wyeliminowac. Nie ma niebezpieczenstwa zajscia w ciaze. Nawet nie trzeba sie calkiem rozbierac…
Oszczedze wam dalszych szczegolow.
Stara gwardia – tak nazywam tych, ktorzy skonczyli osiemnascie lat – powitala Squaresa cieplo. Znaja go i lubia. Moja obecnosc ich speszyla. Minelo troche czasu, od kiedy bylem na pierwszej linii. Mimo to niektorzy z weteranow rozpoznali mnie, co sprawilo mi swoista przyjemnosc.
Squares podszedl do prostytutki zwanej Candi. Ruchem glowy wskazala dwie drzace dziewczyny skulone w bramie. Obrzucilem je uwaznym spojrzeniem. Najwyzej szesnastoletnie, przesadnie umalowane. Scisnelo mi sie serce. Mialy na sobie superkrotkie szorty i sztuczne futerka, a na nogach wysokie szpilki. Czesto zastanawialem sie, skad biora te stroje. Czyzby alfonsi prowadzili specjalne sklepy z ubiorami dla dziwek?
– Swieze mieso – powiedziala Candi.
Squares zmarszczyl brwi i kiwnal glowa. Najlepsze cynki dostajemy od weteranek. Robia to z dwoch powodow. Po pierwsze, wyprowadzajac nowe z obiegu, eliminuja konkurencje. Na ulicy szybko traci sie urode. Szczerze mowiac, Candi wygladala odrazajaco. Nowe dziewczyny, chociaz musza kulic sie w bramie dopoty, dopoki nie zdobeda wlasnego terenu, na pewno zostana zauwazone.
Po drugie, one naprawde chca pomoc. Nie sadzcie, ze jestem naiwny. Wiem jednak, ze pamietaja, co im sie przytrafilo. I chociaz moze nie mowia glosno o tym, ze wybraly zla droge, to zdaja sobie sprawe, ze dla nich jest juz za pozno. Nie moga wrocic. Kiedys spieralem sie z Candimi tego swiata. Uwazalem, ze nigdy nie jest za pozno, ze jeszcze moga zmienic swoje zycie. Mylilem sie. Wlasnie dlatego musimy dotrzec do nich jak najszybciej. Po tym, jak mina pewien punkt, nie zdolamy ich uratowac. Zmiany sa nieodwracalne. Ulica pozera je i wypluwa – zniszczone, zuzyte. Dla nas sa stracone. Umra na ulicy albo skoncza w wiezieniu czy w do – mu wariatow.
– Gdzie Raquel? – zapytal Squares.
– Pracuje w samochodzie – odparla Candi.
– Wroci?
– Tak.
Squares skinal glowa i podszedl do dwoch nowych. Jedna juz nachylala sie do okienka buicka. Nie wyobrazacie sobie, jakie to frustrujace. Chcialoby sie doskoczyc i przerwac to. Odciagnac dziewczyne, wepchnac reke w gardlo frajera i wyrwac mu pluca. A przynajmniej pogonic go, zrobic mu zdjecie czy tez cokolwiek innego. Nic jednak nie mozesz uczynic, bo stracisz zaufanie. A wtedy staniesz sie bezuzyteczny.
Trudno bylo patrzec na to bezczynnie. Na szczescie, nie jestem wyjatkowo odwazny czy agresywny. To troche ulatwia sytuacje.
Zobaczylem, jak drzwi buicka sie otwieraja. Wydawalo sie, ze samochod pochlania dziewczyne. Znikla, wessana przez ciemnosc. Chyba nigdy przedtem nie czulem sie tak bezradny. Spojrzalem na Squaresa. Nie odrywal oczu od wozu. Buick odjechal wraz z dziewczyna, jakby nigdy nie istniala.
Squares podszedl do tej, ktora zostala. Ruszylem za nim, trzymajac sie z tylu. Dolna warga dziewczyny drzala, jakby powstrzymywala placz, lecz spogladala wyzywajaco. Najchetniej wsadzilbym ja do furgonetki, w razie potrzeby uzywajac sily. Nasza praca w ogromnym stopniu opiera sie na samokontroli. Wlasnie dlatego Squares jest w niej mistrzem. Zatrzymal sie pol metra przed dziewczyna, przezornie nie naruszajac jej przestrzeni.
– Czesc – powiedzial.
– Spojrzala na niego i mruknela:
– Czesc.
– Pomyslalem, ze moglabys mi pomoc. – Squares przysunal sie blizej i wyjal z kieszeni zdjecie. – Moze ja widzialas?
Dziewczyna nawet nie spojrzala na zdjecie.
– Nikogo nie widzialam.
– Prosze – rzekl Squares z cholernie anielskim usmiechem – nie jestem gliniarzem. Probowala udawac twarda.
– Tak sie domyslilam – powiedziala. – Rozmawiales z Candi i innymi. Squares przysunal sie jeszcze blizej.
– My, to znaczy moj kolega i ja…
Slyszac to, pomachalem jej reka i usmiechnalem sie.
– …usilujemy uratowac te dziewczyne. Teraz zaciekawiona, zmruzyla oczy.
– Uratowac przed czym?
– Szukaja jej pewni bardzo zli ludzie.
– Kto?
– Jej alfons. My pracujemy dla Covenant House. Slyszalas o nas? Wzruszyla ramionami.
– To miejsce, gdzie mozna sie zatrzymac – ciagnal Squares. – Nic szczegolnego. Mozna tam wpasc i zjesc goracy posilek, przespac sie w cieplym lozku, skorzystac z telefonu, dostac czyste ubrania i tak dalej. W kazdym razie ta dziewczyna – znow pokazal zwyczajne zdjecie bialej mlodej dziewczyny z aparatem na zebach – ma na imie Angie. Zawsze podawaj imie. To zbliza.
– Byla u nas. To naprawde fajny dzieciak. Chodzila na kursy wieczorowe i znalazla prace. Zmienila swoje zycie, wiesz?
Dziewczyna milczala. Squares wyciagnal reke.
– Wszyscy nazywaja mnie Squares – rzekl. Dziewczyna westchnela, a potem podala mu swoja.
– Jestem Jeri.
– Milo mi cie poznac.
– Taak. Nie widzialam tej Angie i jestem troche zajeta.
W tym momencie nalezalo wlasciwie ocenic sytuacje. Zaczniesz naciskac zbyt mocno, a stracisz dziewczyne na zawsze. Ukryje sie w swojej norze i nigdy z niej nie wyjdzie. Wszystko, co byles w stanie zrobic, to zasiac ziarno. Przekonac ja, ze jest jeszcze oaza, cicha przystan, bezpieczne miejsce, gdzie czeka na nia posilek i pomoc. Wskazac miejsce, gdzie choc na jedna noc moze sie schronic i nie wychodzic na ulice. Kiedy juz tam sie znajdzie, otoczyc ja bezgraniczna miloscia. Jednak nie teraz. W tym momencie tylko bys ja przerazil. Sklonil do ucieczki.
I chociaz pekalo ci przy tym serce, nic wiecej nie mogles zrobic.
Malo kto potrafil przez dluzszy czas wykonywac te robote. A ci, ktorzy umieli i odnosili w niej szczegolne sukcesy, byli… troche stuknieci. Musieli byc.
Squares zawahal sie. Od kiedy go znalem, stosowal te sztuczke z „zaginiona dziewczyna”. Widoczna na zdjeciu dziewczyna, prawdziwa Angie, umarla przed pietnastoma laty. Zamarzla na ulicy. Squares znalazl ja za pojemnikiem na smieci. Na pogrzebie matka Angie dala mu te fotografie. Chyba nigdy sie z nia nie rozstawal.
– Dobra, dzieki. – Squares wyjal wizytowke i podal Jeri. – Jesli ja zobaczysz, dasz mi znac? Mozesz dzwonic o kazdej porze. Kiedy zechcesz.
Wziela wizytowke i obrocila ja w palcach.
– No, moze…
Znowu chwila wahania. Potem Squares rzekl:
– Na razie.
– Taak.
Zrobilismy cos, co bylo najtrudniejsze: odeszlismy.
Raquel tak naprawde mial na imie Roscoe. A przynajmniej tak nam powiedzial – a moze powiedziala. Nigdy nie wiedzialem, czy zwracac sie do Raquela jak do mezczyzny, czy kobiety. Pewnie powinienem go (czy tez ja) o to zapytac.
Znalezlismy ze Squaresem samochod zaparkowany przed zamknieta brama dostawcza. Typowe miejsce do numerkow na ulicy. Okna wozu byly zaparowane, ale i tak trzymalismy sie z daleka. Dobrze wiedzielismy, co sie tam dzieje, i nie mielismy ochoty tego ogladac.
Po chwili otworzyly sie drzwiczki samochodu i zobaczylismy Raquela. Jak juz pewnie sie domyslacie, Raquel jest transwestyta, stad watpliwosci co do plci. O transseksualistach zazwyczaj mowi sie w formie zenskiej, ale z transwestytami nie jest to takie proste. Czasem stosuje sie forme zenska, lecz moze to byc odebrane jako przesadnie poprawne.
Chyba wlasnie tak bylo w przypadku Raquela.
Wygramolil sie z samochodu, siegnal do torebki i wyjal aerozol do ust. Trzy psikniecia, chwila namyslu i