje?

– To z balaganem. Historia z dzuma pochlonela mnie bardziej niz zwykle. Jestem spozniony, bo nie cierpie papierkowej roboty.

– Doktorze Stapleton! – ktos zawolal go po nazwisku.

Okazalo sie, ze to Janice Jaeger.

– Dowiedzialam sie od straznika, ze pan tu jest – wyjasnila, przywitawszy sie z Teresa. – Probowalam zlapac pana w domu.

– Co sie stalo?

– Dzwonili z laboratorium. Maja wyniki testu fluorescencyjnego na antyciala na probce z pluca Susanne Hard. Tak jak pan prosil. Wynik wskazuje na tularemie.

– Zartujesz? – Wzial raport z reki Janice i z niedowierzaniem zaczal go studiowac.

– Co to jest ta tularemia? – zapytala Teresa. – Jeszcze jedna choroba zakazna – odpowiedzial. – Pod wieloma wzgledami przypomina dzume.

– Gdzie przebywala pacjentka? – Teresa domyslala sie odpowiedzi.

– Takze w Manhattan General. Naprawde nie moge uwierzyc. Nadzwyczajne! – Pokrecil glowa.

– Musze wracac do pracy – powiedziala Janice. – Jesli bedzie mnie pan potrzebowal, prosze dac znac.

– Przepraszam, nie mialem pojecia, ze pani jeszcze tu jest. Dziekuje za informacje.

– Drobiazg. – Machnela reka i poszla w strone windy.

– Czy tularemia jest rownie niebezpieczna jak dzuma? -zapytala Teresa.

– Trudno je porownywac. Ale jest grozna, szczegolnie ta jej postac, ktora wywoluje zapalenie pluc. Potrafi byc niezwykle zarazliwa. Gdyby Susanne Hard byla tu z nami, moglaby powiedziec, jak okropna potrafi byc ta choroba.

– Dlaczego jestes tak zaskoczony? Czy jest takze rownie rzadka jak dzuma?

– Prawdopodobnie nie. Wystepuje na wiekszym obszarze Stanow niz dzuma, szczegolnie w poludniowych regionach, na przyklad w Arkansas. Jednak, podobnie jak dzuma, raczej nie zdarza sie w zimie, a juz na pewno nie na polnocy. Tutaj moze stanowic problem pozna wiosna i latem, jezeli w ogole wystapi. Potrzebuje nosiciela tak jak dzuma. Tyle ze zamiast szczurzych pchel roznosza ja kleszcze lub komary.

– Wszystkie kleszcze lub komary? – Rodzice Teresy mieli chate w gorach Catskill, dokad miala zamiar pojechac latem. Dom stal na odludziu, otoczony lasami i lakami. W okolicy bez trudu mozna bylo trafic na kleszcze i roilo sie od komarow.

– Bakterie powodujace zarazenie przenosza male ssaki, na przyklad szczury i kroliki… – Juz zamierzal rozpoczac wyklad, ale nagle przerwal. Przypomniala mu sie poranna rozmowa z Maurice'em, mezem Susanne. Susanne uwielbiala jezdzic do Connecticut, spacerowac po lesie i karmic dzikie kroliki!

– Moze to kroliki? – mruknal pod nosem.

– Co mowisz?

Przeprosil, ze myslal glosno. Otrzasnal sie z chwilowego oszolomienia i poprosil Terese, zeby usiadla na krzesle przy biurku Cheta. Strescil jej rozmowe z mezem Susanne i wyjasnil, jakie znaczenie dla rozprzestrzeniania tularemii maja dzikie kroliki.

Вы читаете Zaraza
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату