– Wedlug mnie to mozliwe – uznala Teresa.
– Klopot w tym, ze jej ewentualny kontakt z krolikami mial miejsce dwa tygodnie temu – zadumal sie Jack. Bebnil palcami w sluchawke telefonu. – To dlugi okres wylegania, szczegolnie dla postaci wywolujacej zapalenie pluc. Oczywiscie, jezeli nie zlapala tego w Connecticut, mogla sie zarazic tu, w szpitalu. Szpitalna tularemia ma tyle samo sensu co szpitalna dzuma.
– Tak czy siak ludzie powinni o tym wiedziec. – Skinela w strone telefonu. – Mam nadzieje, ze podobnie jak szpital, ty rowniez porozumiales sie z mediami.
– Ani oni, ani ja – odpowiedzial. Spojrzal na zegarek. Nie minela jeszcze polnoc. Podniosl sluchawke i wystukal numer. – Dzwonie do mojego bezposredniego szefa. Rozsadnie bedzie dac mu pierwszenstwo. Zajmowanie sie takimi sprawami nalezy do niego.
Calvin odebral zaraz po pierwszym sygnale. Odezwal sie mrukliwym tonem, jakby wyrwano go ze snu. Jack przedstawil sie uprzejmie.
– Lepiej, zeby to bylo wazne – warknal Calvin.
– Dla mnie jest. Chcialem panu oznajmic, iz jest mi pan winien nastepne dziesiec dolarow.
– Do cholery z toba! – wybuchnal. – Jezeli to jakis kolejny chory kawal…
– To nie kawal – stwierdzil Jack. – Wlasnie otrzymalismy raport z laboratorium. Manhattan General oprocz dwoch przypadkow dzumy ma takze jeden przypadek tularemii. Jestem tak samo zaskoczony jak inni.
– Dzwonili do pana z laboratorium?
– Nie. Otrzymalem wiadomosc od jednego z asystentow z dochodzeniowki.
– Jest pan w biurze? – zapytal Calvin.
– Jasne, ze jestem. Urabiam sobie rece po lokcie.
– Tularemia? – zapytal Calvin, jakby chcial sie upewnic. -Musze sobie na ten temat poczytac. Chyba nigdy nie widzialem zadnego przypadku.
– Ja tez przeczytalem o tym dopiero dzis rano – przyznal sie Jack.
– Niech sie pan upewni, ze nie ma u nas zadnych przeciekow. Nie bede teraz dzwonil do Binghama, bo o tej porze i tak nic nie zrobimy. Zawiadomie go zaraz z rana i niech on powiadomi cala reszte.
– Jasne – przytaknal Jack.
– Wiec masz to zatrzymac w tajemnicy – odezwala sie Teresa ze zloscia w glosie, gdy odlozyl sluchawke.
– Nie ja za to odpowiadani.
– Tak, wiem – powiedziala sarkastycznie. – To nie twoja dzialka.
– Wpadlem juz w niezle tarapaty, dzwoniac na wlasna reke do wladz miejskich w sprawie dzumy i nie mam zamiaru tego powtarzac. Rano wiadomosc i tak rozejdzie sie wlasciwymi kanalami.
– A co z ludzmi w Manhattan General, ktorzy spodziewaja sie, ze maja do czynienia z dzuma? Moze maja i te nowa chorobe. Uwazam, ze powinienes ich powiadomic jeszcze dzisiejszej nocy.
– To celna uwaga – przyznal. – Ale tak naprawde nie ma znaczenia. Postepowanie przy tularemii jest identyczne jak przy dzumie. Poczekamy wiec do rana. Poza tym zostalo juz tylko kilka godzin.
– A co sie stanie, jesli ja zawiadomie prase?
– Jestem zmuszony prosic cie, abys tego nie robila. Slyszalas rownie dobrze jak ja, co powiedzial moj szef. Jezeli przeprowadza dochodzenie, trafia do mnie.
– Ty nie lubisz reklam w medycynie, a ja nie lubie polityki w medycynie – stwierdzila Teresa.
– Amen – odparl Jack.
Rozdzial 16
Piatek, godzina 6.30, 22 marca 1996 roku
Pomimo ze druga noc z rzedu kladl sie spac znacznie pozniej niz zwykle, juz o piatej trzydziesci nad ranem Jack obudzil sie calkiem rzeski. Zastanawial sie nad ironia rzeczy. Zeby miedzy przypadkami dzumy pojawila sie takze tularemia? Przedziwny zbieg okolicznosci, szczegolnie ze to on postawil obie diagnozy. To sztuka bez watpienia warta dziesieciu dolarow i dwudziestu pieciu centow, ktore wygral od Calvina i Laurie.
Mysli tak wirowaly mu w glowie, ze wszelkie proby zasniecia okazaly sie daremne. W efekcie wstal, zjadl sniadanie i przed szosta znalazl sie na rowerze. O tej porze panowal mniejszy niz zwykle ruch uliczny, wiec w pracy zjawil sie rekordowo wczesnie.
Po przyjezdzie udal sie najpierw do pokoju lekarskiego, aby zobaczyc sie z Laurie i Vinniem. Nie bylo ich jeszcze w pracy. Wracajac korytarzem, zapukal do Janice. Wydala mu sie bardziej zmeczona niz zazwyczaj.
– Co za noc – przywitala Jacka.
– Zapracowana? – zapytal.
– To sie samo przez sie rozumie. Glownie przez te kolejne przypadki. Co sie dzieje w tym Manhattan General?
– Ilu dzisiaj?
– Trzy przypadki i w zadnym z nich nie mamy pozytywnego testu na dzume, chociaz takie postawiono diagnozy. Cala trojka zmarla w piorunujacym tempie. Wszyscy zeszli po dwunastu lub niewielu wiecej godzinach od pojawienia sie pierwszych objawow. To przerazajace.
– We wszystkich dotychczasowych przypadkach zgon nastepowal blyskawicznie – stwierdzil Jack.
– Sadzisz, ze te dzisiejsze to tularemia?
– Wielce prawdopodobne – odparl. – Szczegolnie, jesli, jak powiedzialas, testy nie wykazaly dzumy. Nie wspominalas nikomu o diagnozie w przypadku Susanne Hard, prawda?
– Musialam sie ugryzc w jezyk, zeby nie powiedziec, ale nie powiedzialam. Kilka gorzkich doswiadczen przekonalo mnie, ze moim zadaniem jest zbierac informacje, a nie rozpowszechniac je.
– To musielismy miec podobne doswiadczenia – stwierdzil Jack. – Skonczylas z tymi trzema nowymi?
– Sa twoje – odpowiedziala, wreczajac mu trzy teczki z dokumentami.
Jack zabral papiery i wrocil do pokoju lekarskiego. Vinnie'ego nie bylo, wiec sam musial przygotowac kawe. Z kubkiem w dloni usiadl i zaczal przegladac materialy.
Niemal natychmiast znalazl cos dziwnego. Pierwsza ofiara byla czterdziestodwuletnia Maria Lopez. Pracowala w centralnym zaopatrzeniu w Manhattan General Hospital! Nie dosc tego. Pracowala na tej samej zmianie co Katherine Mueller!
Jack zamknal oczy i zaczal sie zastanawiac, jak dwie pracownice zaopatrzenia mogly w tym samym czasie zapasc na dwie smiertelne choroby zakazne. To nie mogl byc zwykly przypadek. Obie musialy zarazic sie w pracy. Pytanie brzmialo: Jak?
W myslach powrocil do magazynu szpitalnego. Widzial polki i przejscia miedzy nimi, nawet ubiory pracownikow. Ale nie dostrzegl nic, co moglo stanowic droge zakazenia smiertelnymi zarazkami. Centralne zaopatrzenie nie mialo nic wspolnego z wywozem nieczystosci ani nawet z pralnia. Kierowniczka wspomniala rowniez, ze mozliwosci zetkniecia sie z pacjentami sa niewielkie.
Wrocil do czytania pozostalych raportow. Po sprawie Nodelmana Janice konsekwentnie zbierala informacje o zwierzetach, wyjazdach i gosciach z odleglych stron. W sprawie Marii Lopez wszystkie odpowiedzi byly negatywne.
Zaczal przegladac druga teczke. Zmarla nazywala sie Joy Hester. Tym razem nie wyczuwal wielkiej tajemnicy. Joy byla pielegniarka na oddziale ginekologiczno-polozniczym i miala bezposredni kontakt z Susanne Hard przed i po ujawnieniu sie objawow choroby. Jedynie to, ze zarazanie tularemia przez chorego czlowieka jest niezwykle malo prawdopodobne, kazalo mu sie wstrzymac z wyrazeniem ostatecznej opinii.
Trzecia osoba byl Donald Lagenthorpe, trzydziestoosmioletni inzynier-nafciarz przyjety do szpitala poprzedniego ranka. Trafil przez izbe przyjec, w ktorej zjawil sie z ostrym atakiem astmy. Zaaplikowano mu sterydy w kroplowce, lek rozszerzajacy oskrzela, nawilzanie powietrza i kilkugodzinny odpoczynek w lozku. Wedlug notatek Janice, jego stan poprawial sie i nalegal nawet, zeby go wypisac, gdy nagle pojawily sie ostre bole glowy w czesci czolowej.
Bole wystapily po poludniu, a towarzyszyly im dreszcze i goraczka. Nastepnie pojawil sie meczacy kaszel i
